W Tunezji polityka szkodzi gospodarce
Od czasu arabskiej wiosny, która zaczęła się w Tunezji, kraj jest coraz mniej stabilny politycznie. Mocno obciąża to gospodarkę, a niedawne wprowadzenie stanu wyjątkowego przez urzędującego prezydenta nie oddala widma bankructwa. Dochodzi do tego bieda, która pogłębiła się w ciągu roku i obecnie 3,7 proc. populacji ma do dyspozycji zaledwie 3,2 dolara dziennie na osobę. Według Banku Światowego zagrożonych biedą jest jednak od 16,7 do 20,1 proc. ludności.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
W grudniu minęło dziesięć lat, od kiedy uliczny sprzedawca Mohamed Bouazizi dokonał samospalenia, co doprowadziło do obalenia tunezyjskiego autokraty Ben Alego i stało się impulsem do arabskiej wiosny. Początkowo odnoszono sukcesy w reformowaniu państwa, m.in. rozpoczęto dialog społeczny, a w 2014 r. uchwalono nową konstytucję, co zostało uhonorowane Nagrodą Nobla dla organizacji społeczeństwa obywatelskiego (w tym związków zawodowych). Od wielu lat tunezyjska demokracja pogrąża się jednak w niemocy.
Jej symptomem są liczby - 8 premierów tworzących 10 gabinetów w ciągu niespełna 11 lat. Wejście do i tak podzielonego parlamentu zakazanej poprzednio islamskiej partii Ennahda utrudniło wypracowanie politycznego konsensusu, w tym obsadzenie Sądu Konstytucyjnego, co przewiduje obowiązująca ustawa zasadnicza. Kilkaset aktów prawnych wciąż czeka na dostosowanie do jej przepisów. Nie zmieniono także kodeksu karnego i odpowiednich procedur, co oznacza ograniczenie wolności i praw publicznych oraz daje większą władzę znanej z brutalności policji i siłom bezpieczeństwa, które również nie zostały zreformowane.
W tych warunkach żaden rząd nie był w stanie wypracować spójnej strategii gospodarczej. Nadzieją były wybory prezydenckie w 2019 r., w których zdecydowaną przewagę (87 proc. głosów) osiągnął profesor prawa konstytucyjnego Kais Saied. Niedługo potem w rozchwiany tunezyjski system polityczny niespodziewanie uderzyła pandemia, a wprowadzone w związku z nią ograniczenia pogorszyły sytuację wielu warstw społecznych i wywołały uliczne protesty. Szczególnie dotkliwe były druga i trzecia fala koronawirusa, którego ofiarą padło do tej pory ponad 22 tys. Tunezyjczyków. W kraju o niespełna 12-milionowej populacji daje to najwyższy wskaźnik śmiertelności w całej Afryce. I tutaj tarcia polityczne utrudniały zwalczanie pandemii, a w pełni zaszczepionych jest niespełna 15 proc. ludności. W tej sytuacji pod koniec lipca doszło do całkowitego przejęcia władzy przez prezydenta, który zdymisjonował rząd oraz zawiesił parlament i immunitety parlamentarzystów. Powołał się przy tym na artykuł konstytucji umożliwiający wprowadzenie środków nadzwyczajnych w przypadku "nieuchronnego zagrożenia państwa", co uznaje się za wysoce kontrowersyjne.
Tymczasem Tunezja znalazła się w pułapce zadłużenia i stoi na krawędzi bankructwa. Deficyt budżetowy przekracza 11 proc. wartości PKB, dług publiczny zbliża się do 90 proc., a państwo nie jest w stanie obsłużyć swoich zobowiązań. Aby zrównoważyć budżet, potrzebuje w tym roku pożyczek w wysokości 7,2 mld dol., z czego 5,8 mld dol. to kwota niezbędna do obsługi bieżącego zadłużenia.
W maju minister finansów i gubernator banku centralnego rozpoczęli negocjacje z Międzynarodowym Funduszem Walutowym w sprawie pakietu stymulacyjnego w wysokości ponad 4 mld dol. Jednak warunki jego przyznania, zakładające cięcia wydatków publicznych i płac, wyciekły do prasy, co wznieciło protesty uliczne oraz spowodowało, że związki zawodowe wycofały poparcie dla rządu. Tunezja już wcześniej korzystała z pożyczek Kataru i Libii, ale w celu finansowania deficytu i obsługi długu władze sięgały głównie po środki wewnętrzne, w tym budzący największe zastrzeżenia kredyt z banku centralnego w wysokości 2,8 mld dinarów tunezyjskich (2,5 proc. PKB), co odbyło się na mocy ustawy przyjętej przez parlament.
Nic dziwnego, że rating finansowy państwa nieustannie spada. Agencja Moody’s ustaliła go na poziomie B3, a Fitch na B- (w obu przypadkach z perspektywą negatywną). Jeśli w dłuższym okresie nic się nie zmieni, to Tunezję może czekać los Argentyny, Libanu czy Wenezueli.
Główną przyczyną pogarszania się sytuacji finansowej Tunezji jest rozbudowany i nieprzejrzysty sektor państwowych, często monopolistycznych przedsiębiorstw, instytucji i banków, w którym zatrudnienie znajduje prawie 700 tys. osób. Generuje on straty, wymaga nieustannych subsydiów i państwowych gwarancji. Analiza MFW wskazuje, że zadłużenie 30 największych przedsiębiorstw państwowych na koniec 2019 r. sięgało 40 proc. wartości PKB. Sektor ten corocznie drenuje budżet państwa - transfery publicznych środków sięgają 7-8 proc. wartości dochodu narodowego. Dodatkowo suma pożyczek udzielonych mu przez państwowe banki jest równa 17 proc. PKB. W rezultacie sytuacja tych banków nie jest dobra. Rok temu ich portfele kredytowe w ponad 17 proc. składały się z wierzytelności zagrożonych, przy poziomie 13,1 proc. dla całego sektora bankowego, co też trudno uznać za poziom bezpieczny.
Pandemia zdecydowanie pogorszyła stan finansów publicznych. Pomoc w postaci transferów do zagrożonych sektorów gospodarki, również wskutek zwiększenia zatrudnienia w ochronie zdrowia, przekroczyła 4 proc. PKB, a udział płac w PKB osiągnął jeden z najwyższych poziomów na świecie - 17,6 proc.
Innym, strukturalnym problemem Tunezji jest niski wzrost gospodarczy i rosnące bezrobocie. W latach 2017-2019 PKB rósł w tempie zaledwie 1-2 proc. rocznie, a w 2020 r. spadł o 8,8 proc., co mocno zmniejszyło dochody budżetu. Szczególnego regresu w wysokości 9,3 proc. doświadczył przemysł przetwórczy, będący podstawą gospodarki. Ograniczenia dotknęły także turystykę, która przed pandemią kreowała ponad 400 tys. miejsc pracy, 14,2 proc. PKB i 1,4 mld dol. przychodów. Spowodowały, że liczba przyjazdów turystycznych do kraju spadła o 80 proc. Mocno ucierpiał sektor nieformalny, zatrudniający według szacunków od 38 do 53 proc. miejscowej siły roboczej, która również została objęta pakietami pomocowymi.
Oczekiwania dotyczące wzrostu gospodarczego w bieżącym roku są umiarkowane. Szacunki MFW, oparte na sytuacji sprzed letniej fali pandemii, mówiły o odbiciu w wysokości 3,8 proc. Teraz może być już o 1 pkt proc. mniej. W tych warunkach ponad 17-procentowe bezrobocie może w ogóle nie spaść. Szczególnie dramatyczna jest sytuacja ludzi młodych, z których 36 proc. pod koniec zeszłego roku nie miało pracy. To główna przyczyna gwałtownych protestów społecznych i migracji w ostatnich latach.
Dochodzi do tego bieda, która pogłębiła się w ciągu roku i obecnie 3,7 proc. populacji ma do dyspozycji zaledwie 3,2 dolara dziennie na osobę. Według Banku Światowego zagrożonych biedą jest jednak od 16,7 do 20,1 proc. ludności.
W lepszej sytuacji niż cała gospodarka znajduje się tunezyjski handel zagraniczny. Jest on silnie uzależniony od rynku unijnego, którego udział w eksporcie w 2020 r. stanowił 71 proc. wartości obrotów, a w imporcie prawie połowę. Dla Unii to zaledwie 0,5 proc. wartości handlu zagranicznego, czyli około 18 mld euro. Głównymi towarami importowanymi przez państwa UE (przede wszystkim Francję, Włochy i Niemcy) są wyroby przemysłu maszynowego (35 proc.), tekstylia (23 proc.), produkty rolne (8 proc.) oraz pojazdy i sprzęt transportowy (6 proc.). Unijny eksport do Tunezji to przede wszystkim maszyny i urządzenia (27 proc.), tekstylia (13 proc.), metale i minerały (18 proc.) oraz wyroby przemysłu chemicznego (9 proc.). Wzajemny handel ma charakter zbilansowany z lekką nadwyżką unijnego eksportu. Państwa UE są też głównym inwestorem zagranicznym w Tunezji (85 proc.), a wartość ich inwestycji na koniec 2019 r. wyniosła 4,2 mld euro. Dotyczą one głównie projektów infrastrukturalnych i przemysłu odzieżowego, który jest dostawcą dla europejskich marek. To ponad 1500 firm zatrudniających 160 tys. pracowników.
W 1998 r. weszła w życie umowa stowarzyszeniowa między Tunezją a Unią Europejską, ustanawiająca strefę wolnego handlu dobrami przemysłowymi między tymi obszarami gospodarczymi. Już od sześciu lat toczą się negocjacje w sprawie szerszej umowy (tzw. DCFTA), dającej stronie tunezyjskiej preferencyjny dostęp do rynku UE, co wiązałoby się dostosowaniem do standardów europejskich i redukcją barier pozataryfowych. Dotąd jednak rozmowy nie zakończyły się powodzeniem. Mimo to w Tunezji działa około 4 tys. europejskich firm generujących obrót w wysokości 12 mld euro.
Rozwojem współpracy z państwem Maghrebu coraz bardziej są zainteresowane Chiny, a władze w Tunisie przystąpiły do inicjatywy Pasa i Szlaku. W 2018 r. podpisano umowy w sprawie realizacji kilku projektów - stworzenia w porcie Zarzis centrum gospodarczo-handlowego, linii kolejowej łączącej go z regionem wydobycia fosfatów (linia Madanin-Gabes, która ma być uruchomiona w przyszłym roku), produkcji samochodów przez SAIC Motor Corporation oraz wybudowania tamy w regionie Kef. Pekin jest zainteresowany portem w Bizercie, ważnym hubem morskim łączącym Afrykę z Europą, w którym znajduje się podmorskie centrum komunikacji oparte na włóknach optycznych. Tunezja zadeklarowała natomiast współpracę w zakresie wykorzystania energii słonecznej. Wzajemny handel na razie jest jednak niewielki, a chiński eksport nie przekracza 1,5 mld dol.
Niestabilność ekonomiczno-polityczna od wielu lat odstrasza zagranicznych inwestorów, bo Tunezja w rankingu Doing Business Banku Światowego zajmuje odległą 78. pozycję. Paradoksalnie taka sytuacja w dalszej perspektywie może sprzyjać większemu chińskiemu zaangażowaniu. Nie leży to jednak w interesie Europy, która może pomóc Tunezji w rozwiązaniu części jej problemów, a jednocześnie ograniczyć rosnący z roku na rok napór migrantów na Stary Kontynent.
W zeszłym roku do Włoch przybyło ich 13 tysięcy. Na krótką metę można temu przeciwdziałać, rekompensując tunezyjskim rybakom koszty złomowania łodzi służących do przemytu migrantów, bo jest to bardziej opłacalne niż upadające wskutek przełowienia rybołówstwo.
W dłuższym okresie chodzi przede wszystkim o zmniejszenie bezrobocia wśród młodych osób, które są relatywnie dobrze wykształcone, jednak brak pracy i perspektyw wypycha je z kraju. Wartość grantów i pomocy, których Europa udzieliła Tunezji w ciągu ostatnich 10 lat, wyniosła już prawie 3 mld euro. Teraz chodziłoby raczej o inwestycje i pomoc techniczną w rozwijaniu nowych branż tunezyjskiego przemysłu (np. rodzącego się sektora medycznego), co mogłoby służyć skróceniu łańcuchów dostaw dla europejskich producentów. Istotne byłoby też szersze otwarcie rynku UE na tunezyjskie produkty rolne, jak w przypadku Maroka. Jednak bez odpowiednich reform w Tunezji działania te mogą okazać się bezowocne.
Konieczna jest przede wszystkim restrukturyzacja sektora państwowego przez zmniejszanie subsydiów i obniżenie płac, co wpłynęłoby na jego konkurencyjność, oraz uwolnienie prywatnej inicjatywy od administracyjnych i biurokratycznych ograniczeń. Takie działania mogłyby pobudzić inwestycje (również zagraniczne) i zmniejszyć korupcję, a w tej sferze Tunezja ciągle ma słabe wyniki (69. miejsce na 180 państw). Obecnie uprzywilejowuje się grupy interesów i rodziny powiązane z ekipami rządzącymi i administracją państwową. Zmiany wymagają szerszego konsensusu społecznego i zaufania do elit politycznych, stąd pokusa przejścia z dotychczasowego systemu parlamentarnego na prezydencki. Być może taki jest główny cel obecnej głowy państwa.
Mirosław Ciesielski
Wykładowca akademicki, opisuje rynki finansowe, zmiany na rynku fintechów i startupów