W bankach dzieje się coś dziwnego. "Wypacza się rynkowy mechanizm"

W bankach dzieje się coś dziwnego i sami bankowcy przyznają, że sprawy nie idą tak, jakby chcieli. Na koniec zeszłego roku z każdego tysiąca zł depozytów banki udzieliły niespełna 600 zł kredytów. Żeby udzielić kredytu, trzeba się trochę napracować. Ale co się dzieje z pozostałymi 400 zł? Banki kupują za nie obligacje skarbowe albo bony pieniężne NBP i zarabiają na tym krocie bez żadnego wysiłku. Fachowcy ostrzegają - rośnie nam wielkie ryzyko.

Bankowcy z ironią przypominają sobie stare powiedzonko: weź depozyt na 3, daj kredyt na 9, a o 15 widzimy się na golfie. Zmodyfikujmy je. Bierz depozyt na zero, kupujesz obligacje na 5 (z okładem) i balangujesz do rana. To nie tak - mówią sami. Nie od tego w końcu jesteśmy. Fachowcy nazywają to, co się dzieje wypaczeniem rynkowego mechanizmu alokacji kapitału. I banki przyznają, że nie wiedzą, co z tym zrobić.    

- (...) ryzyko jest takie, że wypacza się rynkowy mechanizm alokacji kapitału. Relacja kredytów do depozytów jest ok. 60 proc. Zbyt duża część oszczędności jest w papierach skarbowych - mówił podczas konferencji "Zarządzanie ryzykiem i kapitałem w bankach" zorganizowanej przez Europejski Kongres Finansowy koordynator EKF profesor Leszek Pawłowicz.

Reklama

Na czym polega to ryzyko? Zacznijmy od tego, do czego służą banki, przynajmniej w teorii. Ludzie zanoszą tam swoje pieniądze (tylko banki mają prawo przyjmować depozyty), żeby były bezpieczne, żeby mieć do nich łatwy dostęp o każdej porze, żeby - w końcu - ochronić wartość swoich pieniędzy w czasie. I właśnie tej ostatniej potrzeby banki nie spełniają. Jeśli masz pieniądze w banku, to "jak w banku" tracą one na wartości. 

Głównym dostawcą depozytów do polskich banków są gospodarstwa domowe. W bankach trzymają blisko 1,4 biliona zł, co stanowi ponad 70 proc. wszystkich depozytów.  

Z prawie 2 bln wszystkich depozytów sektora niefinansowego w bankach (także przedsiębiorstw i instytucji niekomercyjnych) blisko dwie trzecie (ponad 1,3 bilona zł) stanowią depozyty bieżące. To pieniądze, za które banki nie płacą ani grosza. Od gospodarstw domowych banki "za darmo" dostają bez mała 1,2 biliona zł. Płacą natomiast za depozyty terminowe. Terminowych od całego sektora niefinansowego jest ponad 600 mld zł, a od gospodarstw domowych - niespełna 182 mld zł.

Od czego są banki?

Wróćmy do roli banków. Przyjmują depozyty po to, żeby udzielać kredyty. I właśnie ten proces nazywamy alokacją kapitału. Banki powinny go alokować tam, gdzie będzie pracował jak najbardziej efektywnie. Mają do tego narzędzia - by ocenić ryzyko i stopy zwrotu z zainwestowanych pieniędzy. Są pod tym względem profesjonalistami. Z tego powodu bankowcy mówią o sobie, że służą gospodarce. Ale nie służą.

Akcja kredytowa banków, choć lekko drgnęła pod koniec zeszłego roku, wciąż tkwi w marazmie. Tymczasem stopa inwestycji w Polsce od 2016 roku należy do najniższych w całej Unii Europejskiej, a polska gospodarka ma olbrzymie potrzeby inwestycyjne jeśli chce utrzymać konkurencyjność międzynarodową.

- Inwestycje nadchodzą, za chwilę będzie potrzeba ich finansowania. W latach 2025-2030 potrzeba finansowania ok. 400 mld zł inwestycji w transformację energetyczną, w dalszym horyzoncie - 1,7 biliona zł (...) Nawet jeśli odliczymy KPO, to potrzebujemy sfinansować ponad 250 mld zł - mówi Piotr Jabłoński, dyrektor zarządzający Pionem Relacji Międzynarodowych Banku Gospodarstwa Krajowego.

Polskiej gospodarce grozi utrata konkurencyjności, gdyż przez dziesięciolecia szybki wzrost zawdzięczaliśmy wzrostowi wydajności pracy. Teraz, kiedy społeczeństwo się starzeje, gospodarka potrzebuje nakładów kapitałowych. Musi przejść szybką modernizację energetyczną, cyfrową, pracę ludzi muszą coraz szerzej zastępować maszyny.

- Wartość dodana w eksporcie rośnie w Polsce znacznie szybciej niż absorbowana krajowo, ale w ten sposób zależność od popytu zewnętrznego będzie coraz większa trudnością (...) rynek zewnętrzny rośnie znacznie wolniej niż rynek polski - mówi Geoff Gottlieb stały przedstawiciel Międzynarodowego Funduszu Walutowego na Europę Centralną, Wschodnią i Południowo-Wschodnią.

- Imigracja i wzrost partycypacji w rynku pracy nie zapełnią luki wpływu demografii na zatrudnienie (...) co powoduje presję na konkurencyjność cenową (...) Polska przestała być niskokosztowym miejscem dla produkcji i usług - dodał.

Nie ma popytu na kredyt

Bankowcy mówią na to - chętnie udzielalibyśmy kredyty, ale brak popytu. Przedsiębiorcy wcale nie ustawiają się po nie w kolejce.

- Głównym powodem niskiego kredytu dla przedsiębiorstw jest brak popytu (...) wielu polskich przedsiębiorców ma duże obawy przed lewarowaniem się - powiedział Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista, dyrektor Centrum Analiz i Transformacji Cyfrowej banku Pekao

Jeśli jednak przedsiębiorcy uznają, iż inwestycje są jedyną szansą, by utrzymać się w biznesie, okaże się, że potrzeby inwestycyjne gospodarki znacznie przekroczą dostępne fundusze unijne. Powstaje pytanie, czy banki są gotowe stawić czoła takim wyzwaniom.

- Nie widzę finansowania inwestycji, nie wiem skąd mają się wziąć inwestycje prywatne, jeśli mielibyśmy mieć wzrost dużo wyższy (niż 3,5 proc. prognozowane na ten rok) - powiedział Ludwik Kotecki, członek Rady Polityki Pieniężnej.

Możliwości kredytowe banków zależą od tego, jakie mają kapitały, bo każdy kredyt to ryzyko, a kapitał potrzebny jest do tego, żeby je pokryć. Tymczasem polskie banki mają spokojnie wystarczające kapitały na teraz, ale są poważne obawy, czy byłyby w stanie sprostać rosnącym potrzebom.    

- Na tle Unii nasze wskaźniki kapitałów wcale nie są takie wysokie. Jest potrzeba, żeby kapitału do aktywów ważonych ryzykiem było trochę więcej - powiedział Michał Dybuła, główny ekonomista BNP Paribas Bank Polska.

Dlatego może okazać się, że modernizację polskiej gospodarki sfinansują banki zagraniczne.  

- Inwestycje w Polsce będą w dużej części sfinansowane przez matki polskich banków. Koncentracja w niektórych projektach jest problemem - mówi Bartłomiej Posnow, wiceprezes Credit Agricole Bank Polska.

- Obserwujemy bardzo wiele przedsiębiorstw, które wybierają do finansowania się bank zagraniczny. To także polskie przedsiębiorstwa, a nie tylko zagraniczne finansujące się przez matkę - dodaje Bożena Graczyk, wiceprezes ING Banku Śląskiego.

Taki kryzys już był

Choć polskie przedsiębiorstwa idą po finansowanie do banków zagranicznych, polskie banki pobiły w ubiegłym roku rekordy zysków. Zarobiły ponad 42 mld zł. Dzięki czemu było to możliwe?

Za pozyskane od deponentów pieniądze kupują obligacje skarbowe lub bony pieniężne NBP. I zarabiają na tym ponad 5 proc. rocznie, gdy ludzie trzymający pieniądze na rachunkach nie widzą ani grosza. Banki trzymają obecnie ok. 600 mld zł obligacji skarbowych i ponad 400 mld zł bonów NBP. 

- To pieniądze kompletnie niepracujące - mówi Leszek Pawłowicz.

Skoro powierzone bankom pieniądze nie pracują, depozyty nie gwarantują ochrony oszczędności przed inflacją. Sektor bankowy nie spełniania swojej funkcji pośrednictwa finansowego. Ta sytuacja wymaga zmiany - twierdzi Geoff Gottlieb.

Obligacje skarbowe i bony NBP są klasyfikowane jako aktywa mające zerową wagę ryzyka. To znaczy, że - w myśl regulacji - bank kupując je nie ponosi żadnego ryzyka, w przeciwieństwie do udzielonego kredytu. Na kupione obligacje i bony pieniężne nie musi mieć też "odłożonego" kapitału, w przeciwieństwie do kredytów. Czy to znaczy jednak, że papiery państwowe są całkowicie pozbawione ryzyka?

Bankom też tak się wydawało przed 2008 rokiem, a więc zanim wybuchł wielki globalny kryzys finansowy. Miały w swoich portfelach całe góry rządowego długu. Kiedy wiarygodność rządów się zachwiała, a obligacje zaczęły tanieć, kapitały banków się kurczyły, gdyż musiały aktualizować wycenę obligacji, a to wpływa na kapitał. Do tego doszła zła jakość kredytów i banki zaczęły upadać. A rządy musiały je ratować za pieniądze podatników. To było błędne koło kryzysu bankowego i rządowego długu, które przerwał dopiero w 2012 roku Europejski Bank Centralny.

Polskie banki zasmakowały takiej sytuacji w latach rządów PiS, kiedy rządowe obligacje gwałtownie traciły na wartości, a jesienią 2022 roku mieliśmy mały kryzysik. W sumie straciły ok. 40 mld zł kapitałów. To może się powtórzyć.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: bank | depozyty | Kredyt | obligacje skarbowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »