Tysiące ton niemieckich śmieci w Polsce. Będzie trudno zrobić porządek
Niemcy w ostatnich latach wprowadziły wyśrubowane i restrykcyjne przepisy dotyczące składowania i utylizacji odpadów. Nadużyć jednak nie brakuje - jeszcze dekadę temu śmieci "wędrowały" z zachodnich landów na wschód - na tereny dawnej NRD. Współcześnie problem śmieci stał się transgraniczny - działanie grup przestępczych w Polsce i w Niemczech doprowadziło do wywożenie odpadów z Niemiec do Polski. Szacuje się, że do Polski trafiły tysiące ton niemieckich śmieci.
Michael Billig, niemiecki ekspert ds. przestępczości środowiskowej, przestrzega w rozmowie z "Deutsche Welle", że ewentualne uprzątnięcie i zabranie niemieckich śmieci, które trafiły do Polski, będzie bardzo trudne.
"Będzie trudno, bo nawet w Niemczech odpady, które trafiły do żwirowni i innych dziur nie są odebrane. Są gminy, które muszą wydać 20 milionów ze swoich budżetów, aby uprzątnąć nielegalne stosy odpadów na obrzeżach swoich wiosek" - zwraca uwagę Michael Billig i wskazuje na niezwykle zawiłą formalną drogę, którą musiałyby przejść polskie instytucje domagające się odebrania przez Niemcy śmieci, które wcześniej trafiły do Polski z terenu naszego zachodniego sąsiada.
"Trzeba przydzielić odpady konkretnym dostawcom i udowodnić co do kogo należy, a to jest trudne do zrobienia. Nawet jeśli władze niemieckie najpierw powiedzą: tak, wygląda na to, że powinniśmy je odebrać, to muszą wydać nakaz niemieckiej firmie, z której pochodzą odpady, a w razie wątpliwości muszą wyegzekwować ten nakaz w sądzie, a to może zająć lata" - taki scenariusz kreśli niemiecki ekspert i dodaje, że sprawę komplikuje fakt, iż niektóre z firm zaangażowanych w wywóz śmieci do Polski może działać na pograniczu prawa i mieć powiązania z innymi rodzajami przestępczości (np. przestępczość narkotykowa czy sutenerstwo).
Michael Billig zwraca uwagę w rozmowie z "DW" na fakt, że także polskie firmy bywały zaangażowane w niecny proceder wywózki odpadów do Polski.
"Od wielu lat wiadomo, co dzieje się w Polsce, tj. że istnieją przestępcy i podejrzane firmy zajmujące się utylizacją odpadów, słabe przepisy, prawie żadnych kontroli" - tłumaczy niemiecki ekspert ds. przestępczości środowiskowej. Zdaniem Billinga, można w tym przypadku mówić nawet o przestępczości zorganizowanej.
"Niektórzy ludzie z branży odpadowej mają kontakt z innymi obszarami przestępczości" - tłumaczy niemiecki ekspert ujawniając, że z jego wiedzy wynika, iż chodzi o przestępczość narkotykową i np. sutenerstwo.
"Wędrówka" niemieckich śmieci na wschód to zjawisko znane od lat. Już w raporcie niemieckiej policji kryminalnej z 2004 roku znalazły się wzmianki o niebezpieczeństwie przemieszczania odpadów do Polski, Czech i Rumunii.
W rozmowie z "Deutsche Welle" Michael Billig zwraca uwagę, że w tamtym czasie (w 2005 r.), w Niemczech weszły w życie surowe przepisy dotyczące odpadów. "Składowanie odpadów organicznych, z przemysłu i z prywatnych gospodarstw domowych, zostało zakazane, ale jest to nadal dozwolone na przykład w Polsce i w Czechach. Oznaczało to, że możliwości utylizacji tych odpadów były ograniczone, a także bardzo drogie dla firm, które musiały się ich pozbyć" - tak niemiecki tłumaczy przyczyny wywożenia odpadów na wschód.
Z relacji Michaela Billinga wynika, że wcześniej niechcianych odpadów pozbywano się nielegalnie na terenie Niemiec. "Szczególnie w kierunku wschodnim, tj. odnotowano poważne przypadki w Brandenburgii i Saksonii-Anhalt. Śmieci jechały z zachodnich do wschodnich landów. Miliony ton odpadów były nielegalnie składowane w niemieckich żwirowniach, gliniankach i na nieużytkach fabrycznych" - mówi niemiecki ekspert ds. przestępczości środowiskowej w rozmowie z "DW".
***