Wyścig po czysty węgiel
Unia Europejska zamierza wydać na badania dotyczące czystych technologii węglowych miliardy euro. Wszystko jednak zależy od opłacalności inwestycji. Może się okazać, że nawet dobrze działająca instalacja nie zostanie wybudowana, bo produkowałaby zbyt drogi prąd.
Komu Unia Europejska przydzieli środki w ramach programu wspierania czystych technologii węglowych? Decyzję poznamy pod koniec roku. O wspólnotowe pieniądze starają się także polskie firmy. Nie będzie o nie łatwo, bo zainteresowanych unijną gotówką jest wielu.
- Jesteśmy najlepszym krajem do wdrażania czystych technologii węglowych. Aż 95 proc. energii elektrycznej w Polsce pochodzi z węgla. Dlatego chcemy uruchomić co najmniej dwie instalacje do wychwytywania i magazynowania dwutlenku węgla Carbon Capture and Storage (CCS) - powiedział wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak. Jednak te szczególne warunki Polski do stosowania technologii CCS nie oznaczają, że Unia da nam pieniądze. Konkurencja nie śpi.
Już ponad pół setki firm i konsorcjów zadeklarowało chęć budowy instalacji pilotażowych lub już je buduje.
Miliard do wzięcia
O tym, że technologie czystego zagospodarowania węgla to rozwiązania przyszłościowe, przekonani są niemal wszyscy specjaliści.
- Szeroka dostępność paliw kopalnych, w szczególności węgla, oraz fakt, że obecna infrastruktura sprzyja jego wykorzystaniu przy jednoczesnym wzroście popytu na energię, sprawiają, że w przewidywalnej przyszłości paliwa te będą nadal szeroko stosowane w produkcji energii - mówi Kari Kankaanpää, menedżer ds. klimatu Fortum. Jego zdaniem, stwarza to zarówno wyzwania, ale i pole do rozwoju inicjatyw mających na celu powstrzymywanie zmian klimatycznych. - Z tego powodu CCS jest ważną technologią, która powinna być aktywnie promowana i wprowadzana - twierdzi Kankaanpää.
Według szacunków Unii Europejskiej, może powstać około 50 projektów CCS. Niektóre już działają, inne są w fazie budowy (np. w naszym Bełchatowie), jeszcze inne przygotowane są już jako koncepcje, a część to dopiero luźne pomysły. Na razie liderzy Unii zaaprobowali przeznaczenie na projekty CCS 1,05 mld euro. Wiadomo już jak ta kwota zostanie podzielona.
I tak: pięć krajów (Wielka Brytania, Polska, Holandia, Niemcy i Hiszpania) otrzymają po 180 mln euro. Sto milionów dostaną na swój projekt Włosi, a 50 mln euro Francuzi. Jak podkreślają specjaliści, wsparcie finansowe otrzymają klasyczne projekty, czyli takie, w których wychwycony dwutlenek węgla zostanie zatłoczony pod ziemię. UE zdecydowała się na wybór tych konkretnych państw z kilku względów, m.in.: udziału i znaczenia energetyki węglowej, zasobów węgla czy możliwości zatłaczania pod ziemię CO2.
Dlatego na tej liście znalazła się na przykład Holandia, mimo że w jej bilansie energetycznym węgiel nie odgrywa poważnej roli. Ale za to posiada duże złoża gazu pod dnem Morza Północnego i może w przyszłości odgrywać ważną rolę jako kraj mogący zatłaczać w wyczerpane złoża spore ilości CO2.
Co ciekawe, na tej pierwszej liście nie znalazły się kraje skandynawskie. A przecież fiński Fortum testuje obecnie wychwytywanie CO2 w elektrociepłowni Värtan w Szwecji i przygotowuje się do projektu demonstracyjnego w elektrowni Meri Pori w Finlandii. Podobnie jest w przypadku szwedzkiego koncernu Vattenfall, który już wdrożył technologię w niemieckim projekcie Schwarze Pumpe.
Jednak kraje skandynawskie intensywnie uczestniczą w pracach na terenie innych krajów członkowskich i pośrednio z tych pieniędzy jednak skorzystają. Zresztą przedstawiciele skandynawskich firm nie ukrywają, że rozwój czystych technologii węglowych cieszy się ich poparciem.
- Popieramy plany Komisji Europejskiej dotyczące promowania i rozwoju projektów demonstracyjnych CCS, wsparcie finansowe takich projektów, zarówno z poziomu unijnego, jak i krajowego jest w pełni uzasadnione - dodaje Kari Kankaanpää. Wspomniany miliard euro to tylko część kwoty, jaką Unia Europejska chce przeznaczyć na rozwój CCS. Jakie kryteria będą decydowały o zakwalifikowaniu się projektów do finansowania ze środków unijnych? - Wciąż trwają prace nad ostatecznym wyglądem mechanizmu finansowania.
