Uczelnie prywatne bankrutują

Od 1 września pracownicy uczelni niepublicznych mają prawo do dodatku stażowego. Zwiększenie wydatków na wynagrodzenie doprowadzi do upadku szkół prywatnych. Do 31 sierpnia tylko uczelnie państwowe wypłacały dodatek za wysługę lat.

Od 1 września, zgodnie z artykułem 154 ustawy z dnia 27 lipca 2005 r. Prawo o szkolnictwie wyższym (Dz.U. nr 164, poz. 1365 z późn. zm.), pracownikom wszystkich uczelni, poczynając od czwartego roku pracy, przysługuje wypłacany co miesiąc dodatek stażowy. Jego wysokość wynosi 1 proc. wynagrodzenia zasadniczego za każdy rok pracy. Do 31 sierpnia otrzymywali go tylko pracownicy uczelni publicznych. Posłowie, uchwalając rok temu ustawę, zdecydowali jednak, że powinien on się należeć także pracownikom uczelni prywatnych. Krzysztof Pawłowski, rektor Wyższej Szkoły Biznesu w Nowym Sączu twierdzi, że doprowadzi to do bankructwa najlepszych polskich uczelni niepublicznych. Na zmianę zasad wynagradzania uczelnie mają czas do końca listopada.

Znaczny wzrost kosztów

W Wyższej Szkole Biznesu dodatek przysługuje prawie 200 pracownikom. Na jego wypłatę w obecnym roku akademickim szkoła musiałaby przeznaczyć 6,5 mln zł, a za cztery lata koszt ten wzrósłby do 9 mln zł.

- Szkoła niepubliczna, tak jak każdy podmiot prywatny, ustala własne, odrębne zasady wynagradzania. Większość z nich nie zawiera dodatku stażowego - mówi Tadeusz Pomianek, rektor Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.

- Odgórne wprowadzenie go oznacza wzrost kosztów funkcjonowania placówki - dodaje.
Według rektora Pomianka, ustawodawca zmusił uczelnie prywatne do zwiększenia kosztów z dnia na dzień o ponad 7 proc., nie wskazując jednocześnie źródła ich finansowania.

Tymczasem większość uczelni nie zarezerwowało tak dużych środków na wynagrodzenia i nie zamierza, przynajmniej w tym roku, zwiększać pensji o należny dodatek.

- Aby go wypłacić, musiałbym podnieść czesne. Nie zrobię tego, bo stracę studentów - mówi Andrzej Koźmiński, rektor Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania w Warszawie.

Rektorzy dodają jednak, że prawo jest prawem i trzeba go przestrzegać. Jedyne, co mogą zrobić, to w umowach o pracę zawrzeć dodatek stażowy, ale bez podwyższania pensji.

Pewne straty

Zdaniem Iwony Ignatowskiej-Jaroszewskiej, radcy prawnego, jest to trudna decyzja. Wcześniej bowiem uczelnia musiałaby wręczyć pracownikom wypowiedzenia zmieniające zasady wynagrodzenia z powodu sytuacji finansowej pracodawcy. Jeśli ci nie zgodzą się na nowe warunki, zostaną zwolnieni. Przysługujące w tym przypadku odprawy, mogłyby przewyższyć koszty dodatku stażowego. Krzysztof Pawłowski dodaje, że jest to także trudna decyzja z punktu widzenia etyki.

- Dlaczego mam nagle zmieniać warunki wynagrodzenia dobremu pracownikowi? Taki krok może go zdemotywować - tłumaczy rektor.

Prof. Krzysztof Rączka z Uniwersytetu Warszawskiego dodaje, że takie postępowanie budzi wątpliwości, ale jest lepsze niż niewypłacenie dodatku.

Rektor WSB Krzysztof Pawłowski uważa, że pierwsze upadną najlepsze prywatne uczelnie, które zatrudniają własną kadrę i dobrze ją wynagradzają

>Racja uczelni

Arkadiusz Sobczyk, adwokat, podkreśla, że nie ma porównywalnej ingerencji ustawodawcy w system wynagradzania podmiotów prywatnych.

Według Iwony Ignatowskiej-Jaroszewskiej ustawodawca zbyt daleko poszedł w swoich regulacjach, zwłaszcza że uczelnie prywatne dobrze wynagradzają swoich pracowników. Zwykle zarabiają oni więcej o 30 proc. od swoich kolegów zatrudnionych na uczelniach państwowych.

Rektorzy uczelni prywatnych zauważają ponadto, że ustawodawca podwójnie uprzywilejował uczelnie publiczne.

- Po pierwsze, dodatek stażowy na nowych zasadach będą wypłacać dopiero od 1 stycznia 2007 r., a po drugie, otrzymają na niego dotację - wyjaśnia Krzysztof Pawłowski.

Apel o zmianę prawa

WSB już wystąpiło do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego albo o przyznanie dotacji na pokrycie kosztów związanych z wypłatą dodatków, albo o nowelizację ustawy usuwającej przepis narzucający na uczelnie niepubliczne obowiązek jego wypłaty. Ewa Trojanowska, dyrektor Departamentu Spraw Pracowników Szkolnictwa Wyższego, nie ustosunkowała się jednak do prośby o zmianę przepisów. Przypomniała jednak, że art. 154 wspomnianej ustawy nakłada na pracodawców bezwzględny obowiązek wypłaty dodatku, a skutki finansowe mają w całości ponosić pracodawcy.

- Skoro ministerstwo nie chce z nami rozmawiać, to zwrócimy się o pomoc do rzecznika praw obywatelskich, a jak będzie trzeba, złożymy skargę do Trybunału Konstytucyjnego - podkreśla Józef Szabłowski, przewodniczący Konferencji Rektorów Niepublicznych Szkół Polskich.

Prof. Krzysztof Rączka, zauważa jednak, że uzasadnienie takiej skargi może być trudne. Ustawodawca może bowiem określić składniki wynagrodzenia. Chociaż jego zdaniem samofinansujące się w stu procentach podmioty powinny mieć swobodę w kształtowaniu sytemu płac.

Rektorzy zrzeszeni w KRUN niemal zgodnie twierdzą, że jeśli szkoły zaczną realizować ustawowy obowiązek, to zbankrutują. Pierwsze upadną najlepsze prywatne uczelnie, które zatrudniają własną kadrę i dobrze ją wynagradzają. Ich rentowność wynosi najwyżej 20 proc. wpływów z czesnego, a nadwyżka jest inwestowana w rozwój i badania naukowe.

- Zapewne o to chodzi. W okresie niżu demograficznego uczelniom publicznym będzie się żyło lepiej bez szkół prywatnych - podsumowuje rektor Tadeusz Pomianek.

Reklama

Jolanta Góra

Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: prywatnie | pracownicy | prywatne | zarobki | rektorzy | uczelnie | rektor | dodatek | szkoły
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »