W jakim kierunku podążą ceny ropy naftowej?
Słabszy globalny wzrost i ponowne wprowadzenie restrykcji sanitarnych pogłębią niski popyt na ropę naftową. W konsekwencji można liczyć się z dalszym ograniczeniem wydobycia i redukowaniem wydatków inwestycyjnych w sektorze naftowym.
Sytuacja na rynku ropy naftowej w czerwcu uległa pewnej stabilizacji. Ceny wzrosły odpowiednio do poziomów 41,15 dol./b dla ropy Brent i do 39,27 dol./b dla ropy WTI. Nie zniwelowało to jednak silnych spadków w br.; cena gatunku Brent od początku roku straciła 37,7 proc. a WTI 35,7 proc.
Kraje tworzące grupę OPEC+, na wirtualnym spotkaniu w dniu 6 czerwca br., postanowiły w dalszym ciągu przestrzegać warunków umowy, podpisanej w kwietniu br., dotyczącej rekordowo wysokiej pod względem wielkości redukcji wydobycia ropy naftowej. Łącznie zobowiązały się zmniejszyć wydobycie o 9,7 mln b/d (co odpowiada ok. 10 proc. globalnej podaży surowca). Początkowy okres dostosowań w produkcji, dotyczący maja i czerwca 2020 roku, został wydłużony do końca lipca. Ponadto dla państw, które nie wywiązały się z ustalonych limitów produkcyjnych w maju i w czerwcu wprowadzono konieczność ich podwyższenia, tak aby w lipcu, sierpniu i we wrześniu mogły one obniżyć produkcję do wymaganych wcześniej zobowiązań. Chodzi tutaj głównie o Irak, Nigerię, Angolę i Kazachstan (ich zgodność wykonania wymaganych limitów produkcyjnych wyniosła w czerwcu odpowiednio: 70 proc., 77 proc., 83 proc., ok. 100 proc.; w maju była natomiast dużo niższa). Łącznie kraje te zobowiązały się wprowadzić dodatkowe cięcia w wydobyciu ropy w wysokości 410 tys. b/d w sierpniu oraz 660 tys. b/d we wrześniu br.
Bardzo pomocny w zakresie polityki cenowej jest także dodatkowy spadek wydobycia jaki zadeklarowała i wprowadziła Arabia Saudyjska oraz wymuszony spadek produkcji w Wenezueli, która z powodu zapaści gospodarczej i nałożonych amerykańskich sankcji gospodarczych nie jest w stanie zwiększyć swojej produkcji ropy naftowej. Upadek przemysłu naftowego w tym kraju najlepiej obrazuje liczba pięciu ostatnich wież wiertniczych wydobywających surowiec na polach naftowych (dane na koniec maja br.), które charakteryzują się największymi dostępnymi rezerwami na świecie. W rezultacie na koniec czerwca br. produkcja w Wenezueli wyniosła zaledwie 340 tys. b/d - był to zatem najniższy jej poziom w historii, podczas gdy jeszcze w 2016 roku wynosiła ponad 2,3 mln b/d.Z drugiej jednak strony dalsza współpraca grupy OPEC+ obarczona jest wysokim ryzykiem, gdyż kraje kartelu w swojej historii bardzo często łamały obowiązujące reguły w zakresie ograniczania wydobycia. Znawcy tematu mówią o tzw. "syndromie Pinokia". Co więcej, grupa nie posiada odpowiedniego mechanizmu egzekwowania przyjętych reguł. Dlatego też, jeżeli nie uda się należycie zdyscyplinować tych państw, które do tej pory "oszukiwały" w zakresie wielkości redukcji wydobycia, to Arabia Saudyjska i Rosja - kraje które scalają całą grupę i zarazem dokonują największych ograniczeń w wydobyciu - będą mogły odstąpić od podpisanego porozumienia i ponownie rozpocząć "wojnę cenową" (z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w marcu br.). Należy jednak podkreślić, że takie rozwiązanie byłoby bardzo ryzykowne i mogłoby doprowadzić do ponownego spadku cen ropy naftowej na rynkach globalnych.
Informacje o kolejnych etapach "odmrażania" działalności gospodarczej na świecie wpływają na wzrost cen ropy naftowej. Sytuacja epidemiologiczna jest jednak daleka od ustabilizowania. Mamy do czynienia z ponownym wzrostem zachorowań w wielu krajach, jednak różnią się one pod względem intensywności. Regiony, w których w dalszym ciągu utrzymuje się na wysokim poziomie liczba nowych zarażeń to Ameryka Łacińska (Brazylia, Chile, Peru, Kolumbia czy Argentyna), Azja Południowo-Wschodnia (Indie, Pakistan, Bangladesz), Afryka (RPA) czy też niektóre stany w USA. Rodzi to ryzyko ponownego zamknięcia tychże gospodarek, co mogłoby negatywnie wpływać na odbudowujący się globalny popyt na produkty naftowe. Analitycy rynkowi prognozują również ryzyko wystąpienia drugiej fali pandemii COVID-19 wraz z nastaniem sezonu grypowego w okresie jesienno-zimowym.W czerwcu br. MFW znacząco zrewidował w dół szacunki wzrostu gospodarczego dla gospodarki światowej. Globalny PKB obniży się w br. o 4,9 proc. - jest to zatem obniżenie o 1,9 punktu procentowego w stosunku do kwietniowej prognozy. Niższy globalny wzrost i ponowne wprowadzenie restrykcji sanitarnych mogą rzutować na silny spadek popytu na ropę naftową, z czym rynki miały do czynienia na przełomie marca i kwietnia br. W konsekwencji możemy obserwować dalsze ograniczenia wydobycia i cięcia wydatków inwestycyjnych w sektorze naftowym.
