W nocy z soboty na niedzielę czeka nas zmiana czasu. Jak długo jeszcze?
W nocy z 30 marca na 31 marca (z soboty na niedzielę), wskazówki zegarków przestawiamy z 2.00 na 3.00. Przeciwnicy wskazują, że stracimy godzinę snu, a banki, przewoźnicy, firmy logistyczne i zakłady pracujące w systemie zmianowym dostosowują się do "ucięcia" 60 minut. Ekonomiści coraz częściej dowodzą, że przeprowadzane dwa razy w roku zmiany nie mają sensu w współczesnych gospodarkach. Przejdziemy więc na czas letni i być może będzie to jedna z ostatnich takich operacji. Unia Europejska od wielu lat waży "za" i "przeciw" dla tej czasowej żonglerki.
W 2019 roku, za sprawą decyzji Brukseli wydawało się, że już w 2022 roku porzucimy ten kontrowersyjny zwyczaj, ale przeszkodziła pandemia. Na razie więc mamy zapisane w rządowych rozporządzeniach zmiany czasu z zimowego na letni (i odwrotnie) przynajmniej do 2026 roku.
Zmiany czasu z zimowego na letni (i odwrotnie) to wynik "ekonomicznego" myślenia praktycznych mieszkańców półkuli północnej. Choć problem zauważali już starożytni Rzymianie (nie bez przyczyny dzień dzielili na "przed południem" i "po południu") to za prekursora zmian czasu uważa się znanego ze studolarówek Benjamina Franklina.
To on przekonywał już pod koniec XVIII wieku, że ludzie w okresie letnim powinni wstawać i kłaść się spać wcześniej. Nie dla kaprysu czy poprawy zdrowia, lecz w celu oszczędzania świec. Franklin wyliczał nawet, ile ton świec mogliby zaoszczędzić mieszkańcy różnych miast, gdyby jego koncept wprowadzono w życie. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, a do pomysłu na poważnie powrócono na początku XX wieku, w Niemczech.
Na terenie naszego kraju pomysł zmiany czasu zastosowano po raz pierwszy już w 1919 roku, ale szybko go porzucono. Powrócił dopiero w czasie niemieckiej okupacji i przetrwał do 1949 roku.
Później zmiany czasu obowiązywały w latach 1957-1964, a na stałe pojawiły się w 1977 roku.
Oczywiście przyczyna była jedna - oszczędności. W czasach nam współczesnych nie chodziło już o świece, ale o szerzej rozumianą energię (na świecie o zmianach czasu pomyślano w wielu krajach zaraz po kryzysie energetycznym lat 70. ub. wieku).
Jeśli zmiana czasu z zimowego na letni (i odwrotnie) ma dostosować aktywność ludzi i gospodarek do natężenia światła słonecznego, to trudno odmówić racji władzom Islandii, że do tej pory nie zdecydowały się na zmiany czasu. Islandczycy są przyzwyczajeni do braku słońca i najpewniej różnica godziny nie robi na nich specjalnego wrażenia.
Z nieco innych powodów ze zmiany czasu zrezygnowała Turcja. Kraj jest mocno rozciągnięty ze wschodu na zachód i Turcy woleli nie dodawać sobie kłopotów zmianą czasu zima/lato (obowiązuje czas UTC+3 - Turcy nie przechodzą na czas letni).
Dodajmy, że czasu nie zmieniają też Białorusini i Rosjanie (zrezygnowali ze zmian) - w tym ostatnim przypadku wystarczający galimatias wynika z wielości stref czasowych w kraju, w którym mówi się, że "słońce nad Rosją nigdy nie zachodzi".
Argument, że dwukrotna w ciągu roku zmiana czasu pozwala zaoszczędzić sporo energii elektrycznej staje się wątpliwy w czasach, gdy energetyka zmaga się z problemem źródeł, a sztuczne oświetlenie w coraz mniejszym stopniu "pożera" energię (w porównaniu do setek nowych urządzeń elektrycznych, z których korzystamy). Wciąż jednak podnoszony jest argument o korzyściach dla rolników, robotników pracujących poza pomieszczeniami, czy nawet handlu bazarowego (pod gołym niebem).
Przeciwnicy zmian wciąż podnoszą temat związany z zatrzymywaniem pociągów w trasie podczas jesiennego przejścia na czas zimowy. Pewne problemy pojawią się także choćby w systemach bankowych (wiele banków wykorzystuje momenty zmiany czasu do prowadzenia prac serwisowych, wyłączając niektóre funkcje bankowości elektronicznej.
W Polsce i w innych krajach Europy wielokrotnie przeprowadzano sondaże dotyczące utrzymania bądź rezygnacji ze zmian czasu. Wyniki są jednoznaczne - w ubiegłym roku w sondażu dla "Rzeczpospolitej" dwie trzecie ankietowanych opowiedziało się za odejściem od zmian czasu z zimowego na letni i odwrotnie. Tylko 4,7 proc. stwierdziło, że "zdecydowanie" chce utrzymania zmian czasu.
Co więcej, Komisja Europejska w 2018 roku przeprowadziła internetowe konsultacje w sprawie zmian czasu wśród kilku milionów respondentów. Wynik: ponad 80 proc. badanych chciało rezygnacji z sezonowej zmiany czasu.
Dodajmy, że prowadzone były również ankiety wśród polskich przedsiębiorców - także w tym przypadku większość odpowiedzi sugerowała rezygnację ze zmian czasu.
Wygląda na to, że dyskusję o likwidacji zmian czasu możemy odłożyć przynajmniej do końca 2026 roku. Jak wspomniano, w 2018 roku wybuchła w UE dyskusja o ewentualnym zaprzestaniu przechodzenia na czas zimowy (najpewniej większość krajów pozostałaby przy czasie letnim, gdyby zaprzestano jakichkolwiek zmian), jednak cały proces przerwała pandemia.
Stan "na teraz" jest następujący: zgodnie z unijną dyrektywą 2000/84/WE Parlamentu Europejskiego (2001), państwa członkowskie są zobligowane do zmian czasu, zgodnie z 5-letnim harmonogramem publikowanym przez Komisję Europejską.
***