W którą stronę pójdzie Hiszpania?

Utworzenia stabilnego rządu domagają się hiszpańskie banki i organizacje biznesowe. W niedzielę w Hiszpanii odbyły się wybory parlamentarne, które wygrali socjaliści (PSOE). Aby rządzić, muszą albo szukać sprzymierzeńców, albo zdecydować się na utworzenie mniejszościowego gabinetu.

Wyhamowanie wzrostu hiszpańskiej gospodarki, problemy, jakie narodzą się wokół brexitu, fluktuacja cen ropy i sytuacja polityczna w dążącej do niepodległości Katalonii - wszystko to, zdaniem hiszpańskich przedsiębiorców, powinno nakłaniać Pedro Sancheza, lidera socjalistów, do stworzenia stabilnego rządu. W imieniu biznesmenów wypowiedział się Antonio Garamendi, przewodniczący Konfederacji Hiszpańskich Organizacji Przedsiębiorców (CEOE), największej hiszpańskiej organizacji biznesowej.

- Zawsze będziemy stawiać na powstanie rządu centroprawicowego albo centrolewicowego. Z analiz CEOE wynika, że krążące wokół centrum duże partie polityczne mają najrozsądniejsze propozycje gospodarcze - argumentował Garamendi.

Reklama

Hiszpańscy przedsiębiorcy liczą też na powstanie rządu "jednokolorowego, bez radykałów", czyli bez udziału skrajnej lewicy i katalońskich republikanów. Teoretycznie tak właśnie się stanie, bo z pierwszych, powyborczych wypowiedzi wynika, że Pedro Sanchez zamierza stworzyć mniejszościowy gabinet. Ma w tym doświadczenie. Odkąd przed rokiem, z jego inicjatywy, hiszpański parlament przegłosował wotum nieufności wobec prawicowego premiera Mariano Rajoya, lider PSOE rządził mając 84 deputowanych. Jego praca została doceniona, bo w niedzielę zdobył o prawie 40 deputowanych więcej (123). Jednak to wciąż mało i podejmując w parlamencie ważne decyzje Sanchez będzie musiał szukać poparcia innych ugrupowań.

Ku zaniepokojeniu rynków finansowych i organizacji biznesowych chętna do wspierania PSOE jest skrajna lewica (Podemos), jednak za cenę wejścia do rządu i większego wsparcia dla najniżej uposażonych grup. Ona jednak też nie daje z socjalistami niezbędnych 176 głosów. Teoretycznie, przyszły rząd mógłby też liczyć na poparcie Katalończyków. Ci jednak od dawna warunkują je rozpoczęciem negocjacji w sprawie przyszłości regionu. Co odważniejsi analitycy wskazują na sojusz PSOE i PP (ludowców), do niedawna największych adwersarzy na hiszpańskiej scenie politycznej. Wiadomo, że przyklasnęliby mu bankierzy i biznesmeni. Jednak, póki co żaden polityk z tych partii oficjalnie nie rozważa takiej koalicji.

Na temat wyborów wypowiedziały się banki inwestycyjne. Hiszpański oddział DBRS - kanadyjskiej agencji ratingów kredytowych - wydał komunikat, w którym wyraził nadzieję, że rząd powstanie szybko i zgodnie z zapowiedzią będzie kontynuował konsolidację podatkową.

"Liczymy też na działania związane z poprawą kondycji finansów publicznych i stabilności systemu emerytalnego oraz pracą nad wzrostem gospodarczym" - czytamy w komunikacie.

- Inwestorom jest w sumie wszystko jedno, jaka opcja wygrywa w wyborach. Muszą mieć jednak jasność, w którą stronę zmierza przyszły rząd - argumentował w hiszpańskiej telewizji Antena 3 Diego Fernandez dyrektor prywatnego banku A&G.

Zdaniem ekonomistów, na decyzje ugrupowań i jasne wytyczenie ścieżki przez przyszły rząd trzeba będzie poczekać miesiąc, do wyników wyborów do Parlamentu Europejskiego. Wtedy - ich zdaniem - partie odkryją swoje karty i wiadomo będzie jak rozłożą się siły w Strasburgu i Brukseli.

e.w.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Hiszpania | wybory
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »