W 2039 r. koniec Epoki Ameryki!
Światowy ład, kształtowany i kontrolowany coraz pełniej przez USA, zakłóciło wkroczenie na arenę międzynarodową nowego gracza - Chińskiej Republiki Ludowej (ChRL).Zaczyna się batalia o tron świata, a wszyscy zadają sobie pytanie, czy Ameryka ugnie się pod potęgą Chin?
Państwo Środka, modernizując swoją gospodarkę, w zawrotnym tempie podbija gospodarczo coraz to nowe obszary globu. Staje się poważnym kandydatem na supermocarstwo, co potwierdzają liczne analizy ekonomiczne. Goldman Sachs przewiduje, iż azjatycki smok prześcignie gospodarkę amerykańską w roku 2039.
Epoka Ameryki
Analizując ostatnie kilkadziesiąt lat, można powiedzieć, że należały one niewątpliwie do Stanów Zjednoczonych. Przywództwo tego kraju było bezsprzeczne ze względu na ogromny potencjał militarny, chłonną i produktywną gospodarkę oraz wszechobecną popkulturę amerykańską. II wojna światowa bardzo pomogła USA w wysunięciu się na pozycję lidera świata. W tym okresie Stany Zjednoczone stały się głównym globalnym producentem dóbr (nie tylko o charakterze militarnym). Gospodarka kwitła, powstawały nowe technologie, które podbijały świat, a "wolny" system społeczny sprzyjał indywidualnej inicjatywie i przedsiębiorczości. Dodatkowo pozycję USA wspierał fakt, iż żadne państwo nie potrafiło podnieść się ze zniszczeń wojennych w tempie pozwalającym poważnie zagrozić prymatowi Stanów.
Po wojnie Waszyngton uruchomił plan pomocy gospodarczej (Plan Marshalla), który stał się swoistym rozrusznikiem dla wzrostu gospodarczego USA, a siłą napędową rozwoju okazał się system monetarny Bretton Woods. System podniósł dolara do rangi najważniejszej waluty globalnej i pozwolił utrzymywać Stanom kontrolę nad rynkiem pieniężnym świata.
Fortuna kołem się toczy
Wraz z upływem czasu poza granicami USA rosły rezerwy dolarowe i coraz trudniej było utrzymać stały kurs walutowy. Polityka prowadzona przez Stany doprowadziła do spadku siły nabywczej dolara i tym samym do ucieczki świata od tej waluty. W rezultacie system Bretton Woods załamał się. Sytuacja stawała się coraz trudniejsza dla Ameryki, gdyż po 30 latach od zakończenia wojny, gospodarki innych krajów zaczęły podnosić się z kryzysu powojennego, a Stany musiały zmierzyć się z kilkoma kryzysami gospodarczymi. USA traciły powoli swoją pozycję.
W pierwszej połowie lat 90. USA nadal notowały najwyższy przyrost produkcji przemysłowej w świecie. Jednak ogromny deficyt handlowy wpływał niekorzystnie na pozycję Ameryki. Z początku politycy bagatelizowali nierównowagę, jednak z czasem spowodowała stopniowe osłabianie się dolara. Słaba waluta oznaczała wyzbywanie się jej z rezerw przez wiele krajów, ponadto pogarszało to wizerunek Ameryki jako niezawodnego partnera handlowego. USA borykały się także z wewnętrznym zadłużeniem i traciły powoli konkurencyjność w wielu dziedzinach gospodarczych. Także powrót Waszyngtonu do strategii budowania potęgi militarnej poprzez interwencję w Wietnamie czy Iraku spotkał się ze sporą dezaprobatą świata i w dodatku ukazał wiele niedoskonałości amerykańskiej armii.
Hegemonia Ameryki nie mogła trwać wiecznie. Obecnie stanowi ona drugi rynek na świecie (zaraz po Europejskim Rynku Wspólnym), jednak procentowy udział gospodarki w świecie zmalał drastycznie od czasów powojennych. Na scenie globalnej pojawił się poważny rywal dla Stanów - Chiny. Po ponad 50 latach panowania, Stany muszą się pogodzić z faktem, że istnieją kraje o porównywalnym potencjale gospodarczym, technologicznym, demograficznym i militarnym.
Era chińskiego smoka?
Oczy świata zwrócone są w stronę imperium z Azji Wschodniej. Pod względem ekonomicznym, gospodarka Chin plasuje się na drugiej pozycji (zaraz po USA) wśród ekonomii światowych. Kraj ma ogromny przyrost PKB, infrastrukturę, która rozwija się w niesłychanym tempie, największy na świecie strumień napływających inwestycji bezpośrednich, a technologia stosowana w produkcji nie ustępuje zaawansowanym technikom Zachodu. Można jeszcze mnożyć atrybuty świadczące o ogromnym potencjale gospodarki Państwa Środka. Ale czy to wystarczy, aby stało się ono potęgą światową?
Wskaźniki rozwoju Chin są imponujące i nikt nie wątpi, że kraj ten odegra znaczącą rolę w kształtowaniu ładu światowego. Pozostaje tylko pytanie, czy będzie to rola przewodnia. Kiedy Chiny rozpoczęły proces otwierania gospodarki na kapitał zagraniczny pod koniec lat 70. ub. wieku, chciały osłabić przywództwo Stanów Zjednoczonych i utworzyć nowy wielobiegunowy ład światowy. Jednak w miarę postępującego rozwoju społeczno-gospodarczego, zapragnęły pozycji lidera naszej planety.
A jednak są problemy?
Pomimo optymistycznych wyników gospodarczych prezentowanych przez Chiny, coraz częściej uważa się, iż modernizacja po 1978 roku przyniosła państwu wiele niekorzystnych efektów ubocznych, które mogą zagrozić ich dalszemu rozwojowi. Jeżeli analizuje się rozwój Chin, traktuje się je jako jeden organizm. Pomijany jest fakt ogromnego rozwarstwiania społeczeństwa. Struktura demograficzna Chin charakteryzuje się silną dychotomią. W 2005 roku ponad 300 tys. mieszkańców Chin dysponowało majątkiem netto przekraczającym 1 mln dol., podczas gdy około 200 mln Chińczyków żyło za mniej niż 1 dol. dziennie. Ponadto dochody uzyskiwane przez mieszkańców miast są kilkakrotnie wyższe niż zarobki społeczeństwa wiejskiego. Także ogromne rozwarstwienie społeczeństwa ma miejsce na szczeblu regionalnym - obserwuje się bardzo bogate wybrzeże oraz biedną zachodnią i północną część kraju.
Państwo Środka okupiło swój wzrost gospodarczy ogromnymi zniszczeniami środowiska. Przyroda jest zdewastowana do tego stopnia, że wśród 20 najbardziej zanieczyszczonych miast świata, 15 to chińskie metropolie. Kiedy Deng Xiaoping wprowadzał reformy gospodarcze, pominął kwestię ochrony środowiska. W rezultacie poprzez dekolektywizację wykarczowano ogromne połacie lasów, w wyniku restrukturyzacji i rozbudowy zakładów przemysłowych, nad miastami unosi się chmura smogu, ogromna eksploatacja surowców energetycznych zachwiała równowagę ekosystemów Chin. Zniszczenia środowiska powodują zmniejszenie się PKB rocznie o około 10%. Aktualnie rząd przyjął program odbudowy przyrody, na który przeznaczy od 2007 roku ponad 160 mld dolarów. Jednak wielu ekologów twierdzi, że interwencja przychodzi zbyt późno, by uratować naturę Chin.
Także system finansowy Chin w skuteczny sposób odstrasza zagranicznych biznesmenów. Cechuje się niestabilnością i ogromną kwotą niespłaconych kredytów. Głównymi dłużnikami banków są nierentowne przedsiębiorstwa państwowe. Dalszymi problemami państwa chińskiego są: wszechobecna korupcja, która sprzeczna jest z konfucjanizmem wyznawanym przez naród; system opieki społecznej kraju, który nie obejmuje sporej części społeczeństwa; ukryte bezrobocie i szerzące się ubóstwo. Niektóre z problemów są na etapie rozwiązywania. Za przykład może tu posłużyć gospodarka surowcami energetycznymi. W momencie wielkiego boomu gospodarki chińskiej występowały wielkie obawy o bilans energetyczny kraju. Jednak państwo szybko zaczęło pozyskiwać nowe źródła surowców energetycznych w innych zakątkach świata, m.in. w Afryce, Rosji, Ameryce Południowej.
Kto dysponuje większą siłą?
Teoria zmiany sił zakłada, że tylko w przypadku wyrównania potencjałów między hegemonem a krajem dążącym do zburzenia dotychczasowego porządku świata, może dojść do przebudowy ładu na arenie międzynarodowej. Obserwując potencjał, jakim dysponują Chiny, są one najpoważniejszym konkurentem dla dominującej pozycji USA. Chcąc dokonać dogłębnego porównania obu krajów należy przeprowadzić analizę w oparciu o cztery wyznaczniki potęgi międzynarodowej: demograficzne, geopolityczne, ekonomiczne oraz militarne.
Wyznaczniki demograficzne i geopolityczne
Terytorialnie oba kraje są porównywalne i uważane są za jedne z największych państw świata. Chiny od najdawniejszych lat były najludniejszym państwem planety. Obecnie zamieszkuje je 1,3 mld obywateli, gęstość zaludnienia wynosi 136 osób/km2, a zasoby siły roboczej wynoszą 791,4 mln. Pomimo wprowadzenia restrykcyjnej polityki jednego dziecka, co piąty mieszkaniec Ziemi ma obywatelstwo chińskie.
Stany Zjednoczone nie mogą się równać z ChRL pod względem liczby ludności (mają "zaledwie" 298,5 mln mieszkańców), gęstości zaludnienia (31 osób/km2), czy też zasobów siły roboczej (prawie 150 mln). Jednak we współczesnym świecie, nie tylko liczebność ludności świadczy o pozycji demograficznej państwa, ale również jej wymiar jakościowy.
Najważniejszymi wskaźnikami są tutaj indykatory wykształcenia, międzynarodowe indeksy jakości życia i rozwoju społecznego. Na tej płaszczyźnie Ameryka wyraźnie prześciga Chiny. Fakt ten świadczy o osiągnięciu wyższego poziomu rozwoju demograficznego. Wartość popularnego wskaźnika HDI1 dla Stanów Zjednoczonych wynosi 0,994 i daje im 8. miejsce w rankingu światowym, natomiast Chiny plasują się dopiero na 81. pozycji z wynikiem 0,768. Jednak w obu krajach występuje niekorzystne zjawisko nierównomiernego rozmieszczenia ludności oraz dużego rozwarstwienia dochodów. Ponadto warto wspomnieć, iż niektóre wielkości podawane przez oficjalne urzędy statystyczne Chin nie odzwierciedlają faktycznego stanu. Za przykład mogą tu posłużyć stopa bezrobocia, wskaźnik zachorowań na HIV/AIDS lub procent ludności żyjącej poniżej linii ubóstwa, które są prawdopodobnie niedoszacowane.
Wyznaczniki ekonomiczne
Stany Zjednoczone z trwogą obserwują rozwój ekonomiczny ChRL. Ten kraj Azji Wschodniej staje się coraz potężniejszą gospodarką, która podbija nowe obszary globu. Największe koncerny Ameryki nie są w stanie przeciwstawić się ekspansji Pekinu (przykładem jest zakup pionu produkcji komputerów firmy IBM, czy złożenie oferty zakupu korporacji paliwowej Unocal Corp). Nawet ponad 15% obligacji skarbowych Stanów należy do Państwa Środka. Produkcja chińska powoli przestaje być kojarzona z drugą kategorią. Wyroby są coraz lepszej jakości i w wielu przypadkach nie ustępują standardem artykułom zachodnim. Jedyna nadzieja dla Ameryki na utrzymanie pozycji lidera tkwi w barierach rozwoju, które muszą pokonać Chiny.
Pozycja ekonomiczna każdego z analizowanych krajów jest uwarunkowana przez potencjał, czyli zdolność do użycia swych materialnych i niematerialnych zasobów w celu wpływu na zachowania innych podmiotów sceny międzynarodowej. Im kraj ma większy udział w wielkościach światowych, tym szerzej rozciąga się jego sfera oddziaływania na inne państwa. Zarówno USA jak i Chiny dysponują niebagatelnym potencjałem. Stany Zjednoczone zajmują pierwszą pozycję w wytwarzanym PKB (12 360 mld dol.), co stanowi ponad 20% całkowitego PKB wytworzonego na świecie. Chiny jednak zbliżają się szybkimi krokami do wielkości wyznaczonych przez Stany i obecnie wypracowały PKB o wartości 8 859 mld dol., co daje im drugą pozycję w rankingu światowym. Tempo wzrostu Chin prawie trzykrotnie przewyższało wzrost gospodarczy USA i wynosiło w ubiegłym roku 9,8%, podczas gdy USA zanotowały 3,5% wzrost gospodarczy. Jednak już w PKB per capita Chiny zajmują w rankingu światowym odległą 117. pozycję.
Dochód przypadający na mieszkańca Państwa Środka wyniósł w 2005 roku 7 024 dol. w stosunku do 41 399 dol. na mieszkańca Stanów (6. miejsce na świecie). Międzynarodowa pozycja handlowa obu krajów jest wysoka. Realizowana przez Chiny polityka otwarcia gospodarki zaowocowała wysokimi obrotami handlowymi. Osiągają one sukcesywnie w ostatnich latach nadwyżki eksportu, które pozwalają na gromadzenie wysokich rezerw walutowych (obecnie najwyższych na świecie). W handlu zagranicznym nadal przodują Stany Zjednoczone z prawie 9% udziałem w eksporcie i 17% udziałem w imporcie światowym, podczas gdy Chiny kontrolują 7,3% światowego eksportu i ponad 6% importu. Jednak deficyt na rachunku handlowym Stanów jest niepokojąco wysoki (- 829,1 mld dol.).
ChRL charakteryzuje się od kilku lat bardzo wysokim przyrostem produkcji przemysłowej (27,7% w 2005 roku w porównaniu z 3,2% w USA), niską inflacją i stosunkowo małym zadłużeniem publicznym. Podobnie azjatycki smok zdetronizował Amerykę w indeksie zaufania zagranicznych inwestorów (FDI Confidential Index) oraz przyciągnął w ubiegłym roku o około 20 mld dol. więcej bezpośrednich inwestycji zagranicznych (118,2 mld dol.). Co prawda nadal nakłady USA w 2005 roku na sferę badań i rozwoju dwukrotnie przewyższają wydatki chińskie i wyniosły 2,6% PKB, jednak azjatycki smok w zawrotnym tempie nadrabia zaległości technologiczne i naukowe.
Podsumowując, ze względu na możliwości ekonomiczne Stany Zjednoczone ciągle w większości obszarów prześcigają Chiny. ChRL jednak poszerza obszary swych wpływów i kształtuje w znacznym stopniu globalny rynek handlowy. Coraz częściej Chiny stają się celem zagranicznych inwestorów, także amerykańskich. Z powodu korzystnych warunków produkcyjnych wiele koncernów transnarodowych przenosi swoje fabryki właśnie do tego ogromnego ośrodka produkcyjnego świata.
Wyznaczniki siły militarnej
Zestawienie potencjałów militarnych obu państw wskazuje znów na ilościową przewagę Chin (ponad 7 mln sił zbrojnych, w stosunku do niespełna 2,5 mln w USA). Jednak jakościowo armia chińska wielce ustępuje oddziałom amerykańskim. Świadczą o tym m.in. dużo mniejsze wydatki na uzbrojenie, które w ubiegłym roku w Chinach wyniosły 41 bln dol. (1,8% PKB), natomiast w Stanach wydano 455,3 bln dol. (3,9% PKB). Także w wyposażeniu armii Państwo Środka odbiega znacznie od Ameryki. Posiada około 130 aktywnych głowic bojowych, podczas gdy Stany mają ich aż 5 735. USA dysponują aktualnie około 10 000 głowic nuklearnych, natomiast Chiny zaledwie 400. Siły zbrojne Państwa Środka w ostatnich latach przeszły głęboką modernizację, jednak daleko im do wojska USA. Chiny nadal swoją bazę przemysłową opierają na imporcie sprzętu zbrojnego, podczas gdy Stany same w dużej mierze go produkują. Również kraje różnią się przyjętymi strategiami militarnymi. Pekin stara się nie włączać w konflikty zbrojne na świecie, w przeciwieństwie do Stanów.
Reasumując, zasoby militarne Chin pozwalają im na odgrywanie roli potęgi wojskowej w rejonie Azji i Pacyfiku, jednak w porównaniu z siłami Stanów Zjednoczonych, armia Państwa Środka wymaga restrukturyzacji i nowocześniejszego wyposażenia. Dlatego z roku na rok rząd chiński zwiększa wydatki na siły zbrojne. Ocenia się, że jeżeli przebudowa i modernizacja chińskiej armii będzie przebiegała sprawnie, to za kilka lat może stać się ona najpotężniejszą siłą zbrojną na świecie.
Próba konkluzji
Stosunki gospodarcze i polityczne pomiędzy Chinami a Stanami Zjednoczonymi cechuje daleko idąca ostrożność. Dla Chin rynek Ameryki jest jednym z kluczowych odbiorców produkcji, więc nie mogą się bez niego obejść. Dla Stanów z kolei Pekin jest bardzo ważnym partnerem handlowym (świadczy o tym ogromny deficyt handlowy USA z Chinami; w zeszłym roku wyniósł on 201,7 mld dolarów) oraz podmiotem finansującym dług publiczny. Jesteśmy, więc świadkami bardzo interesującego spektaklu, w którym dwa rywalizujące ze sobą o władzę globalną kraje zmuszone są współpracować na wielu płaszczyznach. Kto bardziej skorzysta na tej kooperacji, które państwo będzie silniejsze gospodarczo, czas pokaże.
Chiny są krajem potężnym, ale ich pozycja geopolityczna, demograficzna, ekonomiczna i militarna nadal nie jest stabilna. Ciągle w wielu dziedzinach kraj ten jest prześcigany przez dotychczasowego hegemona. Jednak kształtuje się wyraźna tendencja zbliżania się obu krajów. Ameryka zmaga się z problemami kraju wysoko rozwiniętego i stara się utrzymać pozycję lidera w systemie światowym, natomiast Chiny muszą przezwyciężyć bariery typowe dla państwa wchodzącego na ścieżkę szybkiego wzrostu. Wyzwania, przed którymi stają oba kraje nie są łatwe. Od pokonania przeciwności będą zależały ich losy i ład światowy. Czy Chiny będą w stanie udźwignąć ciężar odpowiedzialności, jaki spoczywa na mocarstwie światowym?
Istnieje także trzeci scenariusz dla świata, coraz częściej przytaczany przez ekspertów. Jeżeli gospodarka USA nie zacznie rozwijać się w szybszym tempie, a rozwój Chin zahamują wspomniane negatywne czynniki, wówczas nadejdzie dla świata okres "bezkrólewia". Obraz wielobiegunowego świata jest coraz bardziej prawdopodobny. Żadne z państw nie będzie miało na tyle dominującej pozycji gospodarczej, politycznej i militarnej, aby podporządkować sobie resztę globu. Będą istnieli "lokalni hegemoni", tacy jak Stany Zjednoczone, Chiny, Niemcy, Francja, Wielka Brytania, czy Japonia. Jak skończy się batalia o władzę globalną przekonamy się w ciągu najbliższych lat.
Ewa Cieślik