Wybór strategii na kryzys sprawia kłopot ekspertom

Od wielu dni trwa budżetowy serial, kiepski serial. Do dywagacji nad tym, ile wyniesie deficyt budżetu państwa w roku przyszłym: 35, 50, 60 czy może 90 mld złotych, też już zdążyliśmy się przyzwyczaić.

Od wielu dni trwa budżetowy serial, kiepski serial. Do dywagacji nad tym, ile wyniesie deficyt budżetu państwa w roku przyszłym: 35, 50, 60 czy może 90 mld złotych, też już zdążyliśmy się przyzwyczaić.

Na przedostatniej stronie "PB" codziennie publikowana jest rubryka: Notowania. By zachować równowagę, nie popadać w czarnowidztwo i nie siać defetyzmu, redagujący ją autorzy przyjęli założenie, że zawsze jest jeden pozytywny i jeden negatywny bohater tej pozycji (notowania pierwszego rosną - drugiego spadają). W bohaterach negatywnych można przebierać jak w koszu z nadgniłymi gruszkami, natomiast od wielu miesięcy obserwuję rosnące trudności autorów ze znalezieniem pozytywnych bohaterów naszej rzeczywistości gospodarczej. Nie żeby ich nie było. Są, ale z reguły na poziomie przedsiębiorstw, niezbyt dużych, czyli na poziomie "pracy pozytywistycznej". Gorzej ze szczeblem wyższym i najwyższym, a już całkowity dramat ze szczeblem najwyższym połączonym z aparatem państwowym. Praktycznie każdego, np. według alfabetu, można w Notowaniach, na minus, zamieszczać każdego dnia. Niekwestionowanym liderem, już od wielu miesięcy, jest oczywiście minister finansów Jarosław Bauc, ale inni skutecznie depczą mu po piętach.

Reklama

Od wielu dni trwa budżetowy serial, kiepski serial. O jego rodowodzie pisaliśmy już wielokrotnie, do dywagacji nad tym, ile wyniesie deficyt budżetu państwa w roku przyszłym: 35, 50, 60 czy może 90 mld złotych, też już zdążyliśmy się przyzwyczaić. Tym bardziej, że codziennie z Ministerstwa Finansów nadchodzą nowe wieści i wielkości, coraz bardziej abstrakcyjne i coraz mniej wiarygodne. Jak się okazuje nie tylko dla nas, gazetowych odbiorców, ale również dla rządu, liderów partii koalicyjnych (chociaż coś takiego już nie istnieje, ale ktoś chyba rządzi) i opozycyjnych. Założenia do przyszłorocznego budżetu, przedstawione przez ministra Bauca kolegom ministrom, zostały przez nich "ze wstrętem" odrzucone. I trudno im się dziwić skoro, by ratować finanse państwa, zaproponował w nich m.in. zamrożenie waloryzacji emerytur i rent oraz płac w budżetówce, likwidację zasiłków rodzinnych oraz ulg od podatków osobistych, a wreszcie wprowadzenie podatku importowego. Kto, szczególnie w okresie przedwyborczym, kiedy wszyscy szczególnie intensywnie chcą być "zdrowi, piękni i bogaci", podpisze się pod tak niepopularnym programem. I chyba tylko temu należy zawdzięczać fakt, że w dyskusji zaczęły pojawiać się dotychczas zupełnie nie występujące wątki - mianowicie: dlaczego?

Dlaczego stan finansów publicznych jest tak katastrofalny?

Dlaczego minister finansów, ani nikt inny, nie sygnalizował wcześniej zbliżającej się katastrofy?

Dlaczego w programie oszczędnościowym szuka się najprostszych metod - zabierając tym, którzy i tak mają niewiele; podwyższając podatki tym, którzy i tak, jako nieliczni, je płacą?

Oraz, co równie istotne: kto za to wszystko odpowiada? Na odpowiedź na to pytanie można oczywiście jeszcze poczekać, bo nawet gdy pali się dom to najpierw trzeba go ugasić a dopiero później szukać podpalacza. Ale nie należy o tym zapominać.

Nerwy puszczają nie tylko inwestorom giełdowym, przeciętnym ludziom. Najbardziej zagubieni wydają się być eksperci, doradcy, politycy. Oto bowiem w poważnym telewizyjnym programie publicystycznym, na pytanie dziennikarki, kto najbardziej odczuje skutki katastrofalnego stanu finansów publicznych, gigantycznej dziury budżetowej, Ryszard Petru, jeden z najbardziej prominentnych działaczy Unii Wolności, odpowiada bez zmrużenia oka: ci, którzy do niej doprowadzili (czytaj AWS) i ci, którzy będą rządzić w przyszłości (czytaj SLD). Przyznam, że na moment odebrało mi mowę. Panie Ryszardzie, a zwykli ludzie. Ci, których renta nie zostanie zrewaloryzowana, ci, z budżetówki, którzy mogą zapomnieć o podwyżkach, ci, którzy za sprawą podatku importowego zapłacą więcej za soczek czy makaron, przedsiębiorcy, którzy mogą zapomnieć o obniżce podatków i świadczeń towarzyszących - o nich pan chyba zupełnie już zapomniał w ogniu politycznych batalii.

Może nie tak przerażająco, ale z pewnością bardzo zabawnie brzmią rady byłej szefowej Rady Polityki Pieniężnej i naszego banku centralnego, Hanny Gronkiewicz-Waltz. Otóż jej zdaniem RPP powinna po raz kolejny obniżyć stopy procentowe by ożywić słabnącą gospodarkę i przeciwdziałać stagnacji, a z deficytem budżetowym należy się uporać poprzez stanowcze i konsekwentne cięcie wydatków. Wszystko jest w porządku i z każdym słowem pani prezes się zgadzam. Tylko - mam dobrą pamięć. A pani prezes, jak się wydaje, zapomniała swoje słowa, że "podjęcie decyzji np. o obniżce stóp procentowych ma wpływ na koniunkturę gospodarczą po około sześciu miesiącach". Wszystko się zgadza i tylko warto chyba przypomnieć, że pani Gronkiewicz-Waltz właśnie niewiele ponad siedem miesięcy temu przestała przewodniczyć RPP (co więc wtedy stało na przeszkodzie), znana była raczej z podnoszenia a nie obniżania stóp procentowych, a jej główna filozofia wyrażała się w tezie, że RPP nie wyprzedza rzeczywistości, ale działa "ex post". Czyżby perspektywa londyńska, z fotela wiceprezesa Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, tak dalece zmieniała poglądy? Mam więc jeszcze kilku kandydatów do wyjazdu.



Założenia budżetu na rok 2002 (bez programu oszczędnościowego)

- deficyt budżetu państwa - 88,2 mld zł. (ponad 11 proc. PKB)

- dochody - 128,2 mld zł. (o ponad 15,5 mld zł mniej niż prognozowane - po zmianach - na ten rok)

- wydatki - 216,4 mld zł.



Program naprawczy finansów państwa

- ograniczenie wydatków budżetu w sumie o 34,2 mld zł

- zwiększenie dochodów łącznie o 23,5 mld zł, w tym ponad 10,1 mld zł. tylko z wprowadzenia podatku importowego



Założenia budżetu na rok 2002 (po wprowadzeniu programu oszczędnościowego)

- deficyt budżetu państwa - 35,3 mld zł (4,5 proc. PKB)

- dochody - 149,1 mld zł

- wydatki - 184,4 mld zł

- wzrost gospodarczy - 2,9 proc.

- średnioroczna inflacja - 5,1 proc.

- stopa bezrobocia - 18,2 proc.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: kryzys | serial | 50+ | Kłopot | deficyt | Rada Polityki Pieniężnej | ekspert | NAD
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »