Zabawa o niewesołych wnioskach
Ostatnio tak się porobiło, że o ocenie polityka kończącego swoją "służbę publiczną" decydują nie dokonania, ale opinia: ile zdążył zepsuć. Jeżeli niewiele, to znaczy, że był dobry. Jeżeli nic - bardzo dobry, (ale to sytuacja tylko hipotetyczna).
Trudno oprzeć się więc refleksji, że ten Kaligula, mianując swojego konia senatorem, nie tak całkiem był chory psychicznie. Bo co taki koń może zepsuć? Najwyżej coś stłucze, rozdepcze albo nabrudzi. To się sprzątnie i już. Po innych sprzątanie jest znacznie trudniejsze.
Ponad 80 proc. naszych czytelników nie akceptuje działań stylu sprawowania władzy obecnego rządu Leszka Milllera, opinię tę podziela prawie 60 proc. Polaków (według badań Pentora). Ale skoro nasi parlamentarni przedstawiciele mają swoją odrębną opinię, nie ubłagana jest arytmetyka sejmowa, i rząd ten jeszcze porządzi, postanowiliśmy zwrócić się do ludzi gospodarki (ekonomistów, przedsiębiorców, analityków) z propozycją zabawy: "zrób sobie rząd".
Jak się robi rząd? To bardzo proste. Bierze się kapelusz, wrzuca do niego losy z wypisanymi nazwiskami ludzi, którzy przyjdą nam do głowy, starannie miesza, a później losuje. Pierwszy wylosowany to premier, następny - minister finansów, i w kolejności: gospodarki, skarbu państwa i infrastruktury. Dalej to już wszystko jedno, kto się gdzie trafi. Nie wiem czy właśnie taką metodą wyłaniali kandydatów uczestnicy naszej zabawy, ale chyba nie, bo albo zbyt poważnie potraktowali całą sprawę (a wiadomo przecież, że i tak rządzi Leszek Miller), zabrakło im poczucia humoru, albo mają zbyt mało znajomych.
W efekcie na premiera wytypowali trzech kandydatów, jednego, który już był, i dwóch, którzy prawie byli i naprawdę mogą być. Cieszy jednak, że znalazł się ktoś, kto chciał zaimportować Jose Aznara z Hiszpanii. Podobnie z wyborem ministra finansów, w której to kategorii bezapelacyjnie zwyciężył ekspresyjny i atrakcyjny, jak talerz pomidorowej z ryżem, Leszek Balcerowicz. W pozostałych kategoriach było podobnie.
Skoro więc jest tak dobrze, że obracamy się wokół tych samych ludzi, to dlaczego jest tak źle? Myślę, że jednak przydałoby się nieco (a może nawet dużo) więcej odwagi. Nie tylko w marzeniach.