Turcja odbierze klientów Chinom?
Nawet o 600 proc. wzrósł w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy średni koszt transportu towarów drogą morską z Chin do Europy. Wygranymi w tej sytuacji są m.in. eksporterzy z Turcji. To w ich stronę coraz częściej spoglądają polskie firmy, szukając alternatywy dla importu z Państwa Środka - wskazuje w swoim komentarzu Adam Stosio, dyrektor zarządzający Ebury Polska.
Już średnio ponad 13 tys. dolarów trzeba zapłacić za transport jednego kontenera na popularnym szlaku handlowym Shanghai-Rotterdam. To ponad 620 proc. więcej niż przed rokiem. Kilkakrotnie więcej niż rok temu, 12,7 tys. dolarów, kosztuje też kontener na trasie Shanghai-Genua. Ale opłata za przewóz towarów na szlakach morskich Chiny-Europa osiąga czasem pułap nawet 20 tys. dol. za kontener. To efekt niewystarczającej liczby kontenerów i zaburzeń w globalnych łańcuchach dostaw, które wywołała pandemia.
Wielu importerom ta sytuacja nastręcza niemałych problemów. Z jednej strony wysokie ceny transportu towarów ograniczają ich marżę handlową, z drugiej - problemem jest planowanie dostaw i czas oczekiwania na zamówiony towar. Adam Stosio wskazuje, że aby zapewnić sobie miejsce na statku, transport trzeba rezerwować nawet trzy miesiące wcześniej.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Nic dziwnego, że w tej sytuacji importerzy zaczęli rozglądać się w poszukiwaniu alternatyw. Dla wielu z nich ciekawym kierunkiem staje się Turcja. Przedstawiciel Ebury podkreśla, że import z Turcji już jest rekordowy i należy się liczyć z jego dalszym wzrostem.
Małgorzata Beczała z obecnej na tureckim rynku od ponad dwunastu lat firmy 3CARGO potwierdza, że ostatnie miesiące przyniosły bardzo duży wzrost zainteresowania Turcją wśród polskich przedsiębiorców. Dotyczy to zwłaszcza importerów niskomarżowych produktów. - Jeszcze kilka kwartałów temu cena frachtu z Chin była dla nich akceptowalna. Jednak koszt na poziomie kilkunastu tysięcy dolarów za kontener sprawia, że biznes staje się nieopłacalny. Stąd spojrzenie w kierunku Turcji - mówi.
Coraz więcej zapytań z prośbą o pomoc w znalezieniu tureckiego partnera kierowanych jest do Polsko-Tureckiej Izby Gospodarczej. - To zjawisko jest widoczne, narastające, ale jeszcze nie masowe - mówi Marek Nowakowski, prezes Polsko-Tureckiej Izby Gospodarczej.
Potwierdzają to również dane GUS. Od początku stycznia do końca maja tego roku wartość importu towarów z Turcji przekroczyła 9,4 mld zł, co oznacza, że w porównaniu z poprzednim rokiem wzrosła prawie o połowę. Jest też wyraźnie wyższa niż przed pandemią - w tym samym okresie 2019 r. wartość importu z Turcji wyniosła 7,4 mld zł, a w 2018 - 6,5 mld zł.
Jakie są plusy współpracy z Turcją? Transport jest tańszy i zdecydowanie bardziej terminowy. Towary przewożone są głównie samochodami lub koleją. Polskich importerów kuszą też atrakcyjne ceny. Adam Stosio wskazuje, że w przypadku branży obuwniczej, skórzanej czy tekstylnej koszty produkcji w tureckich fabrykach potrafią być o około 20-30 proc. niższe niż w Polsce, przy zachowaniu tej samej jakości wyrobów.
Polskie firmy podejmują współpracę również z tureckimi producentami elektroniki, czy podmiotami z sektora przemysłowego. Zaopatrują się tu m.in. w maszyny, urządzenia, tworzywa sztuczne czy elementy konstrukcji stalowych. Turcja pozostaje również jednym z głównych dostawców części dla sektora motoryzacyjnego w Europie.
Niepokój może co prawda budzić sytuacja polityczno-gospodarcza w Turcji. Kraj ma za sobą okres spowolnienia gospodarczego, które w 2019 r. wyhamowało dynamikę wzrostu PKB do 0,9 proc. rok do roku. Obecnie prognozy MFW wskazują na odbicie, PKB Turcji w 2021 r. ma wzrosnąć o 6 proc. rok do roku, a w kolejnych latach rosnąć w tempie 3,5 proc. rocznie. Stosio zauważa, że sporym problemem w Turcji pozostaje wysoka inflacja, która w czerwcu sięgnęła najwyższego od dwóch lat poziomu 17,5 proc.
To wszystko przekłada się na niestabilność tureckiej liry, która w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy osłabiła się o około 25 proc. wobec dolara i o około 20 proc. wobec złotego. - Zmienność kursu liry nie powinna jednak zniechęcać polskich przedsiębiorców do szukania możliwości importowych w Turcji i rozliczenia się w tej walucie. Tym bardziej, że z ich punktu widzenia słabość liry jest dobrą informacją, zwiększa bowiem siłę nabywczą złotego - ocenia Stosio.
Część tureckich kontrahentów rozlicza się w euro i dolarze. Z reguły dotyczy to dużych firm, które zaopatrują się na rynkach zagranicznych w surowce czy komponenty do produkcji i płacą za nie w twardej walucie.
- W obu przypadkach polski importer może ustalić cenę towaru w lirze i zabezpieczyć ryzyko kursowe w sposób korzystny także dla tureckiego partnera - w tej drugiej sytuacji przelewając równowartość ustalonej kwoty w wybranej przez niego twardej walucie. A to otwiera pole do rozmowy o długoterminowej współpracy oraz wynegocjowania lepszej ceny, oczywiście z korzyścią dla marży - podsumowuje Stosio.
Monika Borkowska