Wojciech Szeląg: Ile kosztuje oddech?
Jesteśmy czarną plamą smogu na mapie Europy. Świeże powietrze to u nas luksus. Trują spalające paliwa kopalne "kopciuchy", kaszlące spalinami samochody i papierosy, których dymu - mimo pandemii - nie brakuje na ulicach. Jak - nomen omen - oczyścić atmosferę wokół tematu czystego powietrza w Polsce? To dobry moment na dyskusję o polskiej odsłonie londyńskiego "toxicity tax", czyli podatku od trucicielstwa.
"Jak państwo widzą - nic nie widać" - dawny lapsus Dariusza Szpakowskiego dziś brzmi jak proroctwo. Zanieczyszczenie powietrza wyrosło w tej dekadzie - w Polsce i na świecie - na jedno z największych wyzwań dla zdrowia publicznego. Jak donosi Greenpeace, zanieczyszczenie powietrza związane z paliwami kopalnymi kosztuje globalną gospodarkę już ponad 8 mld dolarów DZIENNIE. W światowym rankingu państw ponoszących największe koszty związane z zanieczyszczeniami powietrza Polska jest na 12. miejscu - ex aequo z cztery razy ludniejszym Meksykiem. Za to w Unii Europejskiej jesteśmy już niekwestionowanym liderem "brudnego rankingu". Praktycznie codziennie alert smogowy gdzieś w Polsce świeci się na czerwono. Przekroczone nawet kilkukrotnie normy szkodliwych pyłów wysyłają nam komunikat, że lepiej nie wychodzić z domu. Według Instutute for Global Health z Barcelony na dziesięciu miast Starego Kontynentu o największej śmiertelności spowodowanej działaniem pyłów PM2,5 aż trzy leżą w Polsce - to Rybnik, Jastrzębie-Zdrój i aglomeracja katowicka.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Tymczasem "kopciuchy" mają się w Polsce znakomicie. Według Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów na 658 modeli kotłów sprzedawanych w Polsce aż 284 ma wady formalne w dokumentacji. Z 48 kotłów wysłanych do laboratoriów co czwarty nie spełnił norm emisyjności toksycznych substancji.
Truje też transport - w miastach to drugie, po piecach, źródło smogu. W skali planety silniki spalinowe emitują aż 10 proc. gazów cieplarnianych, w tym dobrze znany polskim płucom rakotwórczy benzo(a)piren. Także pod względem wysokości stężeń tej trucizny w powietrzu Polska jest liderem Europy.
Naukowcy biją na alarm: wkrótce nie będzie czym oddychać, ale kto by słuchał naukowców, chociaż... Według Europejskiej Agencji Środowiska w ciągu ostatniej dekady zdołaliśmy poprawić jakość powietrza na Starym Kontynencie: zmniejszyliśmy emisję gazów cieplarnianych i zredukowaliśmy obecność szkodliwych pyłów w powietrzu. Mimo to statystyki nadal budzą grozę. EEA podaje, że wskutek fatalnej jakości powietrza co roku umiera przedwcześnie ponad 400 tys. Europejczyków - co dziesiąty z nich w Polsce (46,3 tys.). Smog skraca statystyczną długość życia Polaka nawet o dziewięć miesięcy. Gorzej jest tylko w Niemczech i we Włoszech.
Cieszą oczywiście ostatnie informacje z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej o współpracy z sektorem bankowym, który dołącza do programu "Czyste Powietrze". Może w końcu termomodernizacja domów jednorodzinnych w kierunku "zielonej energii" przestanie być dla niektórych fanaberią bogatych? Wiele dzieje się też na poziomie samorządowym. Lokalne społeczności z sukcesami walczą z takimi problemami, jak choćby nielegalne wysypiska śmieci.
Państwo po prostu musi w tym pomóc. Jak? Powinno upraszczać przepisy o partnerstwie publiczno-prywatnym, by wesprzeć inicjatywy prośrodowiskowe i prozdrowotne. Może też sprawić, że trucie po prostu przestanie się opłacać. Zgodnie z wyliczeniami Deloitte, smog kosztuje polską gospodarkę ponad 111 mld zł rocznie. Same koszty zdrowotne przekraczają wartość 10-letniego rządowego programu antysmogowego "Czyste Powietrze". Według różnych wyliczeń statystyczny obywatel Polski "płaci" dziś za smog od 1300 do nawet 3500 zł rocznie - gdy płacić powinni emitenci szkodliwych substancji. Pieniądze z podatku od toksyn, trujących kopciuchów i silników spalinowych powinny jednak płynąć nie do - zawsze głodnego - budżetu, a wprost na dofinansowanie termomodernizacji polskich gospodarstw i zachęty dla "zielonego transportu". Wymusilibyśmy w ten sposób jakościową zmianę gospodarki oraz przyzwyczajeń konsumentów, zmierzając w kierunku alternatywnych źródeł energii. I tak musi się to stać - nie ma więc na co czekać.
Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że wskutek zanieczyszczeń powietrza co roku umiera na świecie 7 mln ludzi - tyle samo, co z powodu palenia tytoniu. To znamienne podobieństwo danych - Polski Alarm Smogowy donosi, że mieszkańcy polskich miast oddychając zanieczyszczonym powietrzem "wypalają" ekwiwalent kilku paczek papierosów tygodniowo na głowę (uwzględniając nawet niemowlęta). De facto wszyscy w Polsce jesteśmy palaczami, nawet jeśli nigdy nie mieliśmy papierosa w ustach. Oddychanie "świeżym powietrzem" w Warszawie to równowartość wypalenia ponad tysiąca papierosów rocznie.
A skoro już o paleniu - paczka papierosów kosztuje relatywnie niewiele, ale według Narodowego Instytutu Raka w USA skutki palenia tytoniu to dla globalnej gospodarki utrata nawet 1,4 biliona dolarów rocznie, czyli niemal 1,8 proc. globalnego PKB sprzed pandemii. Z kolei dr Michał Stokłosa z Instytutu Badań nad Zdrowiem i Polityką Zdrowotną na Uniwersytecie Illinois w Chicago podaje, że wzrost ceny papierosów tylko o 10 proc. poskutkowałoby spadkiem ich konsumpcji aż o 4 proc., zwłaszcza wśród młodzieży, która zresztą i tak tradycyjny papieros coraz częściej uważa po prostu za "obciach". W ten sposób wymusilibyśmy prozdrowotną zmianę przyzwyczajeń Polaków - jedni rzucą palenie, a inni wybiorą tańsze, bo mniej szkodliwe wyroby. Uzyskane pieniądze NFZ mógłby wydać na usuwanie skutków chorób odtytoniowych - kosztuje to nas wszystkich, nie tylko palaczy, setki milionów złotych rocznie.
Bez złudzeń - efekt wszystkich tych działań w pełni odczują dopiero nasze wnuki, ale to właśnie one mogą nas kiedyś - między kolejnymi atakami kaszlu - zapytać: "dlaczego nic nie zrobiłeś, gdy jeszcze był na to czas?" I nie będziemy do końca wiedzieli, czy łzy w ich oczach to efekt tylko smogu.
Wojciech Szeląg
Autor felietonu wyraża własne opinie