Wzrost płac to "tykająca bomba pod gospodarką". Czy musi wybuchnąć?
Ożywienie polskiej gospodarki nabiera kształtu i analitycy PKO Banku Polskiego prognozują, że wzrost PKB może rozpędzić się w tym roku do 3,7 proc. To przyspieszenie, po głębokiej zeszłorocznej stagnacji, nastąpi za sprawą silnego odbicia konsumpcji, możliwego dzięki wysokiemu wzrostowi płac. Ale uwaga - wzrost płac, to tykająca bomba, podłożona pod całą gospodarkę. Czy musi wybuchnąć, czy też jest szansa, żeby ją rozbroić?
- Nie przybywa powodów do bólu głowy, mamy do czynienia z poprawą otoczenia makroekonomicznego - powiedział na konferencji prasowej poświęconej prezentacji kwartalnych prognoz banku jego główny ekonomista PKO BP Piotr Bujak.
Analitycy PKO BP już kwartał temu głośno deklarowali, że "zapisali się do obozu optymistów". Teraz podtrzymali swoją prognozę wzrostu PKB w tym roku o 3,7 proc. i dodali do niej 3,8 proc. na przyszły rok. Podnieśli jednak prognozę wzrostu spożycia indywidualnego do 4,7 proc. z 4 proc., a obniżyli nakładów brutto w środki trwałe do 2,9 proc. z 5,2 proc. A to znaczy, że konsumpcja będzie najważniejszym w tym roku motorem wzrostu. Taką strukturę zapowiedziały już zresztą ogłoszone przez GUS wyniki za I kwartał tego roku.
- Zgodna z oczekiwaniami jest struktura wzrostu ciągniętego przez konsumpcję. Inwestycje mają dołek, ale jest on relatywnie płytki. Rekordowo rosną dochody gospodarstw domowych i jest to realny wzrost (...) Mamy stabilnie niską stopę bezrobocia, bardzo duży popyt na pracę, dzięki czemu rosną płace - mówił Piotr Bujak.
Właśnie wzrost wynagrodzeń będzie dodawał gospodarce skrzydeł, a z drugiej strony stanowi dla niej największe ryzyko. W I kwartale dynamika wynagrodzeń przyspieszyła silniej od oczekiwań, do 14,4 proc. rok do roku z powodu podwyżek w sferze budżetowej, a płace realne rosły w tempie ok. 10 proc. rocznie. To spowodowało podwyżkę prognoz dla kształtowania się płac w tym roku.
Analitycy PKO BP spodziewają się, że z powodu podwyżek w budżetówce i wzrostu płacy minimalnej wynagrodzenia w całej gospodarce narodowej będą rosły w tym roku średnio o 13,6 proc., silniej niż w sektorze przedsiębiorstw (11,4 proc.). Oczekują, że w przyszłym roku wzrost będzie już jednocyfrowy.
Ekonomiści PKO BP twierdzą, że inflacja pozytywnie zaskoczyła, jej spadek był głębszy niż oczekiwano (lokalne minimum wyniosło w marcu 2 proc. rok do roku), a potem dłużej niż zakładano utrzymuje się w pobliżu celu (w maju wyniosła 2,5 proc.). Wycofanie obniżki VAT na żywność od kwietnia nie spowodowało gwałtownego wzrostu cen, a wcześniejsze trendy dezinflacyjne okazały się silniejsze.
Mające nastąpić od lipca "odmrożenie" cen energii" będzie częściowe, w związku z czym nie "podbije" inflacji tak bardzo, jak szacowano to wcześniej. Dlatego analitycy PKO BP prognozują średnioroczną inflację w tym roku w wysokości 3,5 proc., a w grudniu 4,6 proc. licząc rok do roku. Potem, w I kwartale przyszłego roku wzrośnie do nieco poniżej 6 proc., żeby w grudniu przyszłego roku spaść do 3,3 proc. rok do roku, a więc znaleźć się poniżej górnej granicy dozwolonych odchyleń od celu. Zejście inflacji do celu to dopiero historia na kolejny rok.
- Spada niepewność regulacyjna (...) Widać, że efekt "odmrażania" i likwidowania tarcz będzie znacznie niższy niż spodziewała się Rada Polityki Pieniężnej (...) RPP będzie mogła powiedzieć, że już widzi inflację w celu - powiedziała Marta Petka-Zagajewska
Bardzo wyraźnie podbić inflację może natomiast dynamika płac. A tym samym może zdestabilizować gospodarkę. Analitycy PKO BP sądzą, że takie ryzyko się nie zmaterializuje.
- Zapanowanie nad dynamiką płac przesądzi o stabilności makroekonomicznej Polski - powiedział Piotr Bujak.
Ekonomiści PKO BP widzą szansę, że dynamika płac, pomimo dwucyfrowego realnego wzrostu w tym roku, zostanie opanowana. Galopadę płac, która skumulowała się w tym roku, napędziły dekretowane przez rząd PiS podwyżki płacy minimalnej, inflacja powodująca chęć "nadgonienia" wzrostu cen przez pracowników, brak rąk do pracy oraz koniczność wyrównania głębokiego realnego spadku wynagrodzeń w budżetówce, do którego doprowadził PiS. Wszystko to spowodowało bardzo silny, 10-procentowy wzrost jednostkowych kosztów pracy.
- Podwyżki płacy minimalnej są bardzo kosztowne dla nas pod względem konkurencyjności - powiedziała Marta Petka-Zagajewska.
Rząd w założeniach do projektu budżetu na przyszły rok zaproponował ograniczenie podwyżki płacy minimalnej do 7,6 proc. (wobec blisko 20 proc. przez ostatnie lata) oraz wzrost płac w sferze budżetowej o 4,1 proc. To powinno zmniejszyć presję płacową.
- Powinniśmy mieć mocniejszą presję płacową i wyższą inflację, ale ograniczenie podwyżki płacy minimalnej i podwyżek w sferze budżetowej oznacza, że jest bardzo duża szansa na spowolnienie wzrostu płac (...) To zepchnie w dół dynamikę jednostkowych kosztów pracy (...) do 2-3 proc. przy wzroście wydajności pracy i pozwoli obniżyć inflację do celu trwale - mówił Piotr Bujak.
- Propozycje rządu idą w dobrą stronę - dodał.
Jego zdaniem prognoza stopniowego spadku inflacji będzie aktualna, o ile dynamika jednostkowych kosztów pracy spadnie do "niskiego jednocyfrowego" poziomu i zostanie dogoniona przez wzrost wydajności pracy.
Pracowników na polskim rynku nie przybędzie, zapóźnienia inwestycyjne w gospodarce są dramatyczne i zmiana sytuacji krótkim czasie jest bardzo mało prawdopodobna, jedyne, co może dać szansę na powrót gospodarki do stabilności to wzrost wydajności tych, którzy w tej gospodarce pracują. Analitycy PKO BP są przeświadczeniu, że wzrostowi wydajności pracy będzie sprzyjał rozpoczynający się cykl wzrostowy polskiej gospodarki i rysująca się już poprawa sytuacji gospodarczej w strefie euro.
Jacek Ramotowski