Zamieszanie po dymisji prof. Belki
Jaki powinien być następca prof. Belki? Uważamy, że powinien to być kandydat niezależny, który będzie w stanie zahamować rozrzutność poszczególnych resortów.
Polski świat finansowy zaszokowała wtorkowa decyzja wicepremiera i ministra finansów prof. Marka Belki, który zrezygnował z zajmowanego stanowiska. Na konferencji prasowej decyzję swoją argumentował następująco: "motywy mają charakter osobisty. Uznałem, że po ośmiu miesiącach mój potencjał energetyczny wypalił się". Jednak większość analityków nie dała wiary tym wypowiedziom i podsycała atmosferę szukając odpowiedzi na pytanie: dlaczego prof. Belka odszedł? Natychmiast pojawiły się pytania: kto zostanie jego następcą i co wówczas stanie się z polską gospodarką?
Najprawdopodobniej nie poznamy prawdziwego powodu rezygnacji prof. Belki. Sądzimy jednak, że powodem odejścia ministra finansów była świadomość niepowodzenia realizacji programu gospodarczego, który zakładał obejmując stanowisko, a którego nie udało mu się zrealizować w obecnych warunkach. Podczas omawiania budżetu na rok 2003 okazało się, że większość ministrów chce zwiększyć wydatki swoich resortów, nie dając jednoznacznej odpowiedzi, skąd pozyskać na to pieniądze. Minister zdrowia Marek Łapiński zaproponował na przykład, by za niektóre leki krajowe emeryci i renciści płacili tylko złotówkę. Zdaniem ministra, różnica w cenie powinna zostać pokryta z zasobów Regionalnych Kas Chorych. Wziąwszy pod uwagę, że większość konsumentów leków w Polsce to właśnie emeryci i renciści, zastanawiające jest skąd Kasy miałyby zdobyć pieniądze na takie dofinansowanie. Propozycja ta wydaje się tym bardziej zaskakująca, że niedawno minister Łapiński opowiedział się za likwidacją Kas Chorych. Czyżby państwo musiało dopłacać do produkcji leków w Polsce? A co z dopłatami do produkcji węgla, stali, alkoholi itd. Na tle wszystkich tych wydarzeń zrozumiała wydaje się decyzja prof. Belki o odejściu z rządu.
Jaki powinien być następca prof. Belki? Uważamy, że powinien to być kandydat niezależny, który będzie w stanie zahamować rozrzutność poszczególnych resortów. Powinien także być wiarygodny dla rynków finansowych, a opracowany przez niego plan gospodarczy musi zyskać akceptację innych członków Rady Ministrów. Większośc kandydatów zgłoszonych na "dziennikarskich giełdach" bądź nie spełnia tych warunków, bądź nie ma szans na akceptację premiera czy prezydenta.
Nowy minister finansów zastanie przygotowany przez prof. Belkę budżet, deficyt budżetowy przewidziany na poziomie 43 mld zl oraz wydatki liczone na zasadzie tegorocznego poziomu powiększonego o inflację i jeden punkt procentowy. Biorąc pod uwagę kandydatury można domniemać, że budżet na 2003 r. będzie niejednokrotnie modyfikowany. Palącym problemem jest także tegoroczny budżet. Tempo jego realizacji nie jest niepokojące, ale biorąc pod uwagę różne pomysły (takie jak m.in. pomysł ministra Łapińskiego), niski poziom ściągalności podatków (ze względu na nieskuteczność urzędów skarbowych) oraz recesję, która przyczyniła się do zmniejszenia przychodów wielu przedsiębiorców i wzrosty bezrobocia dochody Skarbu Państwa z CIT i PIT będą raczej marne. Może więc okazać się, że nowy minister będzie musiał dokonać nowelizacji budżetu także za 2002 r.
Zadania, które stoją przed nowym ministrem nie są łatwe. Tym bardziej, że nadejścia ożywienia gospodarczego nie widać. Nowy minister będzie musiał starać się zrealizować przedwyborcze obietnice SLD, jakimi były: naprawa finansów państwa, usprawnienie działania państwa oraz walka z bezrobociem. Wszystko to nie obędzie się bez "ofiar". Czy nowy minister będzie miał dość odwagi, by to zrealizować? Czy uzyska poparcie swoich kolegów, a przede wszystkim premiera? Bez tego na naprawę sytuacji w naszym kraju nie można liczyć.