Wojna o łupki, czyli walka o energetyczną wolność Europy

- Sytuacja geopolityczna, po inwazji Rosji na Krym, zmieniła się na tyle, że zaczęto mówić głośno o bezpieczeństwie energetycznym i prawie krajów do korzystania z własnych zasobów, w tym gazu z łupków. Atmosfera zmienia się korzystnie - mówi Bogusław Sonik. Z posłem do Parlamentu Europejskiego rozmawia Andrzej Stawiarski.

miesięcznik KAPITAŁOWY: Wydobywanie gazu ze złóż w łupkach to nie tylko problem geologiczny. Natychmiast pojawiły się kontrowersje ekologiczne, ekonomiczne i spory polityczne.

Bogusław Sonik: - Informacja o prognostycznych, ogromnych, zasobach gazu łupkowego w Europie błyskawicznie nabrała kolorytu politycznego. Nie wszystkie kraje, tak jak Polska, przyjęły ją entuzjastycznie. Francja w 2009 roku wprowadziła zakaz szczelinowania hydraulicznego umożliwiającego wydobycie gazu z łupków. Jose Bove, francuski poseł do Parlamentu Europejskiego, przeniósł debatę na ten temat na forum PE, gdzie francuscy deputowani chcieli doprowadzić do przegłosowania podobnego moratorium na poziomie europejskim.

Reklama

Decyzja Francji mogła mieć też inne podłoże, niż tylko sprzeciw ekologów. Francuska energetyka opiera się w dużej mierze na elektrowniach jądrowych.

- Energetyka jądrowa ma tak silną pozycję we Francji, że nie potrzebuje wypowiadać wojny gazowi łupkowemu. Łatwiej było rządowi ulec tym naciskom, ponieważ gaz z łupków nie ma, z punktu widzenia energetyki francuskiej, strategicznego znaczenia. Moratorium przegłosowano wówczas bez debaty - była to decyzja polityczna, bo zbliżały się wybory prezydenckie.

Jose Bove twierdzi, że gaz z łupków to "fałszywe bogactwo". Ekolodzy wskazują na zagrożenia jakie dla środowiska i mieszkańców stwarza jego wydobycie.

- Te zarzuty, obecne także w Polsce, mają swoje źródło w protestach francuskich - to są ich argumenty. Przeniosły się do Niemiec, gdzie część landów wprowadziło moratorium na wzór Francji, i teraz jesteśmy świadkami swoistego eksportu tej rewolucji z Francji do Polski. Marzeniem Jose Bove, który przyjeżdżał do naszego kraju, jest zarazić Polskę tą argumentacją. Znaleźć tu ludzi, którzy podobnie jak we Francji zorganizują się wokół protestu, a później staną się partnerami politycznymi jego ugrupowania. Nie ma żadnych poważnych dowodów, że wydobycie gazu z łupków jest szkodliwe dla środowiska naturalnego. Takich odwiertów przeprowadzono już na świecie setki tysięcy - głównie w USA.

Był pan w USA, tam protesty nie są tak głośne...

- Z pewnością dla mieszkających w sąsiedztwie odwiertów, wydobycie jest dokuczliwe, zwłaszcza gdy ma miejsce w pobliżu terenów rekreacyjnych. Przez sześć miesięcy prowadzone są intensywne prace, nieustannie przejeżdżają ciężarówki z piaskiem, cysterny z wodą. Jednak po tym czasie - widziałem to w Pensylwanii - dolegliwości znikają. Ciężarówki przestają kursować, szyby są usunięte, na polu o rozmiarach boiska do piłki siatkowej pozostają tylko urządzenia wielkości szafy do wydobywania gazu. Teren jest rekultywowany, przywracany do poprzedniego stanu.

A zatrucie ujęć wody płynem szczelinującym?

- Nie ma możliwości przepływu płynu stosowanego w szczelinowaniu do wód gruntowych, zwłaszcza w polskich warunkach geologicznych, gdzie złoża są dużo głębiej niż w USA. Trzeba mieć świadomość, że wydobycie wszystkich kopalin obarczone jest ryzykiem. Dlatego w moim raporcie i w "złotych zasadach", które przyjęła Międzynarodowa Agencja Energetyczna, wyraźnie określono, w jaki sposób należy prowadzić wiercenia, by zminimalizować ryzyko.

- Obrazowo rzecz ujmując: w Zatoce Meksykańskiej przy wydobywaniu ropy naftowej z dna morza nastąpił wielki wypływ ropy i doszło do katastrofy ekologicznej. Nikt po tej tragedii nie żądał wprowadzenia zakazu wydobywania ropy w ten sposób. Zaostrzono tylko przepisy dotyczące bezpieczeństwa i odpowiedzialności firm zajmujących się eksploatacją.

Forum Parlamentu Europejskiego stało się miejscem, gdzie toczy się walka o możliwość wydobywania gazu z łupków. Jako sprawozdawca raportu Komisji Ochrony Środowiska na temat gazu z łupków musiał pan rozpoznać układ sił w tej sprawie?

- Zdecydowani przeciwnicy sytuują się po lewej stronie - zieloni, komuniści, część liberałów proekologicznych i większość socjalistów. Jest natomiast duża grupa posłów, którzy po prostu obawiają się nowych technologii. Moja praca polegała na tym, żeby ich przekonać, że dajemy im maksymalne gwarancje przestrzegania przepisów dotyczących ochrony środowiska naturalnego.

- Przez ponad rok prowadziłem przygotowania do przyjęcia raportu. Organizowałem spotkania i seminaria, w których uczestniczyli eksperci i przeciwnicy wydobywania gazu łupkowego. Wszystko było prowadzone przy podniesionej kurtynie, przez co udało mi się rozładować emocje i włączyć myślenie.

Czytaj raport specjalny serwisu Biznes INTERIA.PL "Gaz łupkowy w Polsce"

Konieczne było pozyskanie sojuszników...

- Tylko w ten sposób można było odrzucić zapis o wprowadzeniu przez Unię Europejską zakazu wydobywania gazu z łupków oraz radykalne zaostrzenie przepisów o ochronie środowiska, co mogłoby w praktyce uniemożliwić wydobycie. Każdy kraj musi mieć możliwość samodzielnego decydowania o tym, czy chce wydobywać gaz z łupków. I to się udało.

Taka decyzja nie podobała się Rosji.

- W trakcie debaty działało nieoficjalne lobby Gazpromu - przy dyskusji o Gazociągu Północnym ich lobbyści byli oficjalnie zarejestrowani. Przedstawiciele Gazpromu wypowiadali się, że są za zakazem wydobycia gazu z łupków w trosce o ekologię, chociaż w Rosji przy wydobyciu gazu nikt ochroną środowiska zbytnio się nie przejmuje. To przykład faryzeizmu na użytek opinii międzynarodowej.

- Nie można wszystkich przeciwników gazu łupkowego wrzucać do jednego worka, nie można posądzać wszystkich, że są lobbystami Gazpromu i w ten sposób realizują swoje cele polityczne. Generalnie obywatele są nieufni wobec przemysłu, mają złe doświadczenia, i trudno ich o to winić.

Jakkolwiek PE nie może zakazać wydobycia, ale może wprowadzić takie obostrzenia już w fazie rozpoznania i przygotowań, że wydobycie przestanie być biznesowo opłacalne.

- To jest taka taktyka. Raport w Parlamencie Europejskim był preludium do stanowiska Komisji Europejskiej, które jest wiążące dyrektywami. Było niebezpieczeństwo, że powstanie osobna dyrektywa dotycząca gazu łupkowego, i że przeciwnicy wydobycia stworzą w niej takie bariery wydobycia, że stanie się nieopłacalne, albo zdecydowanie podniesie koszty inwestycji.

