W 2006 nauczyciele się odkują!
W tym roku związki zawodowe wynegocjowały dla nauczycieli podwyżkę wynagrodzenia zasadniczego o 1,5 proc. Samorządy ostrzegają, że zabraknie na nią pieniędzy. Już w ubiegłym roku w 250 gminach pensje dla nauczycieli przekraczały wysokość subwencji oświatowej.
Według dziennika, o podwyżki nie boi się Ministerstwo Edukacji i Nauki. W projekcie budżetu na 2006 rok przeznaczono na nie o 2,88% więcej niż w ubiegłym roku. Zdzisław Hensel, podsekretarz stanu w MEiN, przyznaje jednak, że realny wzrost, po odliczeniu kosztów inflacji, wyniesie 1,36%. Nie wystarczy zatem na pokrycie podwyżek wynegocjowanych przez związkowców.
Samorządowcy postulowali, by podwyżka minimalnych stawek wynagrodzeń nauczycieli wynosiła 1 proc. Tyle wstępnie zaproponowało ministerstwo edukacji. Związkowcy wynegocjowali jednak 1,5 proc.
- Jest to nie wzrost, ale minimalna, wręcz symboliczna, waloryzacja, która wyniesie ok. 20-40 zł - tłumaczy Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Zdaniem związkowców z Sekcji Oświaty i Wychowania Regionu Gdańskiego NSZZ "Solidarność" i tak powinna być większa.
Pogłębiająca się bieda
- Już w ubiegłym roku musieliśmy dopłacić do wynagrodzeń nauczycieli - tłumaczy Mariusz Poznański ze Związku Gmin Wiejskich. ZGW wyliczyło, że subwencja oświatowa nie wystarczała na wynagrodzenia nauczycieli w 250 gminach.
Według ubiegłorocznych wyliczeń rządu, wynegocjowana wówczas przez związkowców 3-proc. podwyżka miała w 2005 roku pochłonąć 568 mln zł. Według Ryszarda Pomina, doradcy prezydenta Poznania ds. oświaty, faktyczne koszty podwyżki wyniosły 851 mln zł. Różnicę, około 283 mln zł, dopłaciły z własnej kasy samorządy.
- Od wysokości minimalnego wynagrodzenia zasadniczego zależy bowiem wysokość różnych dodatków wchodzących w skład pensji nauczycieli, np. motywacyjnego, funkcyjnego, za warunki pracy, za wysługę lat - wyjaśnia Ryszard Pomin. Sposób ich obliczania uchwalają rady gminy, po uzgodnieniu ze związkami zawodowymi. W zależności od gminy i rodzaju dodatku stanowią one od 0 do 30 proc. wynagrodzenia minimalnego. W efekcie nawet podwyższona subwencja oświatowa nie wystarcza na pełną podwyżkę - podsumowuje R. Pomin.
Ministerstwo Edukacji i Nauki zapewnia jednak, że w tym roku subwencja oświatowa wzrośnie o 2,88 proc., a zatem wystarczy na podwyżki.
- Może wystarczy, ale jednakowe dla wszystkich - dodaje Andrzej Porawski ze Związku Miast Polskich. Nie pozwoli jednak na finansowe docenienie najlepszych nauczycieli. - Dodatek motywacyjny, przyznawany za dobrą pracę, ani nie musi być przyznany wszystkim, ani w jednakowej wysokości - oponuje Sławomir Broniarz.
Prezes przyznaje jednak, że rzeczywiście w niektórych miastach czy biedniejszych gminach wiejskim może wystąpić znaczny deficyt w budżetach oświatowych. Jego zdaniem będzie to jednak wina zbyt niskiej subwencji i złego sposobu jej podziału.
Lubelski urząd miasta, który w ubiegłym roku miał do dyspozycji 231,1 mln zł subwencji oświatowej, wyliczył, że na waloryzację potrzebuje 3,4 mln zł. W tym roku zgodnie z prognozą Ministerstwa Finansów otrzyma 232, 6 mln zł. Na pensje zabraknie mu prawie 1,5 mln zł.
Zabraknie na awans
- Nawet jeśli gminom wystarczy na podwyżki wynikające z 1,5 proc. wzrostu wynagrodzenia minimalnego, to zabraknie im na sfinansowanie kosztów awansu zawodowego nauczycieli - dodaje R. Pomin. Subwencja bowiem nie pokrywa realnego wzrostu płac wynikającego z uzyskania wyższego stopnia awansu zawodowego. W 2004 roku nauczycieli mianowanych ubyło o 11,5 proc., a dyplomowanych, zarabiających średnio o 700 zł więcej, przybyło ponad 41 proc. Zatem przyszłoroczna subwencja, tak jak wszystkie dotychczasowe, licząc od 2000 roku, będzie zbyt mała.
Samorządowców broni też prof. Michał Kulesza, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego. Ostrzega on, że oświacie grozi taka sama katastrofa jak służbie zdrowia. Subwencja oświatowa bowiem nie pokrywa kosztów wszystkich zadań oświatowych.
- W efekcie samorządy z własnych pieniędzy muszą finansować wynagrodzenia nauczycieli, których wysokość ustala rząd w porozumieniu tylko ze związkami zawodowymi - podsumowuje profesor.
Jolanta Góra
Marek Olszewski, przewodniczący zespołu oświaty Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu
Co roku prosimy rząd o zwiększenie subwencji oświatowej. Każda ekipa twierdzi jednak, że jest to niemożliwe, ale jednocześnie obciąża nas dodatkowymi kosztami i samotnie każe walczyć z deficytem. W efekcie z roku na rok zwiększa się kwota, jaką dopłacamy do funkcjonowania szkół, a także awansu nauczycieli. Dzieje się tak, ponieważ kto inny ustala kwotę ogólną subwencji, a kto inny decyduje o wysokości wynagrodzenia nauczycieli. Od ministra finansów dowiadujemy się, w jakiej kwocie otrzymamy subwencję, a od ministra edukacji, ile musimy zapłacić nauczycielom. Tymczasem wynagrodzenia stanowią 90 proc. subwencji oświatwoej. Jeśli państwo chciałoby postępować uczciwie, to wynagrodzenia nauczycieli wypłacałoby z własnego budżetu.