W USA 6 stycznia doszło do próby zamachu stanu

W poniedziałek przedstawiciele Partii Demokratycznej formalnie przedstawili wniosek dotyczący impeachmentu Donalda Trumpa, z którego wynika, że prezydent jest niezdolny do dalszego sprawowania władzy. - Wszystkie restrykcje, które dotykają Trumpa w tej chwili, to jest nic w porównaniu z tym, co może mu się przytrafić, kiedy zakończy się śledztwo, ponieważ konspiracja jest objęta tzw. Sedition Act.

Politycy oskarżają go o podżeganie swoich zwolenników do ataku na Kapitol. - Prezydent Trump dokonał bardzo niepokojących rzeczy pod koniec swojej kadencji i wciąż wydaje się niebezpieczny - mówi amerykański adwokat Roman Rewald.

Donald Trump podkreślił jednak, że jest to polowanie na czarownice, i zapowiedział, że nie będzie utrudniać przekazania władzy Joe Bidenowi. Na inauguracji - wyjątkowej ze względów bezpieczeństwa - nie zamierza się pojawić.

- W USA 6 stycznia doszło de facto do próby zamachu stanu. Im więcej słuchamy wiadomości o tym, co się w tym dniu zdarzyło w Waszyngtonie, tym bardziej są one przerażające. To, co na początku wydawało się wtargnięciem turystów do Kapitolu, okazuje się naprawdę dobrze zorganizowaną akcją, w której byli ludzie gotowi do dokonania czynów niesłychanych, takich jak porwania, być może też zabójstwo członków parlamentu - mówi agencji Newseria Biznes Roman Rewald, amerykański adwokat, prezes Centrum Mediacji Konfederacji Lewiatan.

Reklama

W ubiegłym tygodniu, kiedy wygraną Joe Bidena zatwierdzał amerykański Kongres, grupa częściowo uzbrojonych zwolenników Donalda Trumpa wdarła się na Kapitol. Kongresmenów ewakuowano, ale w wyniku zamieszek i starć z policją i służbami zginęło pięć osób - policjant i czworo demonstrujących. W efekcie amerykański resort obrony zmobilizował Gwardię Narodową, a w stolicy USA wprowadzono stan wyjątkowy, który ma potrwać do 21 stycznia, czyli dnia po zaprzysiężeniu 46. prezydenta USA.

Gros ekspertów i polityków winą za szturm na Kapitol i podżeganie do przemocy obarcza ustępującego prezydenta. Wcześniej wielokrotnie twierdził on, że wybory zostały sfałszowane, choć nie przedstawił na to żadnych dowodów. Trump publicznie wzywał swoich zwolenników do walki o demokrację, a na początku stycznia "Washington Post" ujawnił nagranie, na którym próbuje wpłynąć na rezultat wyborów i naciska na sekretarza stanu Georgia, aby ten "znalazł" mu głosy potrzebne do zwycięstwa.

Tuż przed posiedzeniem Kongresu, które miało zatwierdzić wygraną Joe Bidena, wezwał natomiast wiceprezydenta Mike’a Pence’a do zakwestionowania głosowania elektorów.

Postawę i działania Trumpa skrytykowali byli prezydenci USA, w tym Barack Obama i Bill Clinton. Także przedstawiciele m.in. NATO, ONZ i UE oraz większość światowych przywódców wyraziła zaniepokojenie wydarzeniami na Kapitolu i wezwała do pokojowego przekazania władzy.

- Amerykańska demokracja obroniła się świetnie, jak w wielu innych kryzysach. Uczestnicy tego zamachu ponoszą i będą ponosić tego poważne konsekwencje. Wciąż trwa dochodzenie, co się naprawdę zdarzyło, jaka była konspiracja i jaki był udział sił policyjnych w tym zamachu - podkreśla Roman Rewald.

Amerykańskie media informują, że kolejne osoby są stawiane w stan oskarżenia, a na dodatek tracą pracę. Po ubiegłotygodniowych wydarzeniach doszło też do fali rezygnacji urzędników Białego Domu na znak protestu. Ze stanowisk zrezygnowali m.in. sekretarz transportu, sekretarz edukacji, główny doradca prezydenta ds. Rosji, a także szefowa personelu Melanii Trump.

Pokłosiem ubiegłotygodniowych wydarzeń jest też zablokowanie kont Donalda Trumpa w większości serwisów społecznościowych. Twitter, Facebook i Instagram zdecydowały się na ich całkowite albo czasowe zawieszenie m.in. w reakcji na treści, które prezydent zamieszczał w sieci w dniu ataku na Kapitol.

"New York Times" poinformował z kolei, że Deutsche Bank, który był do tej pory głównym źródłem finansowania biznesowego imperium Trumpa, zdecydował się zakończyć z nim współpracę.

- Wszystkie restrykcje, które dotykają Trumpa w tej chwili, to jest nic w porównaniu z tym, co może mu się przytrafić, kiedy zakończy się śledztwo, ponieważ konspiracja jest objęta tzw. Sedition Act. To jest bardzo stary amerykański akt prawny, który przewiduje 20-letnie więzienie za udział w buncie i tego typu działaniach - wyjaśnia adwokat.

Choć do końca kadencji Donalda Trumpa pozostało zaledwie parę dni, to nasilają się naciski o jak najszybsze usunięcie go z urzędu. Przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi w liście do kongresmenów stwierdziła, że prezydent stwarza realne zagrożenie dla Konstytucji i demokracji. Do ustąpienia Trumpa wzywa nawet część polityków Partii Republikańskiej.

- Prezydent Trump dokonał bardzo niepokojących rzeczy pod koniec swojej kadencji. Wciąż wydaje się niebezpieczny przez to, że ciągle ma ogromną siłę i dostęp do kodów nuklearnych - podkreśla Roman Rewald.

W poniedziałek przedstawiciele Partii Republikańskiej formalnie przedstawili wniosek dotyczący impeachmentu Donalda Trumpa, z którego wynika, że prezydent jest niezdolny do dalszego sprawowania władzy. Trump został oskarżony o podżeganie do powstania, a według nieoficjalnych doniesień głosowanie nad postawieniem prezydenta w stan oskarżenia.

- Będzie to jedyny prezydent w Stanach Zjednoczonych, który był impeachowany dwa razy - mówi ekspert. - Natomiast samo usunięcie go z urzędu może nie dojść do skutku przed 20 stycznia - chyba że Trump dokona czegoś radykalnego, ale wówczas chyba nawet wiceprezydent Mike Pence zechce go usunąć.

Na razie jest odcięty od świata, nie ma dostępu do Twittera ani do swoich mediów społecznościowych, nic nie mówi. Wydaje się, że nie może już zrobić zbyt wiele złego, aczkolwiek wyobraźnia Trumpa jest nie do przewidzenia. 

Donald Trump oficjalnie oświadczył już, że nie zamierza utrudniać przekazania władzy swojemu następcy, ale nie pojawi się na jego inauguracji. Tym samym będzie pierwszym od czasów amerykańskiej wojny domowej prezydentem USA, który nie będzie uczestniczył w zaprzysiężeniu swojego następcy.

W poniedziałek po raz pierwszy od ataku na Kapitol Trump rozmawiał z dziennikarzami przed wylotem do Alamo w Teksasie, gdzie będzie oglądać mur na granicy z Meksykiem (jego budowa była jedną ze sztandarowych obietnic jego kampanii wyborczej). Starania o usunięcie go z urzędu Trump nazwał kontynuacją największego polowania na czarownice w historii polityki. Oświadczył też, że próby doprowadzenia do impeachmentu wobec niego powodują złość, a on nie chce przemocy.

- Jak podaje FBI, różne ośrodki popierające Trumpa zamierzają organizować kolejne wydarzenia 17, 18 i 19 stycznia i nie tylko w Waszyngtonie, ale we wszystkich stolicach stanowych - mówi Roman Rewald. - Jest ogromna obawa o to, że podczas zaprzysiężenia mogą zdarzyć się jakieś zamachy, w związku z czym obstawa wojskowa i policyjna będzie większa niż zwykle.

Amerykańska stacja ABC News poinformowała w poniedziałek, że FBI ostrzegło już przed zbrojnymi protestami w Waszyngtonie, które mogą się odbywać w dniu zaprzysiężenia Joe Bidena. Również lider demokratów w Senacie Chuck Schumer przestrzegał, że przed przyszłotygodniową inauguracją nowej prezydentury wciąż wysokie pozostaje zagrożenie ze strony grup ekstremistycznych.

Źródło informacji

Newseria Biznes
Dowiedz się więcej na temat: wybory USA | Trump
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »