Zakłócenia na rynku ropy uderzą w Azję

Na ograniczeniu dostaw ropy z Arabii Saudyjskiej najbardziej może ucierpieć Azja - Japonia, Korea, Indie. To te kraje są w największym stopniu uzależnione od zakupów z tego kierunku. Krajowy koncern paliwowy PKN Orlen zapewnia, że ma zabezpieczone dostawy surowca. Spółka planuje dalszą dywersyfikację dostaw. Wkrótce odbierze transport z Nigerii.

Po poniedziałkowych wstrząsach rynki próbują na chłodno analizować sytuację na rynkach ropy. Kluczowe jest teraz, jak szybko uda się uruchomić pełną produkcję w zakładach należących do Saudi Aramco. Analitycy ING szacują, że zapasy wystarczą na mniej niż 26 dni eksportu surowca. Z kolei dodatkowa podaż z kartelu OPEC+ nie jest w stanie wypełnić luki - może wynieść najwyżej 800-900 tys. baryłek dziennie.

Przywrócenie produkcji nie będzie łatwe

Ubytek w produkcji saudyjskiego koncernu po sobotnich atakach wynosi 5,7 mln baryłek dziennie. Eksperci z branży naftowej oceniali wcześniej, że Arabia Saudyjska może wznowić część wstrzymanej produkcji ropy w ciągu kilku dni, ale potrzebuje tygodni, by przywrócić pełne moce.

Reklama

Na rynku pojawiają się jednak coraz częściej informacje, że powrót do pełnych zdolności produkcyjnych może zająć sporo czasu ze względu na złożoność tamtejszych instalacji. Saudyjscy urzędnicy twierdzą, że zakłócenia są poważne, a ich naprawa może potrwać tygodnie a nawet miesiące.

Analitycy ING wskazują, że przedłużenie postoju spowodowałoby wzrost ceny ropy Brent znacznie powyżej 70 dol. za baryłkę, a być może do blisko 80 dol, gdyby przerwa w produkcji trwała od trzech do czterech tygodni. Obecnie kosztuje ona około 68 zł.

Zakładając jednak nawet scenariusz pozytywny, w którym Saudyjczycy uporają się z naprawą instalacji w miarę sprawnie, cena ropy raczej nie wróci do poziomów sprzed ataków. Pozostanie uwzględniona jakaś premia za ryzyko.

Po raz kolejny rynek pokazał, że potrafi być nieprzewidywalny. Wydawało się nam, że wiemy, na czym stoimy. Od dłuższego czasu mówiło się wyłącznie o utrzymującej się nadpodaży surowca. Rosła produkcja w USA, ceny ropy spadały, zwiększały się zapasy, a kraje OPEC+ ograniczały produkcję, by stymulować ceny. Mówiło się o powolnym odchodzeniu od paliw kopalnych na rzecz elektromobilności. Wydawało się, że to będą wyzwania, z którymi będziemy mierzyć się w przyszłości. Gwałtowny zwrot zmienił jednak całkowicie sytuację, serwując rynkom kolejną lekcję pokory.

Najbardziej ucierpi Azja

Ograniczenia w produkcji Arabii Saudyjskiej dotkną najbardziej kraje takie jak Japonia, Korea czy Indie, w dużym stopniu uzależnione od dostaw z tego kierunku. Japonia, Korea Południowa czy USA przygotowują się do uruchomienia swoich rezerw strategicznych, jeśli wystąpi taka potrzeba.

Krajowy koncern PKN Orlen poinformował Interię, że jest w stałym kontakcie z Saudi Aramco. "Dostawy surowca do rafinerii grupy Orlen są zabezpieczone. Oprócz kontraktów długoterminowych realizujemy dostawy z różnych kierunków" - poinformowało portal biuro prasowe spółki. "Najbliższy transport ropy zostanie dostarczony pod koniec września z Nigerii. Wkrótce będziemy informować o kolejnych dostawach z innych kierunków" - podaje firma.

Koncern zapewnia, że cały czas monitoruje sytuację na rynkach ropy naftowej, również w kontekście ostatnich zdarzeń w Arabii Saudyjskiej. Zaznacza jednak, że jest zbyt wcześnie, by jednoznacznie wskazać, jak perturbacje rynkowe przełożą się na rynek ropy w najbliższych miesiącach. PKN zastrzega, że aktualne wydarzenia "nie stanowią ryzyka zmian w strukturze podaży paliw na polskim rynku" i nie powinny wpłynąć na wzrost cen w najbliższym czasie.

Płocka firma w marcu tego roku podpisała umowę ze spółką zależną Saudi Aramco na dostawę do 800 tys. ton saudyjskiej ropy. Dostawy miały być realizowane w ciągu sześciu miesięcy. Spółka zapowiadała, że spodziewa się sześciu ładunków, które - zgodnie z umową - miały być dostarczane od maja do października tego roku.

Za wszelką cenę utrzymać eksport

Rynki oczekują, że Saudyjczycy będą za wszelką cenę dążyć do utrzymania eksportu na w miarę bezpiecznym poziomie, nawet kosztem ograniczenia dostaw do własnych rafinerii. W takiej sytuacji Arabia Saudyjska musiałaby kupować na rynku większe ilości benzyny, oleju napędowego, czy paliwa lotniczego. Wszystko po to, by wywiązać się z dostaw ropy do innych krajów. Możliwe też, że zostanie zwiększona produkcja na innych polach w tym kraju.

Pozostaje jeszcze surowiec zgromadzony w magazynach. Według danych Kpler, firmy analitycznej zajmującej się rynkami towarowymi, Saudyjczycy mają poniżej 100 mln baryłek ropy w dostępnych na rynku zapasach. Zapas może wyczerpać się w ciągu około miesiąca. Opróżnienie magazynów mogłoby wprowadzić rynki w stan jeszcze większej nerwowości.

Realne jest też zwiększenie produkcji ropy przez Stany Zjednoczone. Obecnie eksportują one ponad 3 mln baryłek ropy dziennie. Część analityków szacuje, że wolumen ten w obecnej sytuacji może zostać zwiększony do ponad 4 mln baryłek.

Zakłócenia będące efektem sobotnich ataków w Arabii Saudyjskiej, zalicza się do jednych z największych nagłych w historii. Mocniejszych nawet niż po napaści Saddama Huseina na Kuwejt w 1990 r. Międzynarodowa Agencja Energii ocenia, że straty na rynkach ropy z powodu zakłóceń w dostawach są silniejsze niż w 1979 r., podczas rewolucji islamskiej.

Monika Borkowska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ropa naftowa | ceny ropy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »