Wschód Polski może najbardziej ucierpieć
Zakłady mięsne ze wschodu Polski mogą najbardziej ucierpieć na rosyjskim embargu - ocenia wiceprezes Stowarzyszenia Rzeźników i Wędliniarzy RP Piotr Ziemann.
W czwartek premier Rosji Dmitrij Miedwiediew poinformował, że jego kraj wprowadza zakaz importu m.in. owoców, warzyw i mięsa z USA, UE, Australii, Kanady oraz Norwegii. Już od 1 sierpnia Rosja nałożyła embargo na niektóre owoce i warzywa z Polski.
Zdaniem Ziemanna w szczególnie trudnej sytuacji są przedsiębiorcy ze wschodu kraju. - Jeżeli cały handel ze wschodem będzie zablokowany, to "padnie" cała Polska wschodnia. Całe przetwórstwo, małe ubojnie, mali producenci, wszystko tam padnie - ocenił Ziemann.
Ziemann zwrócił też uwagę na złą sytuację przetwórców w obwodzie kaliningradzkim, którzy w zdecydowanej większości sprowadzali surowiec z Polski. "(Oni) nie mają mięsa, nie mają z czego tworzyć, a kupowanie bardzo drogiego mięsa jest dla nich (...) nieopłacalne. Teraz po prostu fabryki tam stoją" - zaznaczył Ziemann.
Ziemann podkreślił, że nie tylko rosyjskie embargo, ale też wcześniejsze ograniczenia w sprzedaży, które nastąpiły po wykryciu w tym roku w Polsce przypadków afrykańskiego pomoru świń (ASF), mocno dotknęły polskie firmy mięsne.
- Połączenie ASF, embarga, brak możliwości uboju rytualnego powoduje, że 80 proc. branży mięsnej jest w bardzo trudnej sytuacji - ocenił w rozmowie z PAP wiceprezes Stowarzyszenia Rzeźników i Wędliniarzy RP.
Aby zmniejszyć ryzyko działania na rynku rosyjskim, Zakłady Przemysłu Mięsnego Biernacki od lat ograniczały tam swoje zaangażowanie. Prezes firmy Tomasz Kubik powiedział PAP, że strategia ta wynikała z pojawiających się raz na jakiś czas utrudnień w sprzedaży. O ile kilkanaście lat temu do Rosji trafiało około 30 proc. wyrobów Zakładów Przemysłu Mięsnego Biernacki, a teraz poniżej 10 proc. Jak podkreślił Kubik, utrata każdego rynku czy klienta jest bolesna, ale to mniej dotkliwe dla firmy ze zdywersyfikowaną sprzedażą.
Do ostatniej chwili przed wejściem w piątek w życie rosyjskiego embarga wyroby swoim kontrahentom w Rosji wysyłały Zakłady Mięsne Łmeat-Łuków. Jak podkreśliła w rozmowie z PAP Ewa Rak z zakładów żaden z samochodów z towarem nie został zawrócony z rosyjskiej granicy.
Dodała, że teraz firma sprawdza jeszcze w kodach celnych, czy są jakieś rodzaje wyrobów, które nie są objęte embargiem i mógłby zostać przesłane do Rosji.
Paradoksalnie w najlepszej sytuacji są zakłady, którym nie udało się wejść do Rosji. Przykładem takiej firmy są katowickie Zakłady Mięsne Silesia SA, które nie sprzedawały tam swoich podrobów, bo nie dostały odpowiednich certyfikatów.
Dyrektor w dziale eksportu Silesi Tomasz Dziuk powiedział PAP, że jego firma zdecydowaną większość eksportu skierowała na rynek UE, gdzie nie potrzeba dodatkowych certyfikatów. - Gdy staraliśmy się o rosyjskie certyfikaty i nam się nie udało, to było nasze nieszczęście, natomiast obecnie +nie płaczemy+, bo ta sytuacja w nas nie uderzyła - mówi Dziuk.
Według wstępnych danych ministerstwa rolnictwa w 2013 r. wyeksportowaliśmy do Rosji mięso wieprzowe o wartości 99 mln euro; mięso wołowe o wartości ponad 29 mln euro; drób żywy o wartości 7 mln euro; jadalne podroby wołowe, wieprzowe, baranie i kozie o wartości 6,8 mln euro. Ważną pozycją w eksporcie do Rosji jest też tłuszcz wieprzowy i drobiowy. W ubiegłym roku sprzedaliśmy go tam za ponad 15,5 mln euro.
Minister rolnictwa Marek Sawicki zapowiedział, że we wtorek na spotkaniu z unijnym komisarzem ds. rolnictwa Dacianem Ciolosem będzie rozmawiał m.in. na temat promocji eksportu żywności na rynki trzecie oraz dopłat do eksportu.
- Przede wszystkim jest to kwestia dopłat do eksportu i zwiększenia środków na promocje na rynki trzecie. Ten instrument rusza z nieco większym budżetem niż do tej pory. Przypomnę, że jeszcze w roku 2013 UE na promocje na rynki trzecie przeznaczała niespełna 52 mln euro, teraz ponad 200 mln euro. Chcemy, aby w tym instrumencie z dopłatą unijną 85 proc. znaczącą pozycję mieli także polscy eksporterzy - zaznaczył.
Sawicki podczas poniedziałkowego briefingu podkreślił, że wobec rosyjskiego embarga nie można czekać bezradnie i trzeba szukać środków pomocowych. - Wiele akcji żywieniowych prowadzi FAO pod egidą ONZ. Chciałbym, aby z tych akcji także w końcu skorzystała Polska. Bo do tej pory te środki, które UE czy USA przeznaczały na pomoc żywnościową, głównie były wykorzystywane w Europie przez Francję i Niemcy, Holandię i Wielką Brytanię - powiedział. Dodał, że rozmawiał już na ten temat z ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim.
Jak mówił Sawicki, rozmowa w Brukseli będzie też dotyczyła zasad wycofania z rynku warzyw, które nie zostały wyeksportowane do Rosji. - Potrzebuję zgody komisarza na to, by w Polsce ten instrument realizowała Agencja Rynku Rolnego - powiedział. Wyjaśnił, że w krajach UE wycofywaniem produktów z rynku zajmują się organizacje producenckie, ale w naszym kraju poziom zorganizowania polskich rolników jest na tyle niewystarczający, by grupy mogły to przeprowadzić.
Na pytanie PAP o skargę do Światowej Organizacji Handlu (WTO) na Rosję minister powiedział: "została przekazana wicepremierowi, ministrowi Piechocińskiemu (ministrowi gospodarki Januszowi Piechocińskiemu - PAP), bo on jest gospodarzem współpracy z tą organizacją, i wierzę, że w najbliższych dniach będzie przekazana dalej".
Poinformował, że w poniedziałek eksperci ARR, przedstawiciele izb rolniczych i grup producenckich rozmawiali o sposobie wycofania z rynku szczególnie tych owoców i warzyw, których nie da się przechować, a były zakontraktowane przez Rosję. Omawiane były - jak mówił - zasady tej operacji i sposób udokumentowania niszczenia produktów. Informacje takie byłyby podstawą do uzyskania z Komisji Europejskiej rekompensaty, "pozwalającej rolnikom na odzyskanie przynajmniej kosztów produkcji" - wyjaśnił minister. Dodał, że produkty będą biodegradowane bezpośrednio w gospodarstwach, żeby nie stanowiły zagrożenia biologicznego.
Szef resortu rolnictwa zapytany o wysokość możliwych rekompensat odpowiedział, że na razie kwoty te nie są jeszcze znane. Wyjaśnił, że wartość eksportu żywności do Rosji w 2013 r. wyniosła 1 mld 300 mln euro. "W tej chwili wobec rozszerzonego embarga także na produkty mleczarskie, wartość sprzedaży produktów objętych embargiem zdecydowanie przekracza 50 proc. tej kwoty" - powiedział.
Zaznaczył, że to nie są kwoty odpowiadające stratom, jakie poniosą rolnicy po wprowadzeniu embarga. Wyjaśnił, że wszystko zależy od tego, ile polskich produktów uda się umieścić na rynkach trzecich oraz od tego, o ile zwiększy się krajowe i europejskie spożycie i ile tych produktów uda się sprzedać w Europie. Dopiero wtedy, gdy nie będzie możliwości ich zbycia, rolnicy będą wycofywali szybko psujące się produkty w zamian za unijne rekompensaty - powiedział.
Odnosząc się do apelu Związku Nauczycielstwa Polskiego o to, by jabłka trafiły do szkół, Sawicki ocenił, że jest to dobry pomysł. "To rozszerzenie kampanii +owoce w szkole+ i będziemy się starali także o tym porozmawiać, by na ten cel można było przeznaczać więcej środków" - powiedział szef resortu rolnictwa. Zaznaczył jednak, że każda taka pomoc oznacza koszty dla UE czy dla budżetu krajowego.
Sawicki w poniedziałek przed południem spotkał się z przedstawicielami funduszy promocji. Na briefingu przypomniał, że działają one od pięciu lat i przez ten okres zgromadziły ok. 220 mln zł. Dzięki tym pieniądzom można było współfinansować wiele kampanii promocyjnych, także na rynkach zagranicznych. Dodał, że teraz być może trzeba będzie przebudować niektóre kampanie, które skierowane były na rynek rosyjski, i przeniesienie ich na rynki trzecie.
Szef resortu rolnictwa zapowiedział, że w środę odbędzie się spotkanie międzyresortowego zespołu ds. embarga, na którym przekazane zostaną eksporterom zmienione warunku ubezpieczeń i gwarancji eksportowych, które realizuje Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych oraz Bank Gospodarstwa Krajowego.
Premier Rosji Dmitrij Miedwiediew ogłosił w ubiegły czwartek, że jego kraj wprowadza zakaz importu owoców, warzyw, mięsa, drobiu, ryb, mleka i nabiału z UE, Stanów Zjednoczonych, Australii, Kanady i Norwegii. W ten sposób Rosja odpowiedziała na sankcje zastosowane wobec niej przez Zachód w związku z rolą Moskwy w konflikcie na Ukrainie. Rosyjski zakaz wszedł w życie w czwartek i ma obowiązywać przez rok.