W jaki sposób banki odczują skutki wojny?

Wojna i wynikający z niej kryzys nastąpiły, kiedy jeszcze kryzys pandemiczny nie został zażegnany. Na razie europejskie banki są odporne na wojnę. Z czasem odczują jej skutki, podobnie jak cała europejska gospodarka, choć w trudny do przewidzenia jeszcze w tej chwili sposób.

Europejski Urząd Nadzoru Bankowego (EBA) ogłosił właśnie cokwartalną "Risk Dashboard", czyli mapę ryzyka dla sektora bankowego w całym Europejskim Obszarze Gospodarczym. EBA nadzoruje 130 banków w Europie mających w sumie 80 proc. aktywów całego sektora. W ostatnim raporcie nadzorcy postanowili przyjrzeć się temu, jakie znaczenie dla banków i stabilności finansowej będzie miała wojna.

Bezpośrednie skutki napaści Rosji na Ukrainę i wojny już widać. Wzrosło ryzyko rynkowe związane ze zmiennością notowań na rynkach walutowych, surowców, papierów dłużnych, towarów rolnych. Możliwe są nagłe wzrosty premii za ryzyko. W krótkim terminie europejskie banki są odporne na ryzyka wynikające z wojny. W dłuższym - może się okazać, że finansowane przez nie firmy mają problemy, bo powiązane były w rozmaity sposób z Rosją, a teraz związki te musza zerwać. Choćby z powodu sankcji.

Reklama

O czym mówimy? O dziesiątkach miliardów euro, które mogą przepaść. Ekspozycje (czyli kredyty, pożyczki i papiery dłużne) europejskich banków na rosyjskich klientów wynosiły na koniec 2021 roku 76,2 mld euro. Na Ukrainę było to 11,5 mld euro, a na Białoruś 2,1 mld euro. Pieniądze wydają się gigantyczne, ale w sumie to wcale niewiele. Bo jest to zaledwie 0,3 proc. aktywów europejskiego sektora bankowego. Kłopoty będzie miało w dodatku tylko kilka banków. Największe - banki francuskie, a zwłaszcza Societe Generale.

Ekspozycje na Rosję francuskich banków wynosiły na koniec zeszłego roku 27,5 mld euro. Societe Generale, jedna z największych instytucji bankowych w Europie i trzecia we Francji ma w Rosji 18 mld euro należności. Pożyczała pieniądze głownie jednak za pośrednictwem trzech swoich spółek zależnych - Rosbanku, DeltaCredit Banku i Rusfinance Banku. Łączne ekspozycje BNP Paribas w Rosji, największego francuskiego banku i drugiej największej bankowej grupy na świecie wynoszą - według komunikatu instytucji - 1,7 mld euro, a w Ukrainie - 1,3 mld euro. 

Do banku w Moskwie jak do pralni

Na drugim miejscu są banki włoskie z łącznymi ekspozycjami 21,9 mld euro, z czego na największy włoski bank Intesa Sanpaolo przypada 1,1 mld euro w Rosji i 300 mln euro w Ukrainie. Włoska grupa ma w Rosji Banca Intesa, a w Ukrainie Bank Pravex. Potężnie zaangażowany w obu krajach jest natomiast drugi włoski bank UniCredit. W Rosji ma UniCredit Bank Russia z kredytami w wysokości 7,8 mld euro, który w dodatku finansowany jest przez włoska spółkę matkę w wysokości 1,9 mld euro.  

UniCredit podał ostatnio, że maksymalne straty, jakich może spodziewać się w Rosji wyniosłyby 7,4 mld euro, co daje ok. 200 punktów bazowych najtwardszego kapitału. To nie wstrząsnęłoby fundamentami banku, bo jego kapitał stanowi teraz 15,1 proc. wszystkich aktywów ważonych ryzykiem. 

Zaraz za włoskimi bankami znajdują się austriackie z łącznymi ekspozycjami - według danych EBA - 21,5 mld euro na koniec 2021 roku. Raiffeisen Bank International podał jednak ostatnio, że są one większe, i wynoszą w Rosji 22,9 mld euro. Z rosyjskiego biznesu pochodziła jedna trzecia zysków austriackiego banku, gdyż ma tam 4,2 mln klientów i zatrudnia 9,4 tys. pracowników. Ponadto na Ukrainie jest piątym największym bankiem z zaangażowaniem łącznie 4,4 mld euro.

Niemieckie banki mają już znacznie mniejsze ekspozycje na Rosję, bo ok. 5,5 mld euro. Deutsche Bank będący w pierwszej dziesiątce banków świata i czwartym w Europie stopniowo zmniejszał zaangażowanie w Rosji od 2014 roku, a potem jeszcze bardziej po 2017 roku. Wtedy właśnie rozpoczęło się śledztwo, które wciąż prowadzi Departament Sprawiedliwości (DoJ) USA. Bank podejrzewany jest w nim o to, że "wyprał" ok. 10 mld dolarów brudnych pieniędzy rosyjskich oligarchów i mafiosów poprzez tzw. transakcje lustrzane.

O co w tym chodzi? Brudne pieniądze bardzo łatwo zainwestować na moskiewskiej giełdzie w akcje notowanych tam spółek. Ważne jednak, żeby równocześnie rosyjska spółka była notowana na zagranicznej giełdzie, np. w Londynie. Pośrednik kupuje za ruble mafiozo odpowiednią ilość akcji na giełdzie w Moskwie, a równocześnie tyle samo sprzedaje w Londynie, a potem oddaje pieniądze swojemu klientowi. W ten sposób - o ile ma się zaufanego pośrednika - można wyprać dowolne kwoty. Według śledczych z DoJ pojedyncze transakcje miały niewielką, niezauważalną nawet wartość od 2 do 3 mln dolarów i prowadzone były przez cztery lata od 2011 roku.          

Efekty drugiej rundy

Zaangażowanie banków z Holandii europejski nadzór oszacował na 5,3 mld euro, ale sama ING Groep podawała nieco większe wartości. Na końcu listy znajdują się banki węgierskie, a ściśle największy w tym kraju OTP Bank, który w 2006 roku kupił spółkę bankową w Ukrainie od RBI. Zaangażowanie na 2,4 mld euro dla tej instytucji może stanowić większy problem niż dla zachodnich gigantów znacząco większe ekspozycje.  

Ponad 80 proc. wszystkich ekspozycji europejskich banków stanowiły kredyty i pożyczki, głównie dla przedsiębiorstw i - w mniejszym stopniu - dla gospodarstw domowych. Kredyty i pożyczki udzielone rosyjskim firmom i gospodarstwom domowym wyniosły odpowiednio 40 mld euro i 16 mld euro. Wobec rosyjskich instytucji rządowych i samorządowych wyniosły 4 mld euro.   

Zdecydowana większość zaangażowania europejskich banków nastąpiła za pośrednictwem ich spółek zależnych w Rosji lub Ukrainie. Finansują się one depozytami w obu tych krajach co oczywiście zmniejsza ryzyko ich upadku. Depozyty od kontrahentów rosyjskich wynoszą 69 mld euro w porównaniu do 76 mld euro należności. Wojna spowoduje dla banków kłopoty z należnościami od klientów w obu krajach.

- Według wstępnej oceny, zagrożenia pierwszej rundy dla unijnego systemu bankowego nie stanowią fundamentalnego zagrożenia dla stabilności finansowej - napisała EBA.

W dłuższym terminie wystąpią natomiast tzw. efekty drugiej rundy.

- Skutki drugiej rundy będą bardziej niepokojące z perspektywy stabilności finansowej - napisał europejski nadzorca.

Na czym one będą polegać? Przede wszystkim nie wiadomo jak długo wojna potrwa i jaki będzie jej wynik. Od tego zależy jej wpływ na całą gospodarkę światową. Nie tylko kredytowane przez europejskie banki rosyjskie firmy, czy zrównane z ziemią przedsiębiorstwa ukraińskie mogą okazać się niewypłacalne. Kłopoty mogą mieć ich europejscy kontrahenci, wskutek czego gospodarka państw Europy osłabnie. Do tego mogą ujawnić się kolejne zakłócenia w łańcuchach dostaw.

Najpierw pandemia, teraz wojna

Europejskie banki prawdopodobnie mają bardzo duże pośrednie ekspozycje na Rosję poprzez klientów powiązanych handlowo lub w łańcuchach dostaw z Rosją lub Ukrainą. Jak duże - tego nie wiadomo, ale wiadomo, że Rosja jest piątym największym partnerem handlowym Europy. Zerwanie relacji gospodarczych z Rosją uderzy w europejskie przedsiębiorstwa zaangażowane na tym rynku, a poprzez to także w finansujące je banki. Tych skutków nie sposób jeszcze ocenić.

Rosnące ceny energii oraz wąskie gardła w łańcuchu dostaw mogą przełożyć się na niższy wzrost gospodarczy i utrzymującą się inflację w Europie. Z jednej strony spadnie popyt i zaufanie konsumentów, a z drugiej mogą nastąpić zakłócenia w produkcji. A wtedy banki mogą mieć kłopoty ze spłatami kredytów przez firmy i gospodarstwa domowe w swoich krajach. Kolejne zagrożenia związane są z możliwością ataków cybernetycznych sponsorowanych przez rząd Rosji. Do tego dochodzą jeszcze kłopoty związane np. z zarządzaniem aktywami, bankowością inwestycyjną i bankowością prywatną.

Słowem - w wyniku wojny ryzyko kredytowe znacznie wzrosło. Klienci mogą nie być w stanie obsłużyć swoich kredytów z powodu ograniczeń płatniczych lub walutowych, albo też z powodu utraty płynności wynikającej z braku zapłaty przez ich kontrahentów zaangażowanych w Rosji lub Ukrainie.

Do tego dochodzi jeszcze oczekiwana normalizacja polityki pieniężnej, czyli po prostu wzrost stóp procentowych. To oczywiście wpłynie korzystnie na dochody odsetkowe banków, ale równocześnie odczują one także niższy wzrost gospodarczy. Rosnące stopy i niższy wzrost mogą osłabić popyt na kredyty w całej Europie, co zresztą już widać w Polsce.

Kolejny kryzys związany z wojną następuje w ślad za poprzednim - pandemicznym. Tamten europejski sektor bankowy przetrwał w bardzo dobrej formie. Na koniec zeszłego roku średni współczynnik kapitałowy CET1 europejskich banków wynosił 15,4 proc., odsetek złych kredytów spadł do zaledwie 2 proc. W sumie złe kredyty w europejskim sektorze miały wartość 381 mld euro, gdy po wielkim kryzysie finansowym i kryzysie zadłużenia w strefie euro było to ponad trzy razy więcej (ok. 1,3 biliona euro). Średnia rentowność europejskich banków (wskaźnik RoE) wynosiła na koniec zeszłego roku przyzwoite 7,3 proc.

Wygląda na to, że banki przeszły przez pandemię suchą stopą, ale obraz wcale nie jest taki różowy - zwraca uwagę europejski nadzorca. Problemem jest jakość kredytów objętych w czasie pandemii moratoriami, czyli "wakacjami". Łącznie kredyty, które były na wakacjach mają wartość ponad 700 mld euro, a objęte publicznymi programami gwarancyjnymi - 373 mld euro. I w obu tych kategoriach kredyty wyraźnie się psują. Odsetek złych kredytów na koniec roku wzrósł do 5,5 proc., co wcale nie znaczy, że pandemiczny kryzys został już zażegnany. Straty banków mogą jeszcze sięgnąć nawet dziesiątek miliardów euro.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »