Warto inwestować w sztukę XX w.

Najbardziej obiecujące na polskim rynku sztuki są obrazy z lat 50., 60. i 70. XX wieku. Obecnie są one stosunkowo tanie, ale ich wartość będzie rosła - uważa Marek Lengiewicz z domu Aukcyjnego Rempex. W Business Centre Club odbyło się w poniedziałek spotkanie nt. inwestycji w sztukę.

Najbardziej obiecujące na polskim rynku  sztuki są obrazy z lat 50., 60. i 70. XX wieku. Obecnie są one  stosunkowo tanie, ale ich wartość będzie rosła - uważa Marek  Lengiewicz z domu Aukcyjnego Rempex. W Business Centre Club odbyło  się w poniedziałek spotkanie nt. inwestycji w sztukę.

"Jeśli przychodzi do mnie przedsiębiorca i pyta, czy opłaca się inwestować w sztukę, to odpowiadam, że jeśli dla wnuków to tak; jeśli dla dzieci - średnio, jeśli dla siebie, to lepiej grać na giełdzie" - powiedział Lengiewicz.

Jego zdaniem, polski rynek sztuki pomału zaczyna upodabniać się do rynków krajów europejskich, choć nadal jest na nim bardzo wiele problemów. Znakiem zmian jest to, że najdroższa i najbardziej poszukiwana jest na nim sztuka polska.

Zasada, że sztuka danego kraju jest najpopularniejsza właśnie w danym kraju, sprawdza się w Polsce, gdzie obrazy naszych XIX i XX- wiecznych artystów osiągają ceny idące w setki tysięcy złotych. Jednak dotyczy to na razie 20-30 nazwisk twórców. Zdaniem Lengiewicza, jest sporo dobrego polskiego malarstwa z lat 50.- 80., którego ceny dziś nie są zawrotne - po ok. 3 tys. za obraz.

Reklama

Zdaniem szefa Rempeksu, obrazy najbardziej znanych polskich malarzy, które osiągają najwyższe dziś ceny, w przyszłości już wiele nie podrożeją.

Jednak - jak odkreślał Lengiewicz - polskiemu rynkowi sztuki mimo wszystko daleko jest do rynków zachodnich. Winne są temu wciąż niejasne przepisy i uwarunkowania historyczne.

Jego zdaniem, przed wojną polski rynek sztuki był bardzo dobrze rozwinięty - zarówno w górnym segmencie, jak i segmencie kolekcjonerskim, na którym kupującymi byli przedstawiciele dwóch środowisk - nauczyciele i lekarze. Dziś, o ile niewielka grupa społeczna kupuje sporo bardzo drogiej sztuki (w Rempeksie sprzedano np. obraz za 1 mln USD), o tyle inteligencja kupuje przedmioty kolekcjonerskie bardzo rzadko albo wcale.

W czasach komunizmu rynek sztuki działał w zasadzie pokątnie i pewne przyzwyczajenia z tych czasów zostały do dzisiaj. Zdarza się, że ludzie liczą na jakieś cudowne okazje albo oszczędzają przy transakcjach na kilkaset tysięcy zł na ekspertyzach, które kosztują np. tysiąc złotych - powiedział niezależny ekspert sztuki Adam Konopacki.

Jego zdaniem szansa, że np. na targu staroci czy niewielkiej galerii kupi się dzieło znanego artysty, jest minimalna. "Tymczasem co poniedziałek przychodzą do mnie klienci np. z +witkacym+, którego okazyjnie kupili za 2 tys. zł. Oczywiście +dzieło+ okazuje się falsyfikatem. Najbardziej zastanawiające jest to, że nabywcy wiedzą, że prawdziwy obraz Stanisława Witkiewicza musi kosztować ok. 15 tys. zł" - powiedział Konopacki.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: obraz | polski rynek | Business Centre Club | obrazy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »