Wynik lepszy od oczekiwań
Trzeba przyznać, że Telewizja Polska wraz z Pracownią Badań Społecznych przygotowały wczoraj wieczorem nieprzeciętny show. Kiedy wskaźnik frekwencyjny zaczął na ekranie przesuwać się w prawo, chyba cały - bez żadnej przesady! - kraj wstrzymał oddech.
Gdy stanęło daleko za połową, na 56,2 proc. (po dotarciu danych z końcówki głosowania odsetek ten jeszcze wzrósł), poczuliśmy przede wszystkim ogromną ULGĘ! Zanotowana w sobotę frekwencja 17,61 proc. naprawdę nie mogła nastrajać optymistycznie, albowiem elektorat z dużych miast oraz z tych środowisk, w których dostępność do komisji obwodowych była bliska i łatwa Ń w znacznym stopniu ăwystrzelał sięÓ już pierwszego dnia.
Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja na wsi, gdzie wyprawa do lokalu wyborczego najczęściej połączona bywa z udziałem w niedzielnej mszy. Okazało się jednak, że nastąpiło zmasowane natarcie na urny w ostatnich godzinach głosowania. Dzięki temu frekwencja zaskoczyła nawet takich optymistów, jak prezydent Aleksander Kwaśniewski, który marzył o 53 proc. z małym ułamkiem. Nigdy nie dowiemy się, w jakim stopniu frekwencja zwiększyła się dzięki referendum dwudniowemu Ń o 2-3 punkty proc., czy może jeszcze więcej.
Z kronikarskiego obowiązku przypomnijmy, iż pomysł dwóch dni głosowania jako pierwsza zgłosiła publicznie prof. Lena Kolarska-Bobińska, dlatego uprawnione jest nazywanie tego przepisu ălex KolarskaÓ. W panującej od wczoraj euforii zabrzmi to jak herezja, ale frekwencja wynosząca około 59 proc. jest ZWYCIĘSKA tylko na tle obaw o to, czy w ogóle przeskoczymy barierę 50 proc. (np. w moich prywatnych typach brakowało do końca kilku procent). Jeśli jednak porównamy ją z wynikami podobnych głosowań w państwach UE, a także uwzględnimy, jak ważną kwestię zbiorowo rozstrzygaliśmy - to okazuje się ona zastanawiająco NISKA. Przecież 7 i 8 czerwca ponad 40-procentowa część polskiego społeczeństwa dała wyraźny sygnał, że jest już kompletnie zrezygnowana i jest jej wszystko jedno! Socjologicznie bardzo ciekawie prezentuje się zaskakujący stosunek głosów na TAK i na NIE, układający się mniej więcej 79 do 21. W sondażach już wynik 75:25 uważany był za przesadnie optymistyczny. Jednak w referendum okazało się, iż akcesja Polski do UE zyskała niespotykany kredyt społecznego zaufania. Dlatego wielkim nieszczęściem byłaby frustracja prounijnego elektoratu i rozczarowanie trudnościami pierwszego okresu naszego członkostwa.Zatwierdzenie Traktatu Akcesyjnego drogą referendalną ma ogromne znaczenie dla budowania w Polsce społeczeństwa obywatelskiego, albowiem ewentualny powrót do parlamentarnej ścieżki ratyfikacji trudno było sobie wyobrazić. Sejm ma wyjątkowo niskie zaufanie publiczne, poza tym powszechnie oczekuje się skrócenia jego kadencji. W tym kontekście jego uchwała o zrezygnowaniu ze zwyczajnej drogi ustawowej i przekazaniu wyborcom podjęcia pokoleniowej decyzji w sprawie przystąpienia Polski do UE była naprawdę uczciwa. Całe szczęście, iż okazaliśmy się zbiorowo przygotowani do zagospodarowania tego prezentu i nie musieliśmy zwracać go ofiarodawcy. Niedzielne świętowanie trwało długo, ale poniedziałek jest już dniem roboczym, rozpoczynającym twardą batalię o lepsze, unijne jutro. W dzisiejszym wydaniu ăPBÓ przypominamy, jakie sprawy i jakie decyzje rząd Leszka Millera odkładał od wielu tygodni. Analizujemy, czy da sobie radę z tymi nabrzmiałymi problemami. Premier oczywiście zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji i dlatego postanowił uprzedzić konsultacje polityczne zapowiedziane przez prezydenta, przedstawiając własne propozycje na dzisiejszym posiedzeniu Rady Krajowej SLD. Zaczyna się epoka PO REFERENDUM.