Twarda gra UE to tylko taktyka negocjacyjna
Twarda postawa "piętnastki" w negocjacjach z kandydatami jest taktyką, której nie można się poddać. Unia sporo zaoszczędziła na rozszerzeniu, czas więc, by sięgnęła po portfel - twierdzi Jacek Saryusz-Wolski, były szef Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej.
Przed rozpoczynającym się jutro szczytem Unii Europejskiej w Kopenhadze Jacek Saryusz-Wolski, były szef Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej, jest umiarkowanym optymistą. Jego zdaniem, szefowie rządów "piętnastki" powinni zdecydować się na pewne koncesje i wyjść naprzeciw polskim oczekiwaniom. Można spodziewać się zarówno przełomu w kwestiach zasadniczych, jak i całkiem nowych rozwiązań, ale tylko wtedy, jeżeli będzie wola polityczna UE.
- Taki scenariusz pozwoliłby mam osiągnąć - może nie do końca, ale jednak - satysfakcjonujący wynik i zamknąć negocjacje - uważa Jacek Saryusz-Wolski.
Za najważniejszy postulat w ostatecznych negocjacjach minister uważa poprawę bilansu finansowego.
- Należy postulować jeżeli nie redukcję składki, to rekompensatę jej wartości w ciągu pierwszych trzech lat członkostwa, a nie tylko pierwszego roku. Tylko to da nam pewność, że w bilansie finansowym wyjdziemy na plus. UE ma możliwość manewru, czas więc, by sięgnęła po portfel. Polscy negocjatorzy natomiast muszą prezentować twardą postawę i jeżeli będzie taka możliwość - koordynować stanowiska z innymi kandydatami Đ podkreśla Jacek Saryusz-Wolski.
Lider peletonu
Minister nie martwi się sytuacją, że pozostaliśmy sami na polu walki. - W negocjacjach stowarzyszeniowych rozmowy w pojedynkę były wręcz regułą. Trudno sobie nawet wyobrazić, by duży kraj, stanowiący 50 proc. rozszerzenia, nie był osamotniony. Potencjał Polski stanowił i nadal stanowi naszą pozycję przetargową. Nie bez przyczyny w niektórych obszarach negocjacyjnych zyskaliśmy więcej, a inne kraje wskazywały na nasz przykład w roszczeniach. Tym razem nie będzie inaczej - mówi Jacek Saryusz-Wolski.
Pytaniem wciąż otwartym jest to, na ile szczyt w Kopenhadze zostanie zdominowany przez ewentualny konflikt zbrojny w Iraku i decyzję rozpoczęcia negocjacji UE z Turcją. - Gdyby te dwie sprawy miały zdominować szczyt, byłoby fatalnie. Ale taka groźba, niestety, istnieje - mówi minister.
Europejski teatr
Tymczasem postawa niektórych szefów państw "piętnastki" wobec kompromisowej propozycji prezydencji duńskiej nie nastraja zbyt optymistycznie.
- Takie zjawisko może być przykre w odbiorze społecznym. Jest to jednak element tzw. teatru negocjacyjnego - po to, by można było wykonać stosowny gest na finiszu, trzeba się wcześniej mówić "nie" - mówi minister.
Propozycje prezydencji duńskiej musiały być omawiane i zaakceptowane przez całą "piętnastkę" - wbrew temu, co twierdzą niektórzy członkowie UE. Dla nas jednak duńska oferta to zaledwie krok w dobrą stronę. - Decyzją rady UE w Berlinie w 1999 r. i tak znacznie okrojono pulę funduszy, jakie przeznaczono na rozszerzenie w ramach Agendy 2000. Z punktu widzenia tamtej woli ponoszenia kosztów zmiana okazała się wyjątkowo duża. Wszystkie decyzje są po prostu wolą polityczną rządów, a nie dogmatem czy tabu. Mam nadzieję, że w fazie finalnej świadomość tego, że przedsięwzięcie ma wymiar historyczny, przeważy nad podejściem czysto kupieckim. Nie warto ani upokarzać drugiej strony, ani stawiać w sytuacji trudnej do zaakceptowania, ani narażać tak dużego projektu na szwank z powodu - jak dla budżetów ăpiętnastkiÓ - niewielkich kwot - podkreśla Jacek Saryusz-Wolski.
Socjaldopłaty
Zdaniem ministra, twardo powinny być bronione kwota mleczna oraz podwyższenie dopłat bezpośrednich dla rolników wraz ze skróceniem okresu przejściowego na dochodzenie do pułapu obowiązującego w Unii.
- Unii bardziej chodzi nie o pieniądze, a o to, na ile przyzwyczaimy się do bardziej obfitych dopłat bezpośrednich, które mają być reformowane. Od tego będzie zależało, jaki margines manewru pozostawić drugiej stronie - mówi Jacek Saryusz-Wolski.
Nie rozumie, dlaczego miałaby być limitowana pierwotna propozycja UE dofinansowania z budżetu krajowego, choć uważa, że jest to zły sygnał do renacjonalizacji finansowania polityki rolnej.
Niekorzystny dla Polski jest też wybór uproszczonego systemu dystrybucji dopłat. Zdaniem ministra, jest on krótkowzroczny i naraża na szwank interesy producentów, poważnie ograniczając ich konkurencyjność.
- Z tego swoistego systemu socjalnego bardzo trudno będzie się wycofać - łatwo jest przyzwyczaić się do raz danych pieniędzy. Oznacza to konserwację polskiego skansenu rolnego, a najdziwniejsze, że zrobiono to na propozycję Unii. Być może było to wygodne ze względu na zamrożenie pułapów produkcji - sugeruje Jacek Saryusz-Wolski.
Groźne klauzule
Dużym niebezpieczeństwem, zdaniem ministra, są dodatkowe klauzule ochronne, które chce wprowadzić UE na wypadek perturbacji na wspólnym rynku. - Jest to rzecz bez precedensu, która pozostawia stronie unijnej sporą dozę dowolności. Czas pokaże, czy będzie to - jak twierdzi "piętnastka" - niewinny instrument, wprowadzony dla uspokojenia parlamentu holenderskiego, czy też spowoduje, że nasze członkostwo w sensie instytucjonalnym i ekonomicznym będzie upośledzone - uważa Jacek Saryusz-Wolski.