Uwaga na przyspieszające wraki

No i doczekaliśmy się - niemal wszystkie banki na świecie przechwalają się dziś, jak silne są finanse publiczne krajów, które gwarantują ich zobowiązania. To znaczy, że w tym momencie nic nie powinno interesować nas bardziej niż stan finansów publicznych... A kto powiedział, że się nim nie interesujemy?

Bez wątpienia mamy do czynienia z pewnymi problemami w państwach PIIGS i niektórych państwach Europy Wschodniej, takich jak Rumunia i Węgry. Bez znaczących reform z gatunku "nie chcemy, ale musimy" państwa te powinny obawiać się niewypłacalności we wcale nie tak odległej przyszłości. Nawet jednak jeśli któryś z tych krajów nie poradziłby sobie i ułożył z wierzycielami, nie mielibyśmy szczególnych powodów do zmartwienia, gdyby państwa G10 mogły się pochwalić zrównoważonymi finansami. Kłopot w tym, że nie mogą.

Wykazywany przez polityków brak zrozumienia problemów oraz to, że większość z nich zaraziła się wirusem keynesowskiego szału wydatków praktycznie gwarantuje utrzymywanie się deficytów budżetowych przynajmniej przez kolejne 3 do 5 lat - a najprawdopodobniej znacznie dłużej.

Reklama

W kontekście rynków długu, które zdecydowanie tracą już cierpliwość, powinno nas martwić choćby to, że konsensus zaczyna całkowicie odcinać hiszpańskie banki od zagranicznego rynku międzybankowego. Gra pozorów trwała zbyt długo, a ogólny poziom zadłużenia gospodarek zachodnich wzrósł w trakcie kryzysu.

Nie rozwiązano dokładnie żadnego problemu:

- Konsumenci jedynie umiarkowanie ograniczyli wydatki. Stosunek konsumpcji do PKB w gospodarce Stanów Zjednoczonych nadal waha się w granicach 70%. To zdecydowanie zbyt dużo, by zapewnić długoterminowy rozwój.

- Banki nadal kłamią o swoich bilansach - musimy podejrzewać, że większość z nich nadal jest niewypłacalna. Banki ze Stanów są niewypłacalne z powodu licznych niespłacanych kredytów hipotecznych, zaś banki europejskie są niewypłacalne częściowo z tego samego powodu, a częściowo ze względu na swoje nieodpowiedzialne zaangażowanie w południowej Europie. Banki nie kwapią się ponadto do uruchamiania machiny sekurytyzacyjno-pożyczkowej w najbliższej dekadzie.

- Wydatki rządowe utrzymują się praktycznie na tym samym poziomie, a próby ich zmniejszenia mają bardzo ograniczony zakres. W większości państw europejskich niezwykle hojne programy przywilejów pozostały nietknięte.

W raporcie roboczym BIS nr 300 Cecchetti, Mohanty i Zampolli podejmują próbę stworzenia prognozy stosunku zadłużenia publicznego do PKB dla gospodarek kilku państw rozwiniętych w ramach trzech różnych scenariuszy. Prognoza dotyczy horyzontu 30-letniego i w większości przypadków kończy się liczbami dość nieprawdopodobnymi. W scenariuszu bazowym (brak zmian w publicznych programach przywilejów i wydatkach związanych z wiekiem) oczekuje się, że stosunek zadłużenia do PKB w Zjednoczonym Królestwie w 2040 r. osiągnąłby 540%. W przypadku Stanów Zjednoczonych i Japonii wynosiłby on odpowiednio 450 i 600%.

To się oczywiście nie zdarzy. Albo rządy zaczną wprowadzać niewielkie lub stopniowe zmiany (scenariusz 2), albo wprowadzą niewielkie i stopniowe zmiany, pozostawiając wydatki związane z wiekiem na niezmienionym poziomie (scenariusz 3). Jeżeli przyjmiemy scenariusz "środkowy" (nr 2) i wykorzystamy go, aby przewidzieć wysokość stosunek zadłużenia publicznego do PKB, uzyskamy sytuację przedstawioną na poniższym wykresie.

Źródło: BIS, Eurostat, Bloomberg, własne szacunki Saxo Bank Research

Stosunek łącznego zadłużenia do PKB ma przekroczyć 500% w 8 badanych gospodarkach, w tym w Stanach Zjednoczonych, w Zjednoczonym Królestwie, a także w Japonii, Hiszpanii i Francji. W latach 1997 - 2040 współczynniki te wzrosną przeciętnie o 66% lub więcej, czyli o ponad 200 punktów procentowych PKB. Podsumowując, za 30 lat wszystkie badane państwa będą mieć takie problemy, jak dziś Japonia. Nauczmy się lepiej gotować pożywny ryż dla 75-latków zajmujących się 100-letnimi pensjonariuszami domów opieki.

TO SIĘ JEDNAK NIE ZDARZY.

Jedynym powodem, dla którego Japonii tak długo udawało się utrzymywać na powierzchni, były wysokie oszczędności japońskich gospodarstw domowych. Tylko, że... Zgadliście - sytuacja się zmieniła, a Japonia obecnie wkracza do strefy skrajnego zagrożenia, w której tylko głupcy skłonni są zakładać, że inwestorzy krajowi zechcą w nieskończoność rolować nieustannie powiększający się dług w zamian za ciągle malejące oprocentowanie.

Żadne z pozostałych państw nie posiada jednak krajowych oszczędności, które wystarczyłyby na sfinansowanie takiej rozrzutności sektora publicznego. Nawet jednak założenie, zgodnie z którym rządy będą wprowadzać "niewielkie i stopniowe" zmiany, jest dość optymistyczne - w historii mieliśmy naprawdę niewiele przykładów sytuacji, w których zdecydowanym na wszystko rządom

faktycznie udało się zmniejszyć wydatki publiczne. Margaret Thatcher jest chyba jedynym politykiem, któremu w okresie rządów udało się znacząco zmniejszyć stosunek wydatków publicznych do PKB.

Na europejskiej scenie politycznej niewiele wskazuje na to, że w najbliższym czasie pojawi się grupa thatcherystów - samo zrealizowanie "scenariusza pośredniego", o którym mowa w przedstawionych przez BIS prognozach dotyczących stosunku zadłużenia publicznego do PKB wymaga twardego podejścia do deficytów w dłuższej perspektywie. Sytuacja ta może się jednak zmienić w miarę powszechnego wzrostu stóp procentowych - ruch Tea Party odnosi w Stanach Zjednoczonych coraz większe sukcesy.

Wydaje się, że europejscy wyborcy i decydenci nadal nie mają świadomości rozmiarów problemu i jak dotąd koncentrują się na wyjmowaniu spod prawa "spekulacji" zamiast stawić czoła rzeczywistemu problemowi, jakim są deficyty budżetowe i nadmierne zadłużenie.

Bezpieczne przystanie w Europie Północnej

Oczekujemy zatem, że Europa będzie oddawać się swojemu business as usual, dopóki inwestorzy z rynku obligacji wyraźnie nie odmówią dalszego finansowania wydatków rządowych. Spread stóp procentowych w stosunku do Niemiec będzie rosnąć, a równowaga fiskalna stanie się głównym przedmiotem zainteresowania rynku obligacji. Niemcy, Dania, Norwegia i Szwecja nadal będą odnosić korzyści ze swojego statusu bezpiecznych przystani, ciesząc się silnymi finansami publicznymi. Nasza "odważna" prognoza zakładająca, że oprocentowanie niemieckich obligacji 10-letnich spadnie w 2010 r. do 2,25% (patrz: nasza prognoza roczna) z dnia na dzień wygląda coraz bardziej realistycznie (obecnie wynosi 2,55%). Jednocześnie spready państw PIIGS w stosunku do Europy Północnej będą nadal rosły.

Taki rozwój sytuacji wiąże się z ważnym komunikatem - załóżmy, że prognozy inflacji/deflacji dla Europy pozostaną mniej więcej niezmienione. Jeżeli spread obligacji dwuletnich (PIIGS-Niemcy) rośnie w sytuacji, w której Niemcy i im podobne kraje słownie zobowiązują się do wykupienia PIIGS z długów, może to oznaczać tylko jedno - rynek obligacji ignoruje tanie teksty i w rzeczywistości wierzy, że Niemcy i podobne im państwa ostatecznie NIE przejmą odpowiedzialności za problem zadłużeniowy krajów PIIGS. Innymi słowy, trzeba się liczyć z restrukturyzacją, a krążą pogłoski o tym, że miałaby ona nastąpić wkrótce. Nie miejcie mi za złe, jeżeli się pomylę - to tylko pogłoski. Miałoby to jednak sens, a moim zdaniem to jedyny sposób na wydostanie się z pułapki zadłużenia, w jakiej znalazła się Grecja.

Spójrzcie na Wschód...

Uważamy, że rynkowe zawirowania będą zmierzać coraz dalej na wschód (trend ten rozpoczął się od kryzysu kredytów subprime w Stanach Zjednoczonych w 2008 r. - następne było Zjednoczone Królestwo ze swoim wielkim sektorem finansowym, a teraz pojawiła się Europa i jej zadłużenie krajów PIIGS). Kolejna kostka domina przewróci się w państwach Europy Środkowo-Wschodniej - już dostrzegamy problemy z Rumunią i Węgrami. W sytuacji, w której MFW brakuje gotówki, rynek będzie coraz bardziej spodziewał się restrukturyzacji zadłużenia Europy Wschodniej. Ponieważ aktywność MFW jest czynnikiem decydującym, powinniśmy martwić się również o państwa bałtyckie (raz jeszcze). Spodziewamy się, że trend ten będzie utrzymywać się przez całe lato. Nie dajcie się złapać z długimi pozycjami na forincie (HUF) i lei (RON).

Kolejnym etapem "podróży na wschód" będą Chiny - potężny lider światowego rozwoju, który konsumuje od jednej siódmej do jednej piątej wszystkich wytwarzanych na świecie surowców. Nie trudno jest wyobrazić sobie, co się stanie z rynkiem surowców, gdy Chiny przestaną szastać pieniędzmi, a niemożliwe do utrzymania w dłuższym okresie zbyt intensywne bodźce pobudzające gospodarkę Państwa Środka odejdą w niepamięć. Spodziewamy się, że począwszy od 2011 r. wzrost chińskiego PKB będzie umiarkowany i utrzyma się w granicach 5 - 6%. Indeks CRB będzie zatem ponownie testować osiągnięte w 2009 r. minimum równe 200 (20% spadku w stosunku do aktualnych poziomów).

Zastanawiamy się również nad formacją "głowy i ramion" na rynkach akcji (w 2010 r. - nie odważymy się jeszcze jednak na przedstawienie bardziej zdecydowanej prognozy), która doprowadziłaby do powstania "prawego ramienia" z powodu silnego, stymulowanego wysokimi zyskami spółek odbicia od dna do około 1550, a następnie 880 z powodu zbliżającego się chińskiego spowolnienia gospodarczego i znacznie poważniejszych europejskich (oraz amerykańskich) programów oszczędnościowych.

Co teraz?

Decydenci jak pies do jeża zabierają się obecnie do powszechnego ograniczania deficytów, ale w rzeczywistości uspokojenie rynków nie wymaga aż tak poważnych poświęceń. Podwyższenie wieku emerytalnego o 2 - 3 lata oraz obcięcie wynagrodzeń w sektorze publicznym o 5 - 10% i transferów socjalnych o 5% w wielu państwach zasadniczo wystarczyłyby do zrównoważenia budżetów. Tak, dane o PKB wyglądałyby okropnie przez jeden czy dwa kwartały, a rzeczywisty dochód rozporządzalny dla wielu grup niezwykle gwałtownie powróciłby do poziomu z okolic 2001 r., jednak nie przesadzajmy, 2001 r. to nie czasy wykorzystywania dzieci w kopalniach. Postarajcie się wyobrazić sobie, jak wyglądałby rynek, gdyby wdrożono takie środki... Rynki akcji i obligacji natychmiast ustabilizowałyby się - podobnie jak rynki międzybankowe, ponieważ nikt nie poddawałby już w wątpliwość gwarancji zobowiązań banków.

Podsumowując, w zażegnaniu obecnego kryzysu pomogą jedynie dwa rozwiązania: restrukturyzacja zadłużenia (do której zmuszona będzie Grecja), bądź bezzwłoczne ograniczenie deficytów. W tym kontekście zachęcająco brzmią obietnice Niemiec, które zamierzają wprowadzić cięcia na kwotę 3,5% PKB. To dobry początek, ale tylko początek. Zbliżające się wybory w Stanach Zjednoczonych będą prawdopodobnie oznaczać, że częściej niż z programami pomocowymi będziemy mieć do czynienia z programami oszczędnościowymi. Miejmy nadzieję, że Niemcy dadzą dobry przykład pozostałym krajom europejskim - pomimo tego że żaden przywódca polityczny nie miał do tej pory odwagi, by tego zażądać.

Analiza Saxo Bank. Główny ekonomista David Karsboel

Saxo Bank
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »