Zapłacą 760 tys. zł i zwolnią
780 tysięcy złotych netto jest gotowa zapłacić telewizja publiczna firmie, która ma zaproponować plan redukcji zatrudnienia w TVP. Sławomir Siwek, wiceprezes TVP, szacuje, że ze spółki będzie musiało odejść nawet 800-900 osób z prawie 4,8 tys. obecnie zatrudnionych - podaje "Dziennik". Do przetargu zgłosiło się kilka firm, jedna z nich swoje usługi wyceniła nawet na prawie 3,5 mln zł. Dlaczego telewizja publiczna jest gotowa wydać prawie milion złotych, skoro musi szukać oszczędności?
- Chcemy skorzystać z usług firmy konsultingowej, żeby ta spojrzała z zewnątrz na zatrudnienie w TVP i przygotowała plan restrukturyzacji, nie ulegając naciskom, o które na Woronicza nietrudno - tłumaczy Sławomir Siwek. Jego zdaniem każdy z czterech członków zarządu będzie musiał znaleźć w podległych sobie działach ok. 200 etatów, które trzeba zlikwidować. Czyli zwolnienia dotkną wszystkich: centralę w Warszawie i oddziały regionalne TVP, dziennikarzy i osoby pracujące w produkcji telewizyjnej oraz pracowników administracji.
Jak się dowiedział "Dziennik", firma, która wygra ten przetarg, swój plan ma przedstawić zarządowi do akceptacji pod koniec tego roku. Zwolnienia mają rozpocząć się w 2009 roku. Przedtem w telewizji rozpoczną się negocjacje ze związkami zawodowymi, których w telewizji publicznej jest ponad 30.
- Zarząd tłumaczy, że zwolnienia są konieczne, bo w przyszłym roku nie będzie już dochodów z abonamentu - mówi jeden z telewizyjnych związkowców. Narzeka, że zwolnienia zamienią się w polityczną rozgrywkę. - Zarząd będzie chciał pokazać ministrowi skarbu, że w obliczu mniejszych wpływów nie jest bezczynny i jednak coś robi - dodaje rozmówca gazety. Rzeczywiście władze telewizji nie ukrywają, że zwolnienia wiążą się z likwidacją abonamentu, którą od stycznia przyszłego roku planuje wprowadzić rząd.