USA: Skromny dorobek szczytu G20 - eksperci

Zdaniem amerykańskich ekspertów komentujących dla PAP szczyt G20 w Cannes, jego wyniki są dość skromne, głównie z powodu konfliktów w Europie na tle kryzysu euro. Podkreślają oni jednak pewne pożyteczne ustalenia szczytu.

Zdaniem amerykańskich ekspertów komentujących dla PAP szczyt G20 w Cannes, jego wyniki są dość skromne, głównie z powodu konfliktów w Europie na tle kryzysu euro. Podkreślają oni jednak pewne pożyteczne ustalenia szczytu.

- Jak oczekiwałem, wyniki szczytu nie są ani dramatyczne, ani konkretne. Doszło też na nim do podjęcia pewnych skromnych, ale wartościowych decyzji. Najważniejsze to zobowiązanie Włoch, że MFW i Unia Europejska będą mogły monitorować ich finanse i reformy w tym zakresie. W efekcie Europejski Bank Centralny będzie finansował włoskie obligacje rządowe i stanie się dla Włoch pożyczkodawcą ostatniej instancji. Jest to forma presji na Włochy, aby uporządkowały swoje finanse - powiedział PAP ekspert z fundacji Carnegie Endowment for International Peace, Uri Dadush. - Innym osiągnięciem szczytu jest porozumienie z Chinami, że - jak to się określa - "szybciej posuną się w kierunku płynności wymiany swej waluty". Jest to dość ogólnikowe stwierdzenie, ale coś warte, gdyż sugeruje, że Pekin może dokonać dalszej aprecjacji kursu renminbi - dodał Dadush.

Reklama

Poza tym - według niego - niewiele na szczycie udało się załatwić.

- G20 pozostawił otwartą kwestię, czy MFW zwiększy swoje zasoby. Trzeba jednak pamiętać, że szczyt odbywał się w momencie kryzysu euro. Państwa-członkowie grupy mogły zrobić więcej, żeby wzmocnić fundusz stabilizacyjny EFSF, ale nie doszło do tego, gdyż Europejczycy są za bardzo podzieleni. Jeśli sami Europejczycy nie mogą się dogadać co do tego i zwiększyć zasobów EFSF, trudno oczekiwać od Chin, a tym bardziej od USA, że zainwestują w niego więcej - powiedział ekspert fundacji Carnegie.

Podobnie, choć nieco surowiej, ocenia wyniki szczytu Colin Bradford z waszyngtońskiego Brookings Institution. - Spotkanie odbywało się w najgorszych, jakie sobie można wyobrazić, okolicznościach politycznych, głównie z powodu postawy rządu Grecji. Końcowy komunikat szczytu mnie rozczarował. Poczyniono pewien postęp, ale niewielki, w pertraktacjach z Włochami. Nie zbudowano jednak murów chroniących przed "zarażeniem" kryzysem w Grecji innych krajów. Nie przyjęto np. propozycji USA, aby Europejski Bank Centralny gwarantował euroobligacje. Nie poczyniono postępu w sprawie zwiększenia zasobów MFW - nie uzgodniono nowych donacji dla funduszu - powiedział PAP Bradford.

Charles Kupchan, specjalista ds. europejskich z Rady Stosunków Międzynarodowych (CFR), uważa, że największym sukcesem spotkań w Cannes było przekonanie greckiego premiera Jeorjosa Papandreu, żeby porzucił pomysł referendum w sprawie pakietu ratunkowego dla Grecji. - Sarkozy i Merkel byli odpowiednio twardzi w rozmowach z Papandreu; dobrze, że mu powiedzieli, że stawką jest dalsze członkostwo Grecji w eurostrefie. Co do samego szczytu, odbywał się on w cieniu kryzysu w Grecji, dlatego też zawarto niewiele porozumień. Nakłonienie Włoch, by pozwoliły się monitorować, to nic specjalnego, zwłaszcza w kontekście niestabilności na rynkach - powiedział PAP Kupchan.

- Najważniejsze, że główne wschodzące mocarstwa, jak Chiny i Brazylia, odmówiły dołożenia się do funduszu EFSF, gdyż nie są pewne, czy zda egzamin. Wolą się zabezpieczyć przed ewentualnym krachem. Zbyt wiele jest jeszcze niewiadomych - niepewność, czy Grecja wprowadzi poważny program reform, jak banki wytrzymają straty w wyniku niespłacania pożyczek przez dłużników, itd. - dodał.

Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »