Zawiła moralność rynków
W okresie paniki sytuacja zachęca do tego, by popełnić oszustwo w celu uratowania skóry.
"Kryzysy handlowe i finansowe ściśle wiążą się z transakcjami, które wykraczają poza granice prawa i moralności. Można mówić o paralelizmie skłonności do popełniania oszustw i padania ich ofiarą oraz skłonności do spekulacji w okresie boomu. W okresie krachu i paniki, sytuacja jeszcze bardziej zachęca do tego, by popełnić oszustwo w celu uratowania własnej skóry. Sygnałem wywołującym panikę często bywa ujawnienie, jakiegoś oszustwa, kradzieży czy malwersacji".
Wbrew pozorom, powyższy cytat nie został wypowiedziany w ostatnich dniach jako podsumowanie wydarzeń na rynkach finansowych. Pochodzi on z pracy Ch.Kindlebergera, której pierwsze wydanie ukazało się w 1976. Tytuł pracy "Szaleństwo, panika, krachy. Historia kryzysów finansowych" to dość szczegółowa historia rynków w ciągu ostatnich 300 latach. Historia o tyle specyficzna, gdyż opisuje mniej przyjemne aspekty działania rynków. Spore miejsce zajmuje w niej sprawa różnych mniej lub bardziej wyrafinowanych malwersacji.
Studium Kindlebergera pokazuje, iż to czego jesteśmy świadkami w ostatnich miesiącach nie jest ani, niczym nowym ani zaskakującym. Jego diagnoza sprawdziła się wręcz w stu procentach - euforie na rynku i późniejsze załamanie zwiększają skłonność jego uczestników do działania poza prawem. Przypadek Enronu, Andersena, Tyco, WorldCom to po prostu kolejny rozdział w historii. Za kilka lat będzie czytało się te historie z zainteresowaniem tym większym, że będzie można powiedzieć - pamiętam to.
Wiele mówi się o tym, że ostatnie oszustwa to choroba amerykańskich spółek, że na szczęście nie dotyczy to Europy. Niestety mam poważne wątpliwości, czy tak jest faktycznie. W USA, jeśli oszustwo zostaje wykryte, to prasa jak najszybciej stara się ujawnić wszystkie jego aspekty. Co więcej interwencjonizm państwa jest znacznie mniejszy, niż w Europie, co powoduje że klapy są bardziej spektakularne. Czy ktoś zastanawiał się, gdzie są pieniądze wydane na UMTS. Czy w ogóle ktoś jeszcze pamięta, jak wielkie zyski wiązano z tą technologią (i jak wielkie pieniądze wydano na licencje). Gdy prezes Vivendi kupił mieszkanie na Manhattanie, za 17 mln dolarów, kurs akcji spółki, którą kierował spadł dość szybko z 60 euro na 30. Nie jest to oczywiście pomyłka księgowa o 4 mld dolarów, jak w przypadku WorldCom, ale kto wie, co zaskakującego znajduje się we francuskich spółkach. Gdy padał niemiecki Holzmann, banki będące wierzycielami i akcjonariuszami tej ogromnej firmy starały się bagatelizować sprawę.
Nie inaczej jest na rynku polskim. Tu również panuje model europejski - z reguły jedyna kara, jaka spotyka spółki publiczne to spadek ceny ich akcji. Jest to jednak kara, która dotyczy wyłącznie akcjonariuszy. Zarząd z reguły pełni swoje funkcje, nierzadko odbiera nagrody, a z całą pewnością pensje. Sposoby działania zarządów polskich firm publicznych doprowadziły do inicjatywy zwanej powszechnie "ładem korporacyjnym". Chodzi o to by zebrać w jednym miejscu zasady postępowania, które ogólnie można określić, jako etyczne. I tu pojawił się kolejny paradoks, bo na rynku pojawiły się dwa projekty kodeksu "ładu korporacyjnego", zaś ich twórcy spierają się o pierwszeństwo. W tym kontekście pozwolę sobie zacytować jeszcze raz Ch.Kindelbergera: "w reakcji na rozpowszechniający się cynizm, szkoły biznesu i prawa zaczęły na coraz szerszą skalę wprowadzać zajęcia z etyki, tak jakby moralność była czymś, czego można się nauczyć i stosować jak algebrę".