Warszawo! Szykuj się na górników
Fiaskiem zakończyły się rozmowy ostatniej szansy między górnikami a rządem. Związkowcy wygwizdali rządowe propozycje. 14 czerwca górnicy znowu przyjadą do Warszawy upomnieć się o swoje. W większej liczbie.
"Nie było pola do kompromisu. Wiceminister Paweł Poncyljusz nie chciał rozmawiać ani o wysokości, ani o terminie wypłat dywidend" - powiedział po spotkaniu wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce Wacław Czerkawski.
Związkowcy nie wykluczają dalszych rozmów z rządem, ale bez udziału Poncyljusza.
Póki co górnicy przygotowują się do rozpoczęcia akcji protestacyjnej, zapowiadanej od kilku dni. W przyszłym tygodniu w kopalniach odbędzie się dwugodzinny strajk ostrzegawczy, potem protestujący przyjadą na manifestację do Warszawy.
Poszło o 1000 zł
Dlaczego rozmowy zostały zerwane? Ponieważ rząd obstawał, by wysokość nagród wyniosła: 2 tys. zł dla górników z Jastrzębskiej Spółki Węglowej, która w ub.r. wypracowała największy zysk (800 mln zł) i po 600 zł dla załóg Kompani Węglowej (260 mln zysku) oraz Katowickiego Holdingu Węglowego (80 mln zł zysku).
Związkowcy domagają się wyższych wypłat: 3 tys. zł dla pracowników JSW i po 1 tys. zł dla pozostałych. Argumentują, że dywidenda im się należy, gdyż została zapisana w górniczych układach zbiorowych. Do tej pory spółki węglowe bez szemrania wypłacały nagrody: przed dwoma laty - kiedy górnictwo po raz pierwszy od lat odnotowało zysk - i przed rokiem. Górnicy podkreślają, że to oni, własnymi rękami, wypracowali zysk, dlatego mają prawo do swojej części profitów.
Rząd zgadza się wypłacić nagrody, ale proporcjonalnie niższe niż w poprzednich latach, kiedy zyski kopalń były znacznie większe. Na nagrody chce przeznaczyć 100 mln, a górnicy domagają się 180 mln zł.
Co dalej?
Wydaje się, że scenariusz ostateczny, czyli najazd górników na Warszawę, zostanie wkrótce zrealizowany. Do niedawna wydawało się, że rząd ugnie się pod naciskiem i szantażem związkowców - wszyscy mają w pamięci demonstrację z sierpnia 2005 r., kiedy doszło do burzliwych manifestacji górników, broniących swoich praw do wcześniejszych emerytur. Jednak ostatnio premier Kazimierz Marcinkiewicz usztywnił swoje stanowisko. Dzisiaj na zaimprowizowanej konferencji prasowej, pytany o dalsze kroki wobec zerwania rozmów ze związkowcami, powiedział, że nagrody kopalniom się należą, ale w rozsądnej wysokości. Na pytanie co zrobi rząd, gdy dojdzie do strajków powiedział "będziemy twardzi".
Kto zerwał rozmowy
"To nie ja zerwałem obrady. Spotkanie prowadził pan Czerkawski, który po 45 minutach ogłosił zamknięcie posiedzenia" - powiedział Paweł Poncyljusz, który opuścił spotkanie żegnany gwizdami górników.
Wiceminister powiedział, że w czasie tych 45 minut przedstawił ostateczne stanowisko rządu w sprawie wypłat dla górników z ubiegłorocznych zysków branży.
"Rząd zgadza się na wypłatę nagród z zysku rzędu 100 mln zł dla całej branży. Te 100 mln zł to suma porównywalna z zyskiem wypracowanym w 2005 roku " - powiedział wiceminister. - "Rząd oczekuje również podpisania jednolitych układów zbiorowych przed wypłatą zysku. Właśnie to rozwścieczyło niektórych związkowców, którzy zarzucili mi szantaż i zamach na związki zawodowe" - powiedział Poncyljusz.
Rząd uzależnia wypłatę dla górników od spełnienia kilku warunków, m.in. od ujednolicenia układów zbiorowych w spółkach węglowych. W Kompanii Węglowej jest 14 układów pracy, a w Jastrzębskiej Spółce Węglowej - pięć.
Kilka miliardów długu
Co innego twierdzi Wacław Czerkawski. Według jego relacji to Poncyljusz nie chciał rozmawiać ani o wysokości, ani o terminie wypłat dywidend.
Kopalnie od dwóch lat przynoszą zyski. Ubiegłoroczny urobek kopalń był jednak o połowę mniejszy niż w 2004 r. Spora część zysków, ok. pół miliarda złotych, spółki węglowe przeznaczyły na niezbędne inwestycje. Reszta - po potrąceniu nagród - poszła na spłatę zobowiązań. Zadłużenie kopalń wynosi kilka miliardów złotych, z czego większa część przypada na zaległe płatności publiczno-prawne, głównie na rzecz ZUS i samorządów lokalnych.
ET