Komisja opublikuje kryteria. Pamiętajmy, że rozwiązanie nie jest przeznaczone wyłącznie dla energetyki. Czyste technologie węglowe mogą być przecież wdrażane przez inne branże, np. przez chemiczną - mówi Paalem Frisvoldem, prezes Bellona Europa, organizacji pozarządowej zajmującej się m.in. doradzaniem Komisji Europejskiej w kwestiach czystych technologii węglowych.
Na razie dominują projekty małe o stosunkowo mniejszym potencjale rozwoju. Przykładem takiego niejako klasycznego już w CCS rozwiązania jest mający zostać uruchomiony niedaleko Bordeaux jeszcze w pierwszej połowie tego roku projekt konsorcjum Total, Alstom, Air liquide. Przez dwa lata pod ziemię ma być zatłoczonych około 300 tys. ton CO2. W praktyce ten projekt niewiele się różni np. od bułgarskiego Martisa. On także zakłada wychwycenie CO2, a następnie przetransportowanie go rurociągami do podziemnego miejsca składowania.
Tego typu projektów jest już prawie pół setki. I tu tkwi słabość całej idei, bo zdaniem specjalistów, to oznacza dość ograniczone możliwości rozwoju.
Nic dziwnego, że prezes Frisvold z większym zainteresowaniem obserwuje te projekty, które oferują coś więcej niż tylko składowanie CO2. Przedstawiciele władz Unii Europejskiej nie ukrywają, że z technologii czystego wykorzystania węgla chcą stworzyć jeśli nie koło zamachowe Unii, to przynajmniej jeden z jego ważnych trybów.
Aby się to udało, potrzebne są znacznie bardziej zróżnicowane pomysły, które po wdrożeniu będzie można eksportować do innych państw. To powoduje, że np. nasz rodzimy projekt w Zakładach Azotowych Kędzierzyn, gdzie CO2 zostanie wykorzystany do produkcji metanolu, jest z pewnością w dłuższej perspektywie ciekawszy od wielu innych, tyle że obarczony wyższymi kosztami i ryzykiem.
Idea czy opłacalność?
Słabością projektów CCS jest konieczność zaangażowania dużej gotówki i - co tu kryć - wysokie ryzyko. Działająca instalacja w niemieckim Schwarze Pumpe kosztowała 70 mln euro. Przez pierwsze trzy lata eksperymentu, jak donosi MIT's Technology Review, będzie badana ekonomika procesów i efektywność odzyskiwania CO2 - czyli nastąpi liczenie kosztów. Do 2015 r. ma powstać instalacja komercyjna o mocy do 500 MW, a do 2020 r. blok energetyczny o mocy 1000 MW, o niemal zerowej emisji.
Wszystko jednak zależy od opłacalności inwestycji. Może się bowiem okazać, że nawet dobrze działająca instalacja nie zostanie wybudowana, bo produkowałaby zbyt drogi prąd. Właśnie wysokie koszty i niepewność co do przyszłości spowodowały, że niektóre projekty związane z CCS już zostały skreślone z listy. Co ciekawe, ostrożniej do sprawy podchodzą akurat te firmy, które na brak gotówki nie narzekają.
Jeden z gigantów paliwowych, koncern BP, zrezygnował z budowy elektrowni zeroemisyjnej w szkockim Peterhead. Jako powód podano małą perspektywiczność projektu i jego względnie duże koszty. Zresztą to nie jedyny skreślony przez BP projekt. Na południe od australijskiego Perth utworzone przez BP i Rio Tinto konsorcjum Hydrogen Energy miało wybudować instalację IGCC. Jednak zbyt wysokie koszty spowodowały, że mimo zapowiedzi rządowych o wsparciu inwestycji, konsorcjum wycofało się ze swoich planów.
Takich rezygnacji może być znacznie więcej. - Obecnie kluczowe jest zapewnienie środków finansowych na budowę instalacji. Mniejszych krajów nie stać na finansowanie inwestycji, a koncerny podchodzą do kwestii bardzo ostrożnie. Jeżeli co piąty planowany projekt zostanie rozpoczęty, należy to uznać za sukces - uważa Peter Nygland, współpracownik Carbon Capture and Storage Association skupiającej ponad 70 firm i organizacji zainteresowanych rozwojem czystych technologii węglowych.
Dariusz Malinowski