Wzrost za cenę dewaluacji
Plan ratowania polskiej gospodarki Grzegorz Kołodko przedstawił jeszcze zanim został ministrem finansów. Jego podstawą jest dewaluacja złotego i wprowadzenie sztywnego kursu wobec euro, przyspieszenie wzrostu gospodarczego do 7%, wreszcie wzrost zatrudnienia, nawet kosztem powiększenia deficytu budżetowego.
Pierwszym posunięciem, które proponował - na łamach "Trybuny" i "Przeglądu" - Grzegorz Kołodko, była 15-proc. dewaluacja złotego wobec euro. Wtedy gdy pojawiła się ta propozycja, pod koniec maja, euro kosztowało 3,7904 zł, a dolar - 4,0924 zł. Zdaniem Grzegorza Kołodko, kurs euro po tej operacji powinien sięgnąć 4,35 zł za euro.
Najpierw pobudzić produkcję
Kolejnym etapem miało być wprowadzenie sztywnego kursu złotego wobec euro. Pozwoliłoby to uniknąć inflacji, gdyż po przejściowym jej wzroście o 1,5-2 pkt. proc. spadłaby do poziomu unijnego. Ta operacja z jednej strony spowoduje poprawę sytuacji eksporterów i dzięki wzrostowi ich konkurencyjności doprowadzi do ekspansji i "kilkunastoprocentowego tempa wzrostu eksportu". Z drugiej jednak strony spowoduje to podrożenie importu. Produkty zagraniczne przestaną być konkurencyjne wobec towarów rodzimych, co zwiększy produkcję krajowych wytwórców. Wzrost produkcji zwiększy też zatrudnienie.
Konieczne byłoby także zwiększenie deficytu budżetowego. Kołodko zwraca uwagę, iż przy wzroście produkcji o 5-7% gospodarka zacznie się dusić ze względu na kiepską infrastrukturę transportową i komunikacyjną. Konieczne są więc inwestycje infrastrukturalne, które w większości musiałby sfinansować budżet. Wymagałoby to m.in. zmiany jego struktury.
Wiele podobieństw
Wiele propozycji, sformułowanych przez Grzegorza Kołodkę, jest zbieżnych z tymi, które znalazły się w programie gospodarczym rządu albo pomysłami, które wcześniej prezentowali jego członkowie. Przykładem jest sama dewaluacja złotego - w połączeniu z polityką stóp procentowych - jest przedmiotem sporu, toczącego się od kilku miesięcy między bankiem centralnym i rządem. Ten ostatni w celu osłabienia złotego żądał interwencji na rynku walutowym, znacznych cięć stóp procentowych czy wręcz - jak zdradziła to ostatnio wiceminister finansów Halina Wasilewska-Trenkner - właśnie dewaluacji. Miało to poprawić sytuację eksporterów. Poza tym, rząd chciał usztywnienia kursu złotego w ramach parytetu, choć poprzedni minister finansów Marek Belka, wykluczał kurs sztywny. W programie gospodarczym rządu spory nacisk położono także na inwestycje infrastrukturalne.
Wprowadzenie w życie wizji Grzegorza Kołodki niesie jednak ze sobą sporo problemów. Przede wszystkim pod znakiem zapytania stoi dewaluacja złotego. Decyzje o kursie walutowym leżą w gestii banku centralnego i Rady Polityki Pieniężnej, która już raz się na nią nie zgodziła. Aby do niej doprowadzić, konieczna byłaby wymiana członków RPP albo drastyczne ograniczenie jej niezależności.
Pod znakiem zapytania stoi też zdolność polskiej gospodarki do zastąpienia produktów zagranicznych rodzimymi. Ten efekt na pewno wystąpi, jednak nie wiadomo, jak silny będzie, i jak szybko polskie firmy będą w stanie zaoferować krajowej produkcji np. mikroprocesory czy półprodukty farmaceutyczne. Jednak nominacja Grzegorza Kołodki oznacza, iż być może dowiemy się tego wkrótce.