Właściciele sklepów raz jeszcze zakpili z zakazu handlu w niedziele. Co teraz?
Zgodnie z przewidywaniami, pierwsza niedziela po wejściu w życie uszczelnienia ustawy o zakazie handlu pokazała, że przedsiębiorcy nie składają broni w walce o możliwość otwierania sklepów w ostatni dzień tygodnia - informują wiadomoscihandlowe.pl. Nie skorzystają już z triku na placówkę pocztową, ale testują inne sposoby.
Tak oto mamy m.in. sklepy-czytelnie i sklepy-poczekalnie na dworcach. Niektóre punkty handlowe skorzystały z wyjątku od zakazu przewidzianego dla podmiotów zaopatrujących się na hurtowych rynkach rolno-spożywczych. Do tego dochodzi jeszcze korzystanie w niedzielę z pomocy tzw. "pracowników covidowych", którzy mogą wykładać towar na sklepowe półki dzięki przepisom specustawy covidowej. Jeśli choć jeden z nietypowych wyjątków od zakazu obroni się w sądzie, czeka nas powtórka z rozrywki, czyli wdrażanie tych samych praktyk przez konkurencyjne sklepy.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Tym razem to nie Żabka, ale franczyzobiorcy Intermarche zagrali va banque w pierwszą od wielu miesięcy niedzielę teoretycznie niehandlową. Supermarket sieci w Cieszynie przemianował się na dworzec autobusowy i, jeśli wierzyć doniesieniom lokalnych mediów, może mieć przez to problemy - grozi mu cofnięcie zezwolenia na sprzedaż alkoholu. Przerobiliśmy to już w 2018 r. w przypadku gdańskiej Galerii Metropolia, która stała się dworcem by działać we wszystkie niedziele, a w konsekwencji jej najemcy spożywczy i gastronomiczni musieli wycofać napoje alkoholowe z oferty (później z pomysłu prowadzenia galerii-dworca się wycofano). Sprawa cieszyńskiego Intermarche nie jest jeszcze przesądzona.
Jeszcze bardziej kreatywni byli franczyzobiorcy Intermarche w kilku innych miastach. We współpracy z lokalnymi wydawnictwami uruchomili w swoich sklepach... czytelnie. Zapewne liczą, że dzięki temu uda im się zakwalifikować do grona "placówek handlowych w zakładach prowadzących działalność w zakresie kultury". W tym kontekście warto przypomnieć, że w 2018 r. głośno było o podwarszawskim przedsiębiorcy, który w swoich trzech marketach wywiesił 50 obrazów lokalnej artystki, aby skorzystać z przywołanego powyżej wyjątku. Inspektorzy pracy wizytując ten sklep byli nie lada zdziwieni. Nie mamy jednak informacji, czy praktyka ta finalnie została zakwestionowana, czy nie.
Centrala Intermarche dystansuje się od działań swoich franczyzobiorców. Do chwili publikacji niniejszego artykułu sieć nie wydała jeszcze zapowiadanego na poniedziałek oświadczenia. Z kolei Piotr Duda, przewodniczący Komisji Krajowej NSZZ Solidarność zapowiedział, że wystąpi z oficjalnym pismem do Głównego Inspektora Pracy "o kompleksową kontrolę wszystkich sklepów sieci Intermarche". - Praktyki, których dopuszcza się sieć to nic innego jak łamanie prawa. Ordynarna kpina, której trzeba się jednoznacznie przeciwstawić - grzmi Piotr Duda.
Pomiędzy przedsiębiorcami z branży handlowej krążą już plotki, że niebawem w sklepach zostaną otwarte biura podróży, a nawet wypożyczalnie sprzętu sportowego. W ustawie o niedzielach są bowiem przewidziane osobne wyjątki dla placówek handlowych w zakładach prowadzących działalność w zakresie "sportu", a także w zakresie "turystyki i wypoczynku". Redakcja portalu wiadomoscihandlowe.pl do chwili publikacji niniejszego artykułu nie spotkała się z tego typu przypadkami.
Pojawiły się natomiast próby skorzystania z innego wyjątku. Chodzi o "placówki handlowe prowadzone przez podmioty nabywające towary na terenie rolno-spożywczych rynków hurtowych (...)", w przypadku których zakaz nie obowiązywałby jedynie "w zakresie czynności związanych z handlem oraz powierzania pracownikowi lub zatrudnionemu wykonywania tych czynności". Wyjątek jest nieostry i dodatkowo odsyła w inne miejsce ustawy, choć nie jest oczywiste, w jakim konkretnie zakresie. W dodatku wydaje się, że nie zezwala na obsługiwanie klientów, a jedynie na wykonywanie tzw. czynności związanych z handlem (np. inwentaryzację). Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by łączyć ten wyjątek z innymi i w ten sposób zwiększać w praktyce liczbę pracowników oraz poszerzać katalog prac dozwolonych w danej placówce w niedzielę.
W minioną niedzielę w sklepach - m.in. w niektórych placówkach sieci Żabka - pojawili się także "pracownicy covidowi". Na portalu wiadomoscihandlowe.pl pisaliśmy o nich jako pierwsi już przed kilkoma tygodniami. Chodzi o skorzystanie z możliwości, jaką przewidziano w specustawie covidowej z 2020 r. Dzięki tej ustawie, pracownik (lub osoba zatrudniona) może w niedziele - za wyjątkiem tych, które wypadają w święta - wykonywać czynności związane z handlem polegające na "rozładowywaniu, przyjmowaniu i ekspozycji towarów pierwszej potrzeby". Taki pracownik nie może obsłużyć klientów przy kasie, ale i tak jest wsparciem dla franczyzobiorcy lub właściciela sklepu, który w niedzielę otworzy swoją placówkę, by prowadzić handel "wyłącznie osobiście, we własnym imieniu i na własny rachunek" (to inny z wyjątków przewidzianych w ustawie o niedzielach). Taki właściciel może też skorzystać z pomocy najbliższej rodziny, tyle że bezpłatnej.
Choć wielkie sieci handlowe takie jak Biedronka czy Lidl nie otworzyły w minioną niedzielę swoich sklepów (za wyjątkiem nielicznych placówek działających np. na dworcach kolejowych), to z pewnością będą śledzić, jak Państwowa Inspekcja Pracy oraz sądy zareagują na działania przedsiębiorców powiązanych z innymi sieciami. Jeśli tylko utrwali się linia orzecznicza korzystna dla właścicieli sklepów, prawdopodobnie wywoła to efekt kuli śnieżnej na miarę tego, co działo się ze słynnymi już placówkami pocztowymi. A przecież wystarczy, że sądy potwierdzą możliwość korzystania zaledwie z jednego "nietypowego" wyjątku, który będzie łatwy do wdrożenia przez pozostałych graczy rynkowych (niezależnie od formatu, wielkości sklepu, formuły prowadzenia biznesu itp.) - i już tej lawiny nikt nie zatrzyma, chyba że kolejna nowelizacja ustawy.
Być może czekają nas próby obchodzenia zakazu handlu w niedziele na miarę tych, które podejmowane były przez siłownie w odniesieniu do obostrzeń pandemicznych. Przypomnijmy, że siłownie zamieniały się w kościoły, w sklepy, albo rozpoczynały świadczenie usług medycznych. Kiedy indziej organizowały treningi dla osób, które zapisały się do narodowej kadry w przeciąganiu liny. Przy ponad 30 wyjątkach od zakazu handlu w niedziele, pola do popisu przedsiębiorcom raczej nie zabraknie. Dotychczas ze swoją kreatywnością nie musieli się ujawniać, gdyż prościej było skorzystać z wyłączenia dla placówek pocztowych. Teraz sytuacja się zmieniła.
Co na to wszystko Państwowa Inspekcja Pracy? Na razie... nie ruszyła z kontrolami sklepów. Prawdopodobnie PIP chce uniknąć błędu z 2018 r., kiedy zorganizowała masowe kontrole, wręcz naloty na losowo wybierane oraz wskazywane przez obywateli sklepy, wlepiała mandaty, kierowała wnioski o kary, a ostatecznie lawinowo przegrywała w sądach sprawy dotyczące "spożywczych placówek pocztowych". Tym razem inspektorzy odczekają kilka tygodni zanim ruszą z kontrolami. Da im to czas na przeanalizowanie przypadków, które nie są zero-jedynkowe i o których w międzyczasie zrobi się głośno.
- Prawdopodobnie w drugiej połowie marca zapadnie decyzja dotycząca zwiększenia kontroli placówek handlowych pod kątem naruszenia przepisów o ograniczeniu handlu w niedziele - mówi portalowi wiadomoscihandlowe.pl Juliusz Głuski, rzecznik prasowy Głównego Inspektora Pracy. - Nowelizacja ustawy dopiero weszła w życie. Nie zakładamy z góry, że ktoś łamie przepisy i dlatego ruszymy do kontroli dopiero, gdy będziemy mieli ku temu jakiekolwiek przesłanki. Na razie ufamy przedsiębiorcom, którzy deklarowali przed wejściem w życie nowych przepisów, że nie będą naginać prawa - dodaje Głuski.
Rzecznik GIP podkreśla, że inspektorom znane są już przypadki nietypowych prób obchodzenia zakazu handlu w niedziele. - Wiemy, że ktoś przekształcił sklep w dworzec autobusowy, ktoś inny sprzedawał towary z rynków rolnych, albo uruchomił w sklepie czytelnię. Mamy monitoring mediów, do poszczególnych inspektoratów pracy wpływają skargi - wyjaśnia Juliusz Głuski.
Co ciekawe, zgodnie z przekazanymi przez rzecznika GIP informacjami kontrolerzy, choć oczywiście poznali nowe przepisy, nie mają żadnych dodatkowych list kontrolnych ani ankiet, które różniłyby się od tych dotychczas używanych. Nie można jednak wykluczyć, że za jakiś czas się to zmieni i PIP zaktualizuje wytyczne, dostrzegając, w jaki sposób przedsiębiorcy próbują zalegalizować prowadzenie sklepów w niedziele. Ustaliliśmy też, że w przyszłości powstanie raport PIP dotyczący tego, jak przestrzegane są znowelizowane przepisy o niedzielnym handlu.
Pytany o to, w jaki sposób kontrolerzy będą podchodzić do sklepów działających na dworcach albo do sklepów-czytelni, Juliusz Głuski odpowiada, iż nie może powiedzieć, jak zachowa się kontroler w konkretnym przypadku. - To są indywidualne sprawy - zauważa.
- PIP udziela telefonicznie porad prawnych każdemu. Dzwoniący nie musi się przedstawiać. W ostatnim czasie obserwowaliśmy zwiększoną aktywność na tym polu i wiemy, że dzwonią do nas kancelarie prawne z pytaniami o handel w niedziele. Ważymy słowa, gdyż mamy świadomość, że wszystko co powiemy może zostać potem uznane za "oficjalne stanowisko Państwowej Inspekcji Pracy" i natychmiast zostanie wykorzystane do naginania przepisów - deklaruje Głuski.
I dodaje: - Nie chcemy podpowiadać przedsiębiorcom, jak się zabezpieczyć przed kontrolą ani wskazywać, co zdaniem PIP będzie, a co nie będzie łamaniem przepisów. Nie możemy doprowadzić do sytuacji, w której ktoś oskarży nas o to, że pozwalamy konkretnej sieci handlowej działać w niedziele i omijać przepisy.
Paweł Jachowski