- Próbowano wprowadzenia administracyjnych utrudnień poprzez pełną ocenę oddziaływania na środowisko już na etapie poszukiwawczym, czego nigdy się nie stosuje. Zapis ten w ostatecznych negocjacjach został usunięty. Okazało się, że Komisja Europejska wydała bardzo wyważone wytyczne, nie dyrektywę, lecz wytyczne. Wydobywanie - tak, ale trzeba zwrócić uwagę m.in. na ochronę wód gruntowych, konsultacje z obywatelami, oczyszczanie płynów po szczelinowaniu, odpowiednią odległość od ujęć wody. Wytyczne dotyczą wszystkich krajów europejskich. Są to zdroworozsądkowe zabezpieczenia, które w Polsce są stosowane.

"Raport Sonika" uważany jest za sukces Polski w minionej kadencji PE. Jak doszło do tego, że tak ważne zadanie powierzono polskiemu parlamentarzyście?

- Nie było łatwo. Europejska Partia Ludowa, do której należą także posłowie Platformy Obywatelskiej, zdobyła prawo do opracowania raportu, a ja zostałem wyznaczony na jego sprawozdawcę. Spodziewano się, że skoro Polak przygotowuje raport, to będzie forsował za wszelką cenę tezy potwierdzające, że wydobywanie gazu z łupków jest świetne i należy to robić. Ja zastosowałem inną taktykę.

- Prezentowałem stanowisko, że skoro raport dotyczy ochrony środowiska, to dajmy priorytet ochronie. Skupmy się na tym, w jaki sposób najlepiej zabezpieczyć wydobycie, a nie jak dążyć do zakazania wierceń. Dzięki temu, przestałem być postrzegany jako lobbysta narodowy, ale jako lobbysta na rzecz ochrony środowiska naturalnego.

- Czasem sprawa stawała na ostrzu noża, nie mogłem przecież dopuścić do umieszczenia zapisów, które by utrudniały wydobycie, które byłyby zapisami politycznymi. Udało się przekonać część socjalistów, część liberałów niemieckich, którzy podchodzili do problemu zdroworozsądkowo, a w moim ugrupowaniu znalazłem pełne poparcie.

Ważnym argumentem były też konsultacje społeczne.

- Konsultacje zleca Komisja Europejska. Tak się złożyło, że w tym samym czasie - ponieważ ten temat wzbudzał w Europie silne emocje - KE postanowiła skorzystać z takiej możliwości. Przy raportach nie jest to standardowe działanie. Pytania sformułowane były tendencyjnie i KE nie kryła negatywnego nastawienia do wydobycia gazu z łupków.

- W KE ścierały się dwa stanowiska - komisarzy odpowiedzialnych za energetykę i przemysł, którzy rozumieli znaczenie wydobywania gazu z łupków i Komisji ds. środowiska i zmian klimatycznych, która jest przeciw wydobywaniu wszelkich kopalin i stawia na energię odnawialną. Jose Barroso zażądał od komisarzy wspólnego stanowiska, stąd ta tendencyjność została nieco złagodzona.

W rezultacie nie powstało zarządzenie czy dyrektywa, ale rekomendacja. Jaką ma siłę sprawczą?

- Na razie żadnej. W wytycznych jest jasno powiedziane, że za 18 miesięcy KE dokona analizy, w jakim stopniu rekomendacje są stosowane w praktyce przez kraje, które wydobywają gaz z łupków. Te państwa są zobowiązane do złożenia raportów, które staną się podstawą oceny sytuacji. Decyzja, czy wprowadzać szczegółowe legislacje dotyczące gazu łupkowego, została odłożona w czasie. Po półtora roku KE wróci do tego tematu.

Za półtora roku przeciwnicy mogą powrócić nawet do tych najbardziej restrykcyjnych rozwiązań. To nie koniec parlamentarnej batalii o gaz.

- Przez pierwszą kadencję byłem jedynym polskim posłem, który zasiadał w Komisji ochrony środowiska (w minionej kadencji była także Jolanta Hibner z PO).Ta komisja jest szczególnie ważna, bowiem UE ma w tej dziedzinie kompetencje legislacyjne. Z każdego ugrupowania jest niej 2-5 niemieckich posłów. Gdyby policzyć socjalistów i liberałów i EPL, to reprezentacja Niemiec stanowi 15 deputowanych. W przyszłej kadencji należałoby powalczyć o stanowisko przewodniczącego tej komisji dla polskiego deputowanego.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Dla Polski kwestia wydobycia gazu z łupków jest bardzo istotna, musimy pilnować swoich interesów gospodarczych.

- Polska ze swoim zaangażowaniem w poszukiwania i wydobycie gazu z łupków w pewnym momencie została sama na gruncie europejskim. Teraz dołączyła Wielka Brytania, Holandia rozważa rozpoczęcie poszukiwań, a Hiszpania też zmienia swoje stanowisko i przygotowuje się do prowadzenia odwiertów, podobnie jest w Rumunii. Sytuacja geopolityczna, po inwazji Rosji na Krym, zmieniła się na tyle, że zaczęto mówić głośno o bezpieczeństwie energetycznym i prawie krajów do korzystania z własnych zasobów, w tym gazu z łupków. Atmosfera zmienia się korzystnie.

Dla polskiej gospodarki, równie ważne jak pozyskiwanie gazu z łupków jest także dostosowanie się do "Pakietu klimatycznego". Gaz może być poważnym uzupełnieniem naszego miksu energetycznego.

- Przyjęto zasadę, że gaz jest paliwem, które pomaga w obniżaniu emisji CO2 i tak to jest sformułowane w wielu dokumentach unijnych. Ostatnio wrogowie gazu łupkowego, trudno ich nawet nazwać przeciwnikami, bo w ich argumentacji dużą rolę odgrywają emocje, próbowali wprowadzić rozróżnienie, że owszem gaz jest przyjazny w obniżaniu emisji, ale tylko... konwencjonalnie wydobywany. Próbują udowodnić, że przy jego wydobywaniu ulatnia się do atmosfery dodatkowa ilość CO2. Czego zresztą nie potwierdzają żadne badania, nawet oficjalny raport KE.

Był pan, jako poseł sprawozdawca, zaangażowany w prace nad rozporządzeniem w sprawie solidarności energetycznej UE. Jest to obecnie kluczowa kwestia dla wielu państw UE, zwłaszcza wobec niepewnej politycznie sytuacji za wschodnią granicą.

- Przyjęte rozporządzenie było efektem polskiego stanowiska w Europarlamencie, w czasie gdy pojawiły się informacje o budowie Gazociągu Północnego i Rosja zaczęła stosować szantaż gazowy. Prowadziliśmy w PE politykę, dowodząc że sprawa bezpieczeństwa energetycznego jest kwestią strategiczną, dotyczy relacji międzynarodowych i nie może być postrzegana wyłącznie jako zabezpieczenie dostaw z różnych kierunków, albo wprowadzenie odnawialnych źródeł energii - a tak to było wcześniej postrzegane. To musi być wspólna polityka na szczeblu unijnym.

- Nasze podejście zaowocowało m.in. rozporządzeniem - najwyższym rodzajem ustawodawstwa, które obowiązuje kraje członkowskie i nie wymaga adaptacji do prawa krajowego - o solidarności gazowej. Kraje zostały zobowiązane do zidentyfikowania możliwości wzajemnego przesyłu gazu, wykazania gdzie trzeba wybudować interkonektory (łączniki między sieciami przesyłu gazu), by nigdy żaden kraj UE nie był poddany szantażowi energetycznemu. Nie był narażony na odcięcie dopływu gazu.

Nie jest to dziś mało realne...

- Z punktu widzenia rosyjskiego taka groźba istnieje, choć byłby to dla nich krok samobójczy, bo żyją z gazu. Mogą tą bronią straszyć, a nawet jej użyć. Obawa przed tym zagrożeniem powoduje, że przeprowadza się obecnie wyliczenia, ile może kosztować i w jaki sposób można przeprowadzić całkowite uniezależnienie się krajów UE od dostaw rosyjskiego gazu. Zaczęło się zmieniać myślenie na ten temat. Nabiera kształtów idea unii energetycznej. Postępowanie Rosji spowodowało, że całkowicie zmieniło się myślenie o wspólnej energetyce, o potrzebie niezależności. Oczywiście pozostaje zależność poszczególnych krajów czy firm związanych umowami z Gazpromem.

Biznes INTERIA.PL na Facebooku. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Czy w tej sytuacji można liczyć na poluzowanie polityki wobec wykorzystywania węgla, który jest podstawą polskiego bezpieczeństwa energetycznego?

- To dotyczy pakietu klimatycznego 3x20. Zakłada on do 2020 r. redukcję emisji gazów cieplarnianych o 20 proc., przy jednoczesnym wzroście efektywności energetycznej o 20 proc. oraz udziale odnawialnych źródeł energii (OZE) w ogólnej produkcji energii także na poziomie 20 proc. Nie stanowi to negatywnego wyzwania dla Polski.

- Niebezpieczne jest podnoszenie tych celów i tutaj Polska ma jasne stanowisko - nie zgadzamy się na podnoszenie celów, jeżeli nie będzie dokonana ocena, ile poszczególne kraje muszą za to zapłacić. Nie można podnosić celów redukcyjnych, jeżeli nie dojdzie do globalnego porozumienia światowego. Traci na tym konkurencyjność gospodarki europejskiej. Należy równolegle modyfikować spalanie węgla tak, by był on jak najmniej emisyjny.

- W Europie toczy się na ten temat debata, a w USA wydobycie gazu łupkowego spowodowało zmniejszenie wykorzystania węgla, który jest masowo eksportowany do Europy. Osiągnięto paradoksalny efekt, węgiel jest tak tani, że zamyka się elektrownie gazowe, a korzysta z węgla. Europejska polityka energetyczna musi być bardziej racjonalna. Polska nie powinna się tak długo ociągać z przyjęciem ustawy o odnawialnych źródłach energii i powinna też iść w tym kierunku. To także jest sposób na osiągnięcie niezależności energetycznej.

Bez regulacji nie można skalkulować opłacalności inwestycji w OZE.

- Nie można też tylko patrzeć na nasz węgiel. Oczywiście, musimy z niego korzystać i chronić nasze interesy związane z jego wydobyciem, ale nie powinniśmy wypadać z nurtu europejskiego, który stawia na odnawialne źródła energii. Powinniśmy dołączyć do tych działań w sposób, który będzie najbardziej odpowiedni i korzystny dla Polski.

Jakie są najpoważniejsze wyzwania w obszarze ochrony środowiska i polityki energetycznej w nowej kadencji PE?

- Wiszą nad nami nowe cele w obszarze zmian klimatycznych - porozumienie co do ich wysokości i sposobu realizacji. Każdy kraj powinien mieć pozostawioną możliwość dochodzenia do celów, które są dla niego realne, a nie za wszelką cenę wymuszać je administracyjnie. Warto podkreślić, że obecna sytuacja geopolityczna związana z kryzysem na Ukrainie i agresywną polityką Rosji wprowadziła renesans w myśleniu o polityce i bezpieczeństwie energetycznym.

- Konieczne jest obecnie stworzenie niezbędnej infrastruktury energetycznej, która powinna być finansowana z budżetu europejskiego, na maksymalnym, dopuszczalnym poziomie 75 proc. Solidarność pomiędzy państwami UE w dziedzinie polityki energetycznej musi stać się kwestią priorytetową.

- Powinniśmy wzmocnić ten mechanizm na wypadek odcięcia dostaw źródeł energii. Europa musi wiedzieć, skąd weźmie gaz, czy mamy dość miejsca w magazynach i gdzie brakuje połączeń sieci gazowych. W przyszłej kadencji PE do Komisji ochrony środowiska trafi także nowe stanowisko w sprawie wydobywania gazu łupkowego. Trzeba trzymać rękę na pulsie.

miesięcznik KAPITAŁOWY
Dowiedz się więcej na temat: energetyka | gaz łupkowy | Bogusław Sonik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »