Ukraina ratyfikuje umowę z UE Rosja wprowadzi cła

Rosja od 1 listopada wprowadzi cła na wwóz towarów z Ukrainy i zaostrzy kontrole administracyjne i sanitarne na granicy ukraińsko- rosyjskiej. Stanie się tak, gdy od tego dnia zacznie obowiązywać umowa stowarzyszeniowa Kijowa z Unią Europejską- zapowiedział w rozmowie z dziennikarzami w Brukseli szef resortu rozwoju gospodarczego Rosji Aleksiej Uljukajew.

"Kwestia jest uzgodniona z prezydentem, jesteśmy gotowi na kompromisy. Jeśli jednak nasi partnerzy nas nie słuchają, będziemy podejmować odpowiednie kroki"- oświadczył Uljukajew przed drugą turą trójstronnych rozmów ministerialnych Rosji, UE i Ukrainy o stowarzyszeniu Ukrainy z Unią. . "Jeśli 17 lub 18 września dojdzie do ratyfikacji porozumienia z tymi paragrafami, które budzą nasze zastrzeżenia, od 1 listopada wejdzie ono w życie, to podejmiemy ochronne kroki"- zapowiedział Aleksiej Uljukajew.

Umowa stowarzyszeniowa z Ukrainą zostanie poddana pod głosowanie na posiedzeniu plenarnym Parlamentu Europejskiego w przyszłym tygodniu w Strasburgu. "Umowę głosujemy w specjalnym, przyspieszonym trybie ze względu na dramatyczną sytuację na Ukrainie. Ma to zatrzymać falę spekulacji, co do możliwości zmiany zapisów umowy lub zablokowania procesu ratyfikacji." - powiedział podczas konferencji prasowej w Biurze Informacyjnym Parlamentu Europejskiego w Warszawie sprawozdawca PE do spraw Ukrainy, poseł Jacek Saryusz-Wolski.

Reklama

Zdaniem posła, umowa może być przyjęta ogromną większością głosów, na co może wskazywać wcześniejsze głosowanie w komisji spraw zagranicznych PE, podczas którego 49 posłów było "za", a 8 "przeciw".

Głosowanie, zaplanowane na wtorek 16 września, będzie się odbywało w tym samym momencie w Strasburgu i w Kijowie, gdzie umowę będzie ratyfikował parlament ukraiński. "Na moment głosowania Parlament Europejski i Wierchowna Rada połączą się telemostem, dzięki czemu obie izby będą się nawzajem widziały na telebimach." - powiedział sprawozdawca.

Ratyfikację w Strasburgu poprzedzi trzygodzinna debata z udziałem wysokiego przedstawiciela Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Catherine Ashton na temat sytuacji na Ukrainie.

Jeśli umowa zostanie przyjęta, zacznie obowiązywać w trybie tymczasowym już od 1 listopada.

_ _ _ _ _

Rosyjscy politycy i eksperci krytycznie oceniają nowy pakiet unijnych sankcji. Jak informuje agencja Ria Novosti, większość opinii sprowadza się do określenia sankcji jako niemądre, niezrozumiałe, niepotrzebne i bez perspektyw.

Oprócz podobnych przymiotników większość komentarzy rosyjskich polityków kończy się stwierdzeniem, że "unijne sankcje nie zostaną bez odpowiedzi".

Agencja Ria Novosti zwraca uwagę na reakcje tych instytucji, których dotknęły zachodnie sankcje. "Ich reakcja była spokojna, a niektóre nawet wzmocniły swoją pozycję na światowych rynkach" - twierdzą rosyjscy dziennikarze. Dodają też, że jedynie rosyjska waluta zareagowała nerwowym spadkiem wartości.

"Przykro nam i nie rozumiemy powodów, dla których wprowadza się sankcje" - tak komentuje decyzję Unii Europejskiej rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Natomiast rosyjskie MSZ zapowiedziało odpowiedź, która będzie adekwatna i zarazem spokojna. Samo wprowadzenie unijnych sankcji rosyjscy dyplomaci nazwali "niekoleżeńskim krokiem".

Gazprom ograniczając celowo dostawy do Polski próbuje politycznie naciskać na UE, która wspiera Ukrainę, dostarczając jej gaz. Ukraina bez dostaw gazu z Zachodu, prowadzonych m.in. przez terytorium Polski, może mieć zimą poważne problemy - uważają eksperci.

Ukraina od czerwca nie otrzymuje gazu z Rosji. Gazprom wtrzymał dostawy tłumacząc, że Kijów musi uregulować zaległe płatności za surowiec, bo inaczej dostawy nie zostaną wznowione. Spór trwa.

By Ukraina mogła przetrwać najbliższą zimę, kraje UE podjęły działania, by zaopatrzyć ją w gaz dostarczany z kierunku z zachodniego. Niemiecka spółka RWE zaczęła dostarczać gaz poprzez polski system gazociągów i połączenie gazowe na granicy polsko-ukraińskiej, a Słowacja ruszyła z pracami nad uruchomieniem gazociągu dostarczającego błękitne paliwo do swojego wschodniego sąsiada. Polskie PGNiG nie sprzedaje gazu na Ukrainę, ale gaz z Zachodu dostarczany do Kijowa przez polski system.

Dlatego - jak mówią eksperci - Moskwa zabiega o to, by przerwać te dostawy. W ciągu ostatnich dni Gazprom nie przesłał w całości zamówieniowych przez PGNiG ilości gazu - w poniedziałek dostawy dla polskiej spółki były mniejsze o 20 proc., we wtorek o 24 proc., a w środę o 45 proc. W efekcie z powodów technicznych i konieczności dokonania zmian w pracy gazowego systemu polski operator sieci Gaz-System musiał wstrzymać przesył gazu na Ukrainę.

"W związku z mniejszymi odbiorami gazu na puntach wejścia musieliśmy przeorganizować pracę systemu przesyłowego i to uniemożliwiało transport gazu przez przejście polsko-ukraińskie. Obecnie sytuacja w systemie przesyłowym pozwala na transport gazu przez punkt Hermanowice w kierunku Ukrainy i są one realizowane zgodnie z zamówieniami klienta" - powiedziała PAP w piątek rzeczniczka Gaz-Systemu Małgorzata Polkowska.

Podkreśliła też, że umowa na transport gazu przez punkt Hermanowice na granicy polsko-ukraińskiej jest usługą na tzw. zasadach przerywanych. "Tak było zawsze, od momentu kiedy uruchomiliśmy to połączenie w listopadzie 2012 r. Po prostu warunki techniczne polskiego i ukraińskiego systemu przesyłowego w chwili obecnej nie pozwalają na oferowanie ciągłego przesyłu przez punkt Hermanowice w kierunku Ukrainy.

To nie był pierwszy raz, kiedy wstrzymaliśmy przesył gazu na Ukrainę. Przykładowo zimą, kiedy jest zwiększone zapotrzebowanie na gaz i musimy zbilansować polski system przesyłowy, zdarzają się takie okresy, w których technicznie nie możemy transportować gazu na Ukrainę i wtedy wstrzymujemy przesył. W takich sytuacjach stabilna i bezpieczna praca polskiego systemu przesyłowego jest dla nas priorytetem. Jest to zgodne z umową, którą mamy zawartą z klientem na przesył gazu w kierunku Ukrainy" - wyjaśniła.

PGNiG również nie odbiera codziennie identycznych ilości gazu w ramach kontraktu z Gazpromem, choć w tym przypadku jest to usługa stała. Jak tłumaczy PAP była prezes PGNiG Grażyna Piotrowska-Oliwa, z jednej strony PGNiG jest zobowiązane do odbierania co roku określonej ilości gazu (w ramach klauzuli w kontrakcie jamalskim "take or pay" - bierz lub płać), ale z drugiej, istnieje możliwość elastycznego rozłożenia dostaw w ciągu kilku miesięcy.

Oznacza to, że PGNiG pobiera więcej gazu w tych dniach, kiedy istnieje większe zapotrzebowanie na surowiec (np. zimą), a mniej, kiedy polskie firmy i gospodarstwa domowe go nie potrzebują.

"W skali roku liczone jest średnie dobowe zamówienie na gaz, na podstawie kontraktu. W ramach zamówienia dobowego PGNiG może w ogóle nie zamówić gazu lub może zamówić ponad 100 proc. średniej dobowej. Wystarczy popatrzeć na konsumpcję gazu w ciągu roku. W ciągu lata to jest jedna trzecia tej ilości, która jest dostarczana w zimie" - wyjaśniła.

W ostatnich dniach, jak tłumaczył w piątkowym wywiadzie dla PAP prezes PGNiG Mariusz Zawisza, zapotrzebowanie PGNiG na gaz wzrosło. Dlatego też polski koncern złożył wyższe zamówienia do Gazpromu, zgodnie z zapisami kontraktu jamalskiego. Pomimo tego Gazprom nie dostarczył PGNiG zamówionych ilości surowca.

Analitycy uważają, że działania Gazpromu mają charakter polityczny. Zdaniem eksperta Instytutu Sobieskiego Tomasza Chmala sytuacja z ograniczeniem dostaw dla PGNiG nie jest przypadkowa - jest próbą testowania odbiorców gazu w Europie i pokazania, kto jest w stanie oddziaływać na politykę europejską. "To może być preludium eskalowania konfliktu przez pokazanie znaczenia surowców energetycznych. Najciekawsze może nadejść zimą" - ocenił Chmal w rozmowie z PAP.

Ekspert Instytutu Studiów Energetycznych Paweł Poprawa ograniczenia dostaw dla PGNiG ocenił jako "agresywny gest pod adresem UE pokazujący, że jeżeli Unia będzie pogłębiać sankcje, Rosjanie mogą zdecydować się na ostre działania na rynku gazowym".

Ukrainę, która jest odcięta od dostaw rosyjskiego gazu, może czekać ciężka zima. Część ekspertów wskazuje, że bez dostaw gazu z zachodu Ukraina może mieć w mroźnych miesiącach poważne problemy. "Przetrwa zimę tylko i wyłącznie, jeśli otrzyma dostawy z Węgier, Polski i Słowacji. Potrzebuje dodatkowo ok. 30 mln metrów sześciennych do tego, co już ma w magazynach i co wydobywa samodzielnie. Jeśli Rosjanom uda się przerwać dostawy w ramach rewersu, Ukraina może nie przetrwać zimy" - mówił niedawno PAP Georg Zachmann, ekspert ds. energii brukselskiego think-tanku Bruegel.

IAR/INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rosja | 'Na granicy' | Aleksiej Uljukajew | Ukraina w UE | Cło
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »