"Żałujemy, że nie załapiemy się na postojowe"
Ilona i Witek na krakowskim Prądniku prowadzą Galerię Da Capo, gdzie budują, remontują i sprzedają instrumenty muzyczne, katarynki, a oprócz nich piękne "drewienka". Witek zajmuje się także strojeniem i remontem mechanizmów fortepianów. Ich biznes zatrzymał się nagle 13 marca, choć galeria jest wciąż otwarta. "Tarcza antykryzysowa" okazała się dziurawa.
Jacek Ramotowski, Interia: - Świadczycie wiele dość skomplikowanych i niszowych usług bardzo wielu różnym klientom. Teoretycznie taka dywersyfikacja działalności powinna uzbroić biznes w odporność na kryzys. A jak było?
Witek: - Wszystko zatrzymało się praktycznie jednego dnia, 13 marca.
Opowiedzcie na czym polega działalność waszej firmy, bo to dość nietypowe.
Witek: - Prowadzimy jednoosobową firmę. Jestem nią ja. Moja żona jest osobą współpracująca. Płacimy w związku z tym dwa pełne ZUS-y. Moja działalność polega na budowaniu i strojeniu instrumentów.
Ilona: - Witek buduje klawesyny, klawikordy według dawnych, historycznych koncepcji "inżynierów dźwięku", odtwarza stare fortepiany, remontuje organy, a oprócz tego tworzy katarynki, małe pianina czyli "gracze", cymbałki.
Witek: - Ilona to ozdabia, a oprócz tego wytwarza drewienka, różne przedmioty użytkowe. I wszystko to maluję.
I wszystko nagle się skończyło?
Witek: - 13 marca ostatni raz stroiłem instrument w klubie jazzowym. Od północy klub został zamknięty, a koncert, który miał się odbyć w sobotę, już się nie odbył. Na początku marca przyjąłem jeszcze zlecenie na remont mechanizmu pianina z terminem na 25 marca.
I zrobiłeś to zlecenie?
Witek: - Tak, ale to zlecenia od klubu, który też został zamknięty, więc mechanizmu do pianina nie potrzebuje. Uzgodniliśmy z właścicielem klubu, że w bliżej nieokreślonej przyszłości wstawię wyremontowany mechanizm do instrumentu i wystawię mu fakturę. Ale jemu w zasadzie jest na rękę, żebym mechanizmu nie wstawiał i nie wystawiał faktury, bo może nie ma z czego zapłacić. On nie ma instrumentu, a ja nie mam pieniędzy.
Ilona: - Po wprowadzeniu lock downu w marcu Witek dostał jeszcze jedno zlecenie, od studia nagrań. Dwie godziny od zamówienia zadzwonił organizator i powiedział, że nagranie zostało odwołane, bo miało w nim uczestniczyć więcej niż pięć osób.
Możecie w związku z tym dostać pomoc z "tarczy antykryzysowej"?
Witek: - Możemy skorzystać ze zwolnienia z ZUS na trzy miesiące. To będzie faktycznie spora ulga.
Ilona: - Wczoraj wysłaliśmy wniosek pocztą. Udało nam się wydrukować formularz zanim system się zawiesił. Ale elektronicznie już się go złożyć nie dało.
Potwierdzam. Próbowałem w środę dostać się na stronę ZUS. Był "Error 500". A "postojowe"?
Witek: - Chyba nie mamy szans. Jeśli chodzi o zlecenia, luty jest zwykle słabszym miesiącem. Poza tym ludzie w zimie nie stroją instrumentów, wielu z nich czeka na zakończenie sezonu grzewczego. Dlatego w lutym przyjąłem remont mechanizmu, nad którym pracowałem do początku marca i wtedy wystawiłem fakturę. I to mnie zgubiło.
Dlaczego?
Witek: - Żeby można było uzyskać postojowe trzeba wykazać, że w marcu w stosunku do lutego przychód był mniejszy o 15 proc. Ale ponieważ fakturę za luty wystawiłem na początku marca, mój przychód za marzec był mniejszy zaledwie o 7 proc., choć zlecenia skończyły się 13 marca jak nożem uciął. Nie załapiemy się zatem na postojowe.
Ilona: - Na szczęście nie mamy pracowników. Gdybyśmy mieli wobec nich zobowiązania, musielibyśmy natychmiast zamknąć interes. W tym sensie mamy szczęście, że jesteśmy samodzielni.
Skoro nie będziecie mieli przychodów, możecie za miesiąc wystąpić o postojowe.
Witek: - O ile wiem w ustawie jest mowa o spadku przychodów w marcu w stosunku do lutego, a nie ma mowy o tym, co będzie w kwietniu.
Cały czas macie koszty?
Witek: - Telefony, terminal płatniczy, czynsz, prąd i podatki miejskie od nieruchomości. Na razie mają zostać przesunięte do maja, a to ok. 1000 zł rocznie. Ubezpieczenie lokalu to kolejne 800 zł rocznie.
Spodziewasz się jakichś zleceń?
- Raczej nie. Dopóki imprezy artystyczne nie mogą się odbywać niepotrzebne są instrumenty. Szkoły są pozamykane, domy kultury, kluby, nawet studia nagrań. Myślę, że szkoły zaczną działać jeśli to tylko będzie możliwe. Ale nie wiem, czy kluby się podźwigną. Czy nie zbankrutują.
Bankructwa jednych mogą pociągnąć za sobą bankructwa innych? A wasz sklep? Udaje się wam coś sprzedać?
Witek: - Przychodzimy codziennie do pracy ale nikt niczego nie kupuje.
Ilona: - W lutym w galerii było bardzo dużo ludzi. A od 12 marca już nikt nie wszedł do sklepu. Zupełnie to rozumiem - ludzie się boją zarazić, załatwiają podstawowe potrzeby - co innego kupić chleb, mleko, a co innego pianino lub malowanego motyla z drewna. Do Da Capo nie wchodzi się na klika sekund, tylko żeby pobyć, pooglądać. Trzeba trochę czasu tu spędzić. Niektórzy przychodzą wypróbować instrument, nawet na nim pograć. To się zupełnie zmieniło.
A zamówienia przez Internet?
Witek: - To nas właśnie chyba najbardziej nas zdziwiło. Zamówienia przez Internet też jakby zamarły. Jak się otwiera pocztę, jest pusta. Jakby świat się zatrzymał.
Rozmawiał Jacek Ramotowski