Według wstępnych prognoz agencji Fitch Solutions, wydatki inwestycyjne związane z ropą naftową i gazem ziemnym spadną w br. o 23 proc. do poziomu 439 mld dolarów, na co wpłynie głównie spadek ceny ropy. Dla porównania na początku roku agencje przewidywały wzrost tych nakładów o 2,5 proc. Wśród regionów największy spadek nakładów doświadczą Ameryka Północna, Europa i rynki afrykańskie. Podobne szacunki przedstawia również norweska firma Rystad Energy, zdaniem której globalne wydatki inwestycyjne w sektorze petrochemicznym zostaną obniżone o 97 mld dol. do poziomu 228 mld dol. Jest to zatem spadek o 30 proc. Warto również dodać, że część firm rozpoczęła lub jest już w trakcie zmiany profilu biznesowego, w wyniku czego próbują one zwiększyć swój udział w produkcji energii produkowanej z odnawialnych źródeł. Rosną bowiem obawy, że globalny popyt na ropę naftową osiągnął już swój szczyt.
Według agencji Vortexa wielkość zapasów ropy naftowej przechowywanej na statkach morskich w połowie czerwca br. wzrosła do rekordowego poziomu, osiągając wartość 209 mln baryłek. Z podobną sytuacją inwestorzy mają do czynienia w przypadku zapasów zgromadzonych w USA, które na koniec czerwca br. ustanowiły nowy rekord w wysokości 541 mln baryłek. Jest to istotne, gdyż Stany Zjednoczone są jednym z największych konsumentów ropy naftowej na świecie, a ryzyko ponownego zamrożenia działalności gospodarczej wynikającej ze wzrostu zachorowań na koronawirusa powinno ponownie ograniczyć popyt na surowiec i rzutować na dalsze ograniczenie wydobycia.Według czerwcowych prognoz EIA, zużycie paliw płynnych w USA w II kwartale 2020 roku wyniesie średnio 15,7 mln b/d, co oznacza spadek o 4,6 mln b/d (o 23 proc.) w porównaniu z tym samym okresem w 2019 roku. Optymizmem napawa jednak fakt, że najprawdopodobniej największe spadki zużycia ropy naftowej Stany Zjednoczone mają już za sobą, a popyt ogólnie wzrośnie w ciągu następnych 18 miesięcy. W rezultacie EIA prognozuje, że zużycie paliw ciekłych w USA wyniesie w 2021 roku średnio 19,5 mln b/d, tj. o 1,4 mln b/d więcej niż prognozowane zużycie agencji na 2020 rok i o 1,0 mln b/d mniej niż średnia z 2019 roku.
Jak na razie nie widać silnego powrotu amerykańskich producentów do wydobycia. Ewentualny wzrost cen może jednak przekonać poszczególne firmy do powrotu do działalności wydobywczej, co może utrudnić działania grupy OPEC+. W tym przypadku chodzi o wiertnie, których budowa nie została ukończona, a które w bardzo szybkim czasie można podłączyć do systemu wydobywczego. Aktualnie liczba czynnych wież wiertniczych w USA jest na najniższym poziomie od 2009 roku - 185 sztuk (dane na koniec czerwca 2020 roku), jednak producenci wydobywający ropę z łupków są w stanie w przeciągu kilku tygodni szybko to zmienić. Warto również dodać, że silnemu zwiększeniu uległa efektywność wydobywcza pojedynczej wiertni, dlatego też nie warto bardzo przywiązywać się do ich liczby.
Potwierdza to również analiza firmy JBC Energy, zdaniem której dalszy wzrost cen ropy w okolice 45-50 dol./b może zachęcić amerykańskich producentów do zwiększenia wydobycia. Według ich prognoz w takim scenariuszu liczba ukończonych studni może do końca br. wzrosnąć do poziomu 850, a w 2021 roku nawet do 1240. Warto również dodać, że ich zdaniem "podaż łupków osiągnie punkt przegięcia w listopadzie 2020 roku, po czym nastąpi szybkie ożywienie".
Według najnowszych prognoz EIA, z ostatniego czerwcowego raportu Short-Term Energy Outlook, globalny popyt na ropę naftową i produkty jej rafinacji wyniesie średnio 83,8 mln b/d w II kwartale 2020 roku, czyli o 16,6 mln b/d mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Jest to największy spadek w historii - silniejszy niż w okresie ostatniego załamania w trakcie globalnego kryzysu finansowego z lat 2008-2009. Natomiast w całym 2020 roku zużycie ropy i paliw płynnych na świecie powinno wynieść średnio 92,5 mln b/d, co oznacza spadek o 8,3 mln b/d w ujęciu rok do roku, a następnie wzrośnie o 7,2 mln b/d w 2021 roku.
Obecnie dalszy wzrost cen ropy naftowej, jak i rozwój całego sektora naftowego na świecie uzależniony jest w dużej mierze od sytuacji epidemicznej. Kolejne miesiące pokażą, w którym kierunku podążą notowania czarnego złota. Bardzo dużo w tym przypadku zależy od krajów grupy OPEC+, ponieważ bez ich zaangażowania nawis zapasów szacowany według IEA na 1,54 mld baryłek może blokować dalsze wzrosty cen. Potrzebna jest zatem wysoka dyscyplina i dobre kontrolowanie sytuacji rynkowej.
Jacek Suder
Ekonomista NBP, doktorant w Katedrze Rynków Finansowych UEK
Opinie autora nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska NBP