Wolny handel albo klimat

Europejski wybór jest prosty: albo zielona polityka, albo wolność handlu - pisze Jan Rokita.

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

Podczas prezentacji kandydatów CDU do przyszłego niemieckiego rządu, doszło do zabawnego qui pro quo, które na pewno nie przysporzyło chadecji głosów we wrześniowych wyborach. Friedrich Merz, przedstawiony tam jako kandydat na szefa niemieckiej gospodarki i finansów, nieoczekiwanie zaatakował ideę europejskiego eko-cła, zwanego w okropnym unijnym żargonie "podatkiem granicznym od śladu węglowego".

Reklama

Atak Merza wywołał konsternację chadeków oraz ironiczne komentarze lewicowych konkurentów z SPD. Zaprowadzenie w Unii eko-cła zaakceptowała bowiem na unijnym szczycie budżetowym Angela Merkel, a pomysł ów został wpisany do programu wyborczego chadeków.

Na dodatek Merz nie oszczędził swojej partyjnej towarzyszki Ursuli von der Leyen, która jako szefowa Komisji Europejskiej nie od dziś forsuje ów "podatek od śladu węglowego", i wydawało się, że jest już o pół kroku od urzeczywistnienia tego sztandarowego pomysłu jej "zielonej agendy". A tymczasem dostała teraz ostrą kontrę, i to nie tylko ze swojego kraju, ale na dodatek z samego szczytu własnej partii.

Jednak od tych wyborczych konfuzji, jakich pełno teraz w rozedrganej i chaotycznej niemieckiej polityce, nas bardziej ciekawi ów zasadniczy spór, który niespodzianie podzielił także niemiecką chadecję. 66-letni Merz jest politykiem, jakich już w Europie prawie nie ma, gdyż ukształtowany został kilka dekad temu przez idee "reaganomiki" i "thatcheryzmu".

A jednym z fundamentów takiego myślenia jest wiara w ponadczasową i sprzyjającą całej ludzkości ideę wolnego handlu. Wiara ta nie jest zresztą wymysłem anglosaskich liberalnych konserwatystów z końca XX wieku. Jest to bowiem starożytna wiara Fenicjan, którzy własnym czynem dowiedli niegdyś, iż wolny handel faktycznie buduje cywilizację i dobrobyt. W nowożytnej Europie rozbudziło tę wiarę na nowo brytyjskie imperium, a po II wojnie światowej kultywowało mocarstwo amerykańskie.

Merz jest wierny tej tradycji. Jego przestroga zabrzmiała teraz bardzo ostro: "Jeśli Unia Europejska naprawdę chce pobierać podatek od produktów, które nie zostały wyprodukowane zgodnie z jej ideami, będzie to nie tylko koniec polityki wolnego handlu, ale początek nowego światowego konfliktu handlowego, w którym wszyscy będziemy wyłącznie przegranymi.

" Dlatego (według Merza) "nowy rząd Niemiec musi zrobić wszystko, aby zapobiec temu nonsensowi, który jest niestety planowany w Komisji Europejskiej pod kierownictwem niemieckiej przewodniczącej".

Na poziomie zasad Merz ma rację. Tak, świat, który zgodnie z marzeniem roztoczonym przez WTO, osiągnąłby pełną wolność handlu, rozwijałby się bez wątpienia szybciej. Liberalni ekonomiści mają na to przekonujące teoretyczne i historyczne dowody. Rzecz tylko w tym, że takiego świata nie ma.

A od dobrych paru lat przestaliśmy nawet posuwać się (choćby powoli) w jego kierunku, tak jak miało to miejsce w końcówce XX wieku. Ale na domiar złego, idea świata opartego o wolny handel wyklucza takie fanaberie, jak np. narzucanie prawnym przymusem droższych technologii produkcji w imię walki z ociepleniem klimatycznym.

Czyli wyklucza to, co stało się właśnie naczelną unijną ideologią. Jeśli więc naprawdę chcemy zmusić europejski biznes, aby przestawił się na radykalnie droższe źródła energii, to musimy zaprowadzić twardy protekcjonizm, ochraniający europejski rynek przed konkurencją, nie uznającą tego rodzaju przymusu.

Czyli wprowadzić eko-cła na wszystko, co łamie europejskie normy klimatyczne. Alternatywą jest bowiem świadome zniszczenie gospodarki europejskiej przez jej wymuszoną niekonkurencyjność. Europejski wybór jest prosty: albo zielona polityka, albo wolność handlu.

Merz najwyraźniej nie chce tego wyboru przyjąć do wiadomości. Podobnie, jak wielu jego "zielonych" rodaków, którzy chcieliby narzucić Unii skrajny wariant polityki klimatycznej, ale w interesie niemieckiego eksportu obronić jednak wolny handel. To zabawne, że ciągle nie widzą, jak wielkie czeka ich jeszcze rozczarowanie.

Jan Rokita


Gazeta Bankowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »