Apple: Czym będzie jabłko bez Adama?
"Śmierć jest prawdopodobnie najważniejszym wynalazkiem życia. Usuwa stare, by utorować drogę nowemu. Teraz, wy jesteście tym 'nowym', jednak pewnego dnia, stopniowo sami staniecie się 'starym', odsuniętym na bok" /Steve Jobs/
Kiedy w 1853 roku Ignacy Łukasiewicz odpalił pierwszą lampę naftową, jej światło rozświetliło "postromantyczne mroki" rozpoczynając bujny okres w sferze nauki i komunikacji. W 1876 zadzwonił telefon autorstwa Bella i ludzkim głosem obwieścił światu, że oto nadszedł czas na zmiany, a w 1885 Benz odpalił benzynowy samochód i przyspieszył "wjazd" w nową erę. Żeby było miło i niesamowicie - w 1885 Berliner uruchomił gramofon, dziesięć lat później bracia Lumiere skonstruowali kinematograf, a co by ulżyć mózgowi w kalkulacji - w 1930 roku powstała analogowa maszyna licząca, natomiast Duńczyk Ole Kirk Christiansen wymyślił klocki Lego...
Przez kolejne lata powstało wiele ważnych wynalazków, maszyn - "małych i dużych", powstała bomba atomowa, różne zabawki i cenne narzędzia. Wtem, w 1955 r. urodził się Steve Jobs - mistrz, twórca i szef firmy, której produkty sygnowane jabłuszkiem zdominowały branżę IT - i za sprawą swoich 313 patentów zmienił ludzkie postrzeganie świata, dając początek nowej generacji - stuningowanego macczłowieka, przez co na zawsze wpisał się do światowej historii rewolucjonistów technologicznych.
Wszystko miało być inaczej. Matka Steve'a nie oczekiwała przyjścia na świat geniusza. To była niewygodna wpadka dla ambitnej studentki. Zdecydowała się oddać dziecko do adopcji. Chciała, by wychowała go rodzina wykształconych intelektualistów. Z przydziału na liście trafił do średniozamożnej, typowej amerykańskiej familii sklepikarzy, która obiecała zagwarantować mu serce i wyższą edukację, na miarę możliwości ludzi żyjących na przedmieściach, w małym, kwadratowym domku na kredyt.
Dotrzymali słowa. Został przyjęty na renomowaną uczelnię (Reed College w Portland), ale nie zagrzał tam miejsca na dłużej. Przez pół roku ze "słodyczą" lekkomyślnego studenta marnotrawił okupione ciężką pracą oszczędności rodziców. Sumienie nie pozwalało mu dłużej żyć w ten sposób. Postanowił zrezygnować z oficjalnych studiów, choć zupełnie nie wiedział, co ze sobą zrobić. W kraju panowała wietnamsko-hipisowska zawierucha, Zimna Wojna i gorące, kalifornijskie odloty. Trzeba było sobie radzić.
Steve zgolił fryzurę "na zero" i rozpoczął życie ascety, wolnomyśliciela, który w imię przetrwania własnego żołądka para się zbieractwem puszek po coca-coli wartych pięć centów od sztuki. W celu dogłębnej kultywacji swojego świata duchowