Ukraina derusyfikuje swoją gospodarkę
O konieczności rozwiązania problemu z potężnymi rosyjskimi wpływami w ukraińskiej gospodarce nad Dnieprem mówiono od dawna, jednak robiono w tym zakresie niewiele. Po wybuchu wojny w Kijowie wzięto się za derusyfikację nie tylko szeroko pojętej przestrzeni społeczno-kulturalnej, ale i obszaru gospodarczego, a proces z miesiąca na miesiąc nabiera rozpędu.
"W ciągu wielu lat rosyjscy oligarchowie i politycy skupowali ukraińskie aktywa. W rezultacie w momencie wojny do obywateli Federacji Rosyjskiej należały i banki, i przedsiębiorstwa przemysłowe, i nawet szereg obłenergo [regionalne firmy dystrybucji energii elektrycznej - MK]" - opisuje sytuację jeden z większych ukraińskich serwisów informacyjnych "Obozrewatel".
A według stanu na 24 lutego zeszłego roku na terenie Ukrainy działało aż 17 488 firm, których właściciele, udziałowcy lub końcowi beneficjenci byli obywatelami Federacji Rosyjskiej. Wielkość rosyjskiego kapitału nad Dnieprem szacowano na progu wojny na 9 mld dolarów.
Przewiduje ona nacjonalizację mienia należącego do Federacji Rosyjskiej i jej rezydentów. Decyzję o nacjonalizacji podejmuje na wniosek rządu ukraiński odpowiednik polskiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego - Rada Narodowego Bezpieczeństwa i Obrony, a zatwierdza ją swoim dekretem prezydent Ukrainy.
Pojęcie "rezydenci Rosji", których dotyczy ta ustawa, obejmuje osoby prawne, w tym ich filie i przedstawicielstwa, których założycielem, udziałowcem, akcjonariuszem lub beneficjentem bezpośrednio lub pośrednio jest Federacja Rosyjska.
Przymusowe wywłaszczenie obejmuje obiekty prawa własności Federacji Rosyjskiej i jej rezydentów w postaci mienia ruchomego i nieruchomości, pieniądze, wkłady bankowe, papiery wartościowe, prawa korporacyjne, inne aktywa znajdujące się, bądź zarejestrowane na terenie Ukrainy, jakie bezpośrednio lub poprzez powiązane osoby należą do Federacji Rosyjskiej i jej rezydentów.
Przejęte na mocy ustawy mienie przekazywane jest w zarząd wyspecjalizowanym strukturom przedsiębiorstwom państwowym, organizacjom i spółkom z ponad 50-proc. udziałem państwa, środki finansowe trafiają zaś do budżetu państwa z przeznaczeniem na fundusz likwidacji skutków rosyjskiej agresji.
Jednocześnie z chwilą przejęcia przez państwo ulegają umorzeniu ewentualne zobowiązania ukraińskich podmiotów państwowych wobec przejętych firm rosyjskich.
Ustawa, choć czyniła wyłom w dotychczas bardzo silnej pozycji gospodarczej Rosji na Ukrainie, dotyczyła jednak zaledwie niewielkiego fragmentu niebezpiecznej z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa całości. Nie obejmowała ona zasadniczego trzonu, jakim są firmy należące do obywateli rosyjskich.
Jeszcze wiosną zeszłego roku parlament Ukrainy rozszerzył więc specjalną ustawą zakres podmiotów, których mienie w związku z rosyjską agresją można znacjonalizować o osoby fizyczne będące obywatelami Federacji Rosyjskiej, a także osoby fizyczne, które nie mają rosyjskiego obywatelstwa, ale "mają najbliższy związek z Federacją Rosyjską, w szczególności, mają miejsce zamieszkania albo zajmują się podstawową działalnością" na jej obszarze. Dodatkowo na podstawie decyzji Rady Narodowego Bezpieczeństwa i Obrony lub sądu w sposób przewidziany dla rezydentów mogą być potraktowane także "osoby fizyczne, czy prawne (niezależnie od obywatelstwa, miejsca zamieszkania, miejsca pobytu, prowadzenia podstawowej działalności i tym podobne), które publicznie zaprzeczają, czy popierają prowadzenie zbrojnej agresji Federacji Rosyjskiej przeciw Ukrainie, ustanowienie czy wzmocnienie tymczasowej okupacji części terytorium Ukrainy, i które nie zawiesiły, czy nie zaprzestały prowadzenia swojej działalności ekonomicznej na terenie Federacji Rosyjskiej w okresie obowiązywania stanu wojennego w Ukrainie".
Mimo istnienia bazy prawnej pozwalającej na nacjonalizację rosyjskich aktywów, korzystano z tych możliwości w bardzo ograniczonym zakresie. Jak komentowano nad Dnieprem - zwłokę w tak istotnej sprawie tłumaczyć może to, że liczono na możliwość rozmów pokojowych i nie chciano wprowadzać "elementu zadrażniającego" zanim one nastąpią.
Temat likwidacji rosyjskich wpływów w gospodarce odżył jesienią. Pod koniec września zeszłego roku ukraiński prezydent Wołodymyr Zelenski poinformował, że parlament rozpatrzy nowy projekt ustawy, tym razem o nacjonalizacji wszystkich rosyjskich aktywów nad Dnieprem.
"Kończymy demontaż rosyjskiego wpływu na Ukrainę, Europę i świat" - zapowiedział ukraiński prezydent.
Wcześniej o przygotowaniu szerokiej listy rosyjskiego mienia, jakie ma zostać znacjonalizowane, informował premier Denis Szmyhal. "To setki budynków, praw korporacyjnych, działek gruntu i aktywów finansowych" - wyliczał. Jak wyjaśniał, należą one obecnie bezpośrednio do państwa rosyjskiego, do objętych sankcjami obywateli i firm z Rosji, znajdują się tam także aktywa rosyjskich banków.
W sumie zapowiadano przejęcie 903 obiektów, których właścicielem było państwo rosyjskie, 79 praw korporacyjnych i 824 inne składniki majątkowe.
Co będzie z rosyjskim majątkiem po znacjonalizowaniu? Jak poinformowała wiceprzewodnicząca parlamentarnego komitetu do spraw rozwoju gospodarczego Roksolana Pidlasa, przejęte firmy mogą dalej działać jako przedsiębiorstwa i spółki państwowe, zostać sprywatyzowane bądź wydzierżawione.
Od 1 stycznia to, czy dana firma ma rosyjskie lub białoruskie korzenie, można sprawdzić w internetowej bazie danych.
Jednym z poważniejszych problemów derusyfikacji ukraińskiej gospodarki jest sprawa z rosyjskim Alfa Bankiem, który w grudniu zeszłego roku zmienił nazwę na Sense Bank. Jeszcze w marcu zeszłego roku ukraiński bank centralny pozbawił prawa głosu objętych międzynarodowymi sankcjami udziałowców Alfa Banku: Michaiła Friedmana, Giermana Hana, Aleksieja Kuzmiczowa i Piotra Awena. Prawo głosu należących do nich akcji NBU przekazał byłemu ministrowi finansów Bułgarii Symeonowi Diankowowi.
Jednak przejęcie banku zaliczanego przez ukraiński bank centralny do grupy "systemowo ważnych", a takim jest Sense Bank, nie jest proste. Obowiązujące dotychczas ustawodawstwo nakładało na budżet państwa obowiązki związane z dokapitalizowaniem takich banków w razie nacjonalizacji. Potrzeby Alfa Banku oceniano w tym zakresie na miliard dolarów, których w wojennym budżecie Ukrainy nie ma. Dopiero w październiku zeszłego roku parlament przyjął specjalną ustawę, która uwalnia rząd od obowiązku dokapitalizowania.
Zgodnie z nowymi regulacjami, nacjonalizacja banku systemowo ważnego w czasie stanu wojennego odbywać się będzie w trybie przewidzianym dla banków uznanych za niewypłacalne, jednak nie będzie wymagać dokapitalizowania przez państwo. Nabycie takiego banku przez państwo za 1 hrywnę odbywać się będzie niezależnie od faktycznej wysokości normatywnego kapitału banku. Właściciele nacjonalizowanego banku różnicę między ceną 1 hrywny, jaką za niego otrzymali, a faktyczną wartością przejmowanych przez państwo akcji będą mogli otrzymać dopiero po wojnie i wyłącznie ze środków, jakie Ukraina uzyska tytułem reparacji wojennych od Rosji.
Mimo otwarcia drogi do nacjonalizacji, przynajmniej na razie, NBU nie zamierza jej przeprowadzać.
"Nacjonalizacja systemowo ważnego banku jest możliwa tylko w tym wypadku, jeśli ten bank będzie uznany za niewypłacalny. Na dzień dzisiejszy nie widzimy oznak, jakie zagrażałyby wypłacalności Alfa Banku" - informowała na początku stycznia wiceszefowa NBU Katierina Rożkowa, wyjaśniając, że NBU będzie zmuszony uznać rosyjski bank za niewypłacalny jedynie w razie utraty przez niego płynności.
Znacznie prostsza sytuacja jest w przypadku banków mniejszych, nie odgrywających tak znaczącej roli w systemie bankowym Ukrainy.
Na początku listopada 2022 r. sąd w Kijowie przekazał państwowej agencji ARMA, zarządzającej przejmowanym majątkiem, większościowy pakiet akcji PIN Banku należącego do wchodzącego w skład tzw. grupy łużnikowskiej Jewgenija Ginera, powiązanego z Kremlem prezesa moskiewskiego klubu sportowego CSKA. Ukrywał się on za podstawionymi osobami, obywatelami krajów Unii Europejskiej - Niemiec i Łotwy.
Grupa łużnikowska, to nieformalna rosyjska struktura finansowa, na czele której stoi wicespiker rosyjskiego parlamentu Dumy Państwowej Aleksander Babakow.
Michał Kozak, dziennikarz ekonomiczny, korespondent Obserwatora Finansowego na Ukrainie
Biznes INTERIA na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Zobacz również: