W jaki sposób Getin zastawił pułapkę na polskie banki?
Miał być Getin, a jest get-out. Okręt flagowy Leszka Czarneckiego od kilku lat tonie. Ale zatonąć nie może, bo są uzasadnione obawy, że pociągnąłby ze sobą na dno cały polski system finansowy. Dlatego upadłość banku-zombie - choć nadzór powinien zdecydować o niej już dawno - jest w zasadzie niemożliwa. Co więc zrobić z Getinem?
Grupa Polsat Plus i Fundacja Polsat razem dla dzieci z Ukrainy
- Nie ma dobrej opcji - mówi Interii doświadczony bankowiec, przez lata zajmujący wysokie stanowiska w polskim sektorze.
Sytuacja Getin Noble Banku, czyli GNB jest fatalna i wciąż się pogarsza. Bank podał w końcu zeszłego tygodnia, że w 2021 roku strata netto jego grupy wyniosła 1,07 mld zł, a w I kwartale tego roku miała ona 18,6 mln zł zysku netto. Niemniej na koniec I kwartału wskutek zwiększenia rezerwy na ryzyko prawne związane z kredytami we frankach oraz aktualizacją wyceny papierów skarbowych skonsolidowany łączny współczynnik kapitałowy TCR obniżył się do 1,27 proc., a najtwardszy kapitał CET1 do zaledwie 0,51 proc. aktywów ważonych ryzykiem.
To na poziomie grupy, bo w samym banku jest jeszcze gorzej. Na koniec I kwartału łączny współczynnik kapitałowy wyniósł 0,14 proc., a najtwardszy kapitał nieznacznie przekracza... 43 mln zł. Bank musi mieć przynajmniej 4,5 proc. najtwardszego kapitału i to bez żadnych obowiązkowych buforów, a GNB - zgodnie z wymogami KNF - powinien mieć ponad 8 proc.
Ubiegły rok był drugim z rzędu potężnych strat banku, bo w 2020 wyniosły one prawie 560 mln zł. W lutym zeszłego roku GNB przestał spełniać wymóg całkowitego kapitału w wysokości 8 proc. aktywów ważonych ryzykiem i to powinien być alarm dla nadzoru. Wtedy zarząd banku mówił, że nie dostrzega ryzyka przymusowej upadłości, jakiej poddana została siostrzana spółka z tej samej stajni, Idea Bank pod koniec 2020 roku.
Przez 2021 rok kapitały banku topniały dalej i wcale się to nie skończyło. Według zarządu, niedobór kapitału wynosi obecnie 4,5 mld zł, a spadek współczynników kapitałowych świadczy już o zagrożeniu upadłością. Takie obniżenie kapitałów oznacza, że KNF może podjąć w każdej chwili decyzję o likwidacji banku.
- Uważa się, że z kapitałem poniżej 2 proc. bank nie istnieje - mówi rozmówca Interii.
Ale Getin istnieje. I przedstawił Komisji Nadzoru Finansowego kolejny (chyba już czwarty) plan naprawy, tym razem wybiegający do 2027 roku. Zarząd banku - tyle tylko wiemy - utrzymuje w nim, że GNB ma szansę na powrót do rentowności i odbudowę kapitału w związku ze wzrostem stóp procentowych. Oprocentowanie kredytów rośnie, więc - teoretycznie - bank powinien na tym suto zarabiać. Bank wylicza, że dotychczasowe podwyżki stóp przyniosą mu w ciągu roku od 620 do 740 mln zł.
Być może Getin zarobi, ale sporo też straci w wyniku ryzyk, które jak woda wypełniały dziurawy kadłub i przełamywały kolejne grodzie. Po pierwsze straci na kolejnych aktualizacjach wyceny papierów skarbowych. Przypomnijmy, że kiedy stopy procentowe idą w górę ceny obligacji (o stałym oprocentowaniu) spadają, a banki co kwartał powinny dokonywać ich nowej wyceny. Różnica "odejmowana" jest bezpośrednio od kapitału instytucji, który w ten sposób topnieje.
Wskutek aktualizacji wyceny papierów skarbowych kapitały wszystkich polskich banków zmniejszyły się w zeszłym roku o ok. 16 mld zł. Wyliczenia naukowców z Uniwersytetu Łódzkiego, zakładających bardzo umiarkowany scenariusz wzrostu stóp mówią, że w tym roku będzie to co najmniej drugie tyle. GNB w I kwartale z powodu aktualizacji wyceny obniżył swój kapitał o ponad 107 mln zł. Kolejne kwartały mogą przynieść następne setki milionów.
Po drugie nie jest tajemnicą, że GNB w swoim czasie udzielał kredytów frankowych klientom, którym trudno było dostać podobny kredyt w jakimkolwiek innym banku, czyli bardziej ryzykownym. A w dodatku na wyższe kwoty. Brał za to najwyższy w polskim sektorze bankowym spread od przewalutowania, przekraczający 15 proc. I na tym zarabiał krocie. To znaczy zarobił. Teraz ma za to straty. Portfel kredytów we frankach w GNB to wciąż ponad 8,26 mld zł.
To 27 proc. całego portfela kredytowego, z tego umowy warte 2,5 mld zł są w sądach. Łączna wartość utworzonych rezerw na ryzyko prawne kredytów walutowych wynosi obecnie 1.295 mln zł, co stanowi 16 proc. wartości całego portfela kredytów we frankach. To niewiele, bo np. mBank na koniec zeszłego roku miał pokryte rezerwami ponad 32 proc. frankowego portfela. A do tego "odłożone" 1,9 mld zł bufora kapitałowego na ten cel. Aktualizacja wyceny może spowodować "wyzerowanie" kapitału GNB już w tym kwartale, a zwiększenie rezerw na kredyty walutowe - ujemną wartość kapitału.
Czy bank mający ujemne kapitały możeistnieć? Nie powinien. Ale prawdopodobnie GNB będzie istnieć dalej. Dlaczego? Bo po prostu nie ma co z nim zrobić.
- Getin to duży ból głowy - mówi nasz rozmówca.
Najprostszym rozwiązaniem byłaby upadłość. Ale wtedy Bankowy Fundusz Gwarancyjny musiałby natychmiast wypłacić depozyty gwarantowane do 100 tys. Na koniec I kwartału tego roku bank miał prawie 42 mld zł zobowiązań wobec klientów. Na koniec 2021 roku depozyty osób fizycznych stanowiły blisko 36,4 mld zł. Ile z nich było gwarantowane - nie wiemy. Prawie 5 mld zł depozytów firm całkowicie by przepadło.
BFG w obu funduszach, a więc środków gwarantowanych i przymusowej restrukturyzacji, miał na koniec 2020 roku ponad 26 mld zł. To pieniądze, które wniosły banki, ale teraz to już grosz publiczny. Załóżmy, że nawet połowę z tego mógłby użyć. Na co najmniej drugie tyle musiałyby się zrzucić niemal z dnia na dzień banki. A to pchnęłoby polski sektor bankowy w olbrzymie straty, a kilka instytucji całkowicie by zatopiło. Dlatego Getin nie może upaść. Jest na to za duży.
- Przy tej wielkości banku upadłość zatrzęsłaby sektorem - mówi nasz rozmówca.
Aby zapobiec istnieniu banków "za dużych by upaść" w Unii uchwalona została dyrektywa BRR przewidująca specjalne mechanizmy upadłości banków, z wywłaszczeniem akcjonariuszy i wierzycieli. W Polsce "likwidatorem" banków na mocy tego prawa jest właśnie BFG. Od grudnia w GNB działa kurator.
BFG mógłby podjąć decyzję o przymusowej restrukturyzacji, czyli resolution Getinu, tak zresztą jak zrobił to z jego siostrzaną spółką z tej samej stajni - Idea Bankiem - pod koniec 2020 roku. Warunkiem takiej decyzji jest zagrożenie banku upadłością, brak możliwości naprawy instytucji oraz interes publiczny rozumiany w taki sposób, żeby naprawa banku nie pociągała za sobą konieczności zaangażowania środków publicznych - na przykład na wypłatę gwarantowanych depozytów.
Ale z Idea Bankiem było bez porównania łatwiej. Miał zaledwie 15 mld zł aktywów, gdy GNB - ma trzy razy tyle. I co najważniejsze - nie miał kredytów we frankach. A Getin - ma. Dlatego na aktywa Idei, choć nie najlepszej jakości, nie było trudno znaleźć chętnego. Przejął je ostatecznie państwowy Pekao. Getinu z wielkim frankowym portfelem żaden polski bank by nie przejął.
- To byłoby samobójcze. Ryzykowne byłoby nawet dla PKO BP. Gdyby Getin nie miał portfela frankowego, sprawa byłaby stosunkowo prosta - mówi rozmówca Interii.
Kredyty we frankach to jak gorące kasztany. Przejęcie portfela frankowego byłoby dla każdego banku ogromnym ryzykiem. I to nie tylko dlatego, że rezerwy na ryzyko prawne w GNB są relatywnie niewielkie, a jakość portfela słaba (ponad 1 mld zł niespłacanych kredytów, czyli ponad 11 proc. portfela). Jak wykazała to KNF w swoich wyliczeniach, kredyty frankowe - w zależności od rozstrzygnięć sądów - generują dla banku ogromne ryzyko.
Bo nie jest całkowicie nieprawdopodobny skrajny zupełnie wariant rozwiązania umowy polegający na tym, że bank, który takiego kredytu udzielił, musi klientowi zwrócić wszystkie zapłacone raty, a klient bankowi nie jest nic winien. Straty banków mogłyby wtedy wynieść ponad dwa razy tyle, ile obecna wartość frankowego portfela.
Narzędzia resolution są elastyczne. Pozwalają na to, żeby poddany przymusowej restrukturyzacji bank dowolnie podzielić. Można z niego np. "wyjąć" kredyty we frankach, a resztę aktywów sprzedać. Ale co zrobić z tymi "wyjętymi" kredytami we frankach? Nie ma na nie sposobu.
Portfele frankowe "wyjmowano" już wprawdzie z banków, i z BPH i z Raiffeisen Bank Polska. Tylko, że miały one zagranicznych właścicieli, którym pozostawiano franki, zależne od nich niby-banki "opiekują się" tymi kredytami i biorą na siebie całkowicie związanym z nimi ryzyko. W przypadku Getinu wszystkie franki trzeba byłoby zostawić... Leszkowi Czarneckiemu.
Złe kredyty Getinu można by oczywiście przenieść do utworzonego specjalnie złego banku. Ale nie rozwiązuje to problemu kredytów we frankach, bo trudno do złego banku przenosić spłacane kredyty, choć są one w walucie. Dalej tkwimy w pułapce. Nie widać wyjścia.
- Można zrobić przymusową restrukturyzację polegająca na tym, że Getin zostaje pozbawiony wszystkich aktywów i pasywów z wyjątkiem franków. Ale co szkodzi Czarneckiemu w tej sytuacji ogłosić bankructwo? Ktoś i tak musiałby to przejąć. A kto to przejmie? - zastanawia się nasz rozmówca.
Polski bank nie mógłby przejąć Getinu z pozostawionymi w nim tylko frankami, bo miałby wtedy dwa banki, więc - zgodnie z prawem - musiałby je połączyć. Zatem przejąłby i tak na siebie ryzyko związane z portfelem frankowym. Portfel ten zostałby dalej w polskim systemie bankowym, a przejmujący musiałby wyłożyć potężne pieniądze na kapitał i na tworzenie rezerw. Może więc franki chciałby przytulić bank z zagranicy?
- Gdyby właściciel zagraniczny nie mający w Polsce banku to kupił, ryzyko wyszłoby za granicę. Ale nikt tego nie kupi, bo można na tym tylko stracić - mówi rozmówca Interii.
Kolejki ustawiających się po pozostałe aktywa Getinu także nie widać. Bank ma prawie 18,9 mld zł kredytów hipotecznych (razem z portfelem "frankowym), ale odsetek niespłacanych dłużej niż trzy miesiące wynosi ponad 30 proc. Rezerwy na te złe kredyty są dość przyzwoite, bo sięgają 58 proc. ich wartości. Ale na ponad 2,7 mld zł kredytów detalicznych niespłacana jest prawie połowa. Stosunkowo dobry jest portfel kredytów korporacyjnych, w którym odsetek niespłacanych wynosi niespełna 9,4 proc.
Najbardziej prawdopodobne jest zatem, że tonący Getin będzie dalej dryfował, jeszcze przez wiele lat. Nadzór może przecież udawać, że wierzy w kolejny program naprawy, a potem w jeszcze następny. Właściciel banku - póki były - wyciągał z niego krociowe zyski, ale nie można go przecież zmusić do pokrycia strat. Chyba, że pokryją je inne banki, a jak nie starczy, to zrzucą się na nie wszyscy Polacy.
Jacek Ramotowski