Wcale mi nie żal "biednych" Greków. Kogoś to dziwi?
Jeśli przypomnieć sobie sytuację w Polsce ponad 20 lat temu, widać doskonale, że to, co uchodzi za grecką tragedię, naprawdę jest tylko farsą. Gdy czytam i słyszę o "nadludzkich wysiłkach" i "wyrzeczeniach" Greków, którzy rzekomo robią wszystko, aby spełnić bezlitosne oszczędnościowe wymagania strefy euro, ogarnia mnie pusty śmiech - pisze w dzisiejszym newsletterze businesstoday.pl Bartłomiej Mayer, dziennikarz "Bloomberg Businessweek Polska".
Grecja zrobiła wszystko, co należało zrobić, a ludzie nie zniosą dalszych wyrzeczeń - powiedział niedawno jeden z greckich ministrów. Biedni ci Grecy. Spójrzmy, jakie to wyrzeczenia były dotychczas ich udziałem. Pensje państwowych urzędników obniżono o 15 proc., a różnego rodzaju bonusy - o 8 proc. O jedną dziesiątą skurczyły się emerytury. Najgorsze, jak można wnosić z wypowiedzi samych Greków, jest jednak to, że w sferze budżetowej zlikwidowano trzynaste i czternaste pensje, a trzynaste i czternaste emerytury zostały istotnie zredukowane. Jak żyć bez trzynastki i czternastki?! Prawdziwy koszmar.
Czy Polacy przeżyli kiedykolwiek tak znaczące obniżki poborów lub emerytur? - mógłby zapytać oburzony tą ironią Grek. Byłby pewnie zdziwiony, gdyby się dowiedział, jaką część wynagrodzeń Polaków zjadała kiedyś hiperinflacja. W 1989 r. ceny wzrosły o 640 proc., a w kolejnym o 250 proc. Rok 1991 był już dość spokojny, ponieważ inflacja nieznacznie tylko przekroczyła 60 proc. Na to, by ceny rosły o mniej niż 10 proc. rocznie, musieliśmy poczekać aż do 1998 r.
Czy doprowadzony już rzekomo do granic wytrzymałości mieszkaniec Aten lub Salonik będzie w stanie wyobrazić sobie, że w okresie szalejącej inflacji płace Polaków rosły w minimalnym stopniu? Tzw. popiwek, którego wielu z nas już nie pamięta, powodował, że jeśli firma chciała dać swojemu pracownikowi 1 zł podwyżki, zmuszona była równocześnie odprowadzić do budżetu 5 zł podatku.
Szokiem był podobno dla Greków radykalny wzrost bezrobocia. W maju wynosiło ono 14,5 proc., a pół roku później - już 20,9 proc. Polska w 1990 r. wchodziła jako kraj, w którym bezrobocia nie było w ogóle. Rok później jego stopa sięgnęła już 6,5 proc. Co jest większym szokiem dla społeczeństwa? Dodajmy jeszcze, że polskie bezrobocie rosło nieprzerwanie - jak wynika z danych GUS - aż do połowy 1994 r., czyli przez trzy i pół roku. Na to, by spadło poniżej 10 proc., musieliśmy zaczekać kolejne cztery lata. Ten stan rzeczy nie trwał jednak długo, bo już na początku 2003 r. stopa bezrobocia sięgnęła rekordowego poziomu 20,7 proc., czyli tyle, ile obecnie w Grecji. Owszem, związki zawodowe protestowały, nieraz zbryzgano farbą kancelarię premiera i budynek Sejmu. Niemniej jednak nie przypominam sobie, żeby podpalano biura poselskie lub banki. Nikomu nie przeszło nawet przez myśl, by niszczyć zabytki, tak jak działo się to ostatnio w Grecji.
Kolejne "nadludzkie wysiłki" podjęte przez rząd w Atenach polegały na podwyżce podatków. Najwyższa stawka VAT wzrosła z 19 proc. do 23 proc. (jest zatem taka jak obecnie w Polsce), pozostałe również podniesiono. Dla Polaków na początku lat 90. VAT był kompletnym novum. Wprowadzono go w 1993 r. i od razu najwyższa stawka wyniosła 22 proc. To poziom, o jakim greccy podatnicy do niedawna w ogóle nie słyszeli.
Jeszcze gorsza dla greckiego społeczeństwa ma być zapowiadana... ostrzejsza walka z oszustwami podatkowymi. Wcześniej przeciętny Grek w ogóle nie brał na poważnie tego, że ktokolwiek może mu kazać zapłacić zadawnione podatki, których unikał. Teraz będzie się musiał z tym liczyć. Grecki fiskus może też dobrać się do tych, którzy nielegalnie zbudowali dom, willę lub basen. Jeśli sami zgłoszą się do urzędu, zapłacą... 5 proc. wartości nielegalnej nieruchomości, a jeśli zostaną przyłapani przez urzędników skarbowych - aż... 15 proc. Faktycznie, coś takiego może doprowadzić każdego przyzwoitego malwersanta podatkowego na skraj wytrzymałości psychicznej.
Tak jak Grecja teraz, tak my przed ponad 20 laty ubiegaliśmy się o umorzenie części gigantycznych długów. Tyle że zadłużenie Polski wynikało z nieodpowiedzialnej i bezmyślnej polityki, jaką przez lata prowadziły narzucone nam z góry komunistyczne władze. Mimo to Polacy mieli wolę i determinację, by sprostać wyzwaniu. Długi Grecji to rezultat polityki prowadzonej przez rządy, które tamtejsze społeczeństwo samo sobie dobrowolnie i demokratycznie wybierało i które chętnie przejadało pożyczone pieniądze. Czy Grecy chcą wziąć dziś odpowiedzialność za zaistniałą sytuację? Nie! Blisko połowa tamtejszego społeczeństwa, jak wynika z sondaży, chce, żeby państwo zbankrutowało i nie spłacało długów.
Czy jeszcze kogoś dziwi, że nie żal mi Greków?
Ale skoro już wspomniałem o komunistach... W ostatnich wyborach do greckiego parlamentu (w 2009 r.) Komunistyczna Partia Grecji zdobyła ponad 7,5 proc. głosów i 21 mandatów. SYRIZA, inna partia greckich komunistów, uzyskała 4,6 proc. głosów i 13 miejsc w parlamencie. Oprócz tych dwóch ugrupowań w Grecji działa jeszcze co najmniej pięć innych, jeszcze bardziej radykalnych partii komunistycznych...
Z tego powodu naprawdę mi Greków żal.
Bartłomiej Mayer, dziennikarz "Bloomberg Businessweek Polska"