Watykan na tacy

Gdyby o szansach kandydatów na papieża decydowało zaplecze finansowe, wybory w cuglach wygraliby kardynałowie z USA lub Niemiec.

Jedną z najzamożniejszych, o ile nie najbogatszą prowincją Kościoła, są Stany Zjednoczone, gdzie katolicy stanowią trzecią co do wielkości grupę wyznaniową, za baptystami i protestantami. Zwierzchnictwo Watykanu uznaje 66 mln Amerykanów. To oni utrzymują miejscowy Kościół, bo w przeciwieństwie do innych krajów nie może on liczyć na wsparcie finansowe ze strony państwa. Nie może też narzekać na brak hojności parafian. W ub.r. tylko diecezja Chicago zebrała z tacy przeszło 200 mln dolarów, a dodajmy, wcale nie należy ona do najzamożniejszych i daleko jej do takich potęg finansowych jak Boston.

Reklama

Kościół w USA nie tylko nie dostaje żadnych rządowych dotacji, ale pełni szereg funkcji, które w innych krajach uznawane są za tradycyjną domenę państwa. W całych Stanach działa 700 szpitali katolickich, w których co roku leczy się 70 mln pacjentów, reprezentujących najrozmaitsze religie i wierzenia.

Amerykanie są też jednymi z głównych sponsorów misji katolickich na świecie oraz najhojniejszymi donatorami na rzecz kościoła powszechnego. Co roku z tytułu świętopietrza i innych datków odprowadzają do Watykanu kilkanaście-kilkadziesiąt milionów dolarów.

Imperium finansowe

Drugim filarem finansowych Kościoła są Niemcy. Inaczej niż w USA wpływy do kruchty nie zależą wyłącznie od tacy. Państwo ściąga od wierzących tzw. podatek kościelny (za wyjątkiem Bawarii, gdzie daninę bezpośrednio do kościoła za pracowników odprowadza pracodawca), który w zależności od landu wynosi 8-10 proc. Rocznie do kasy kościoła katolickiego trafia w ten sposób ok. 7-8 mld euro.

Wpływy z podatku to jednak tylko część jego dochodów. Niemiecki kościół to prawdziwe imperium finansowe, na które składają się rozległe nieruchomości, aktywa finansowe, firmy budowlane, turystyczne, ubezpieczeniowe i banki. Według różnych szacunków instytucje kościelne dają zatrudnienie od 400 tys. do 2 mln osób.

Dzień uwrażliwienia na problem utrzymania duchowieństwa

Trzecim co do zamożności kościołem lokalnym są Włochy. Podobnie jak w Niemczech utrzymuje się on z podatku płaconego przez wiernych. Każdy obywatel ma obowiązek oddać 0,008 proc. podatku na określony cel społeczny: organizację charytatywną, związek wyznaniowy, fundusz renowacji zabytków itp. Według danych za 2003 r. 80 proc. Włochów oddało podatek kościołowi katolickiemu. Trzy lata temu - w 2002 r. - "osiem promili" dało łączny dochód w wysokości 908 mln euro. Przed rokiem kościół uzyskał z podatku już 1 mld euro.

Wpływy, jak się okazuje, są daleko niewystarczające. Co roku, w niedzielę Chrystusa Króla Wszechświata, odbywa się we Włoszech "dzień uwrażliwienia na problem utrzymania duchowieństwa". Jak podaje KAI, włoski kapłan diecezjalny dostaje miesięcznie 671 euro, a biskup 1 084 euro. Są to uśrednione dane. Zdarzają się jednak parafie, których proboszczowie muszą utrzymać się za 67 euro miesięcznie.

Jeszcze mniej zarabiają duchowni w Hiszpanii, gdzie miejscowy kościół, tak jak we Włoszech, utrzymuje się z podatku płaconego przez wiernych w wysokości 0,52 proc. Średnia pensja wynosi 600 euro miesięcznie. A zapowiada się, że dla kościoła przyjdą jeszcze gorsze czasy. W ub.r. minister pracy Jesus Caldero (socjalista) zapowiedział, iż należy zrewidować zasady finansowego wspierania Kościoła, aby je z czasem w ogóle znieść. Obecnie państwo dopłaca np. do renowacji zabytkowych budynków.

Uboga córa Kościoła

Spore kłopoty finansowe ma od dawna "najstarsza córa kościoła", czyli Francja. W 2003 r. wpływy kościoła francuskiego wyniosły 446 mln euro. Wtedy udało się jeszcze utrzymać równowagę finansową, która jednak okazała się na tyle krucha, że wystarczyła jedna, krótka pielgrzymka papieża do Lourdes, żeby w kościelnej kasie zabrakło pieniędzy. Ubytek w budżecie wyniósł 1,3 mln euro. Z powodu strat finansowych kilka diecezji przeprowadziło drastyczne oszczędności. Przykładowo archidiecezja w Dijon zwolniła część pracowników oraz sprzedała niektóre nieruchomości, aby ratować się przed plajtą.

Prowincjonalna Polska

Na tle innych prowincji kościoła Polska prezentuje się dość prowincjonalnie. Według różnych wyliczeń przez ręce kościelnych kwestorów przechodzi zaledwie ok. 1,2 mld zł rocznie. Dokładnych danych nie zna nikt, bo finanse kościelnej kiesy to u nas wciąż temat tabu.

Nieźle jest na poziomie parafii, których proboszczowie zwykle z końcem każdego roku zdają przed wiernymi sprawę z przychodów i rozchodów (niektórzy publikują dane w internecie). Ze szczeblem wyżej - na poziomie diecezji - jest już znacznie gorzej. Jak dotąd tylko kilka z nich regularnie publikuje roczne sprawozdania finansowe. Kilka lat temu jako pierwszy stan kasy ujawnił abp Józef Życiński, wtedy jeszcze jako ordynariusz diecezji tarnowskiej, wywołując tym niemałą sensację. Działalność kontynuuje po objęciu posady biskupiej w Lublinie. W sprawozdaniu za 2004 r. czytamy, że archidiecezja wydała 10,56 mln zł. Ze szczegółowego zestawienia wynika, że rok udało się zamknąć nadwyżką w wysokości 52 tys. zł. Abp Życiński podkreśla często w wywiadach, że plotki o mitycznych bogactwach Kościoła to rzeczywiście nic innego jak mit, a dochody przeciętnej diecezji nie są wyższe od średniej wielkości przedsiębiorstwa.

INTERIA.PL/inf. własna
Dowiedz się więcej na temat: taco | USA | Watykan | Kościół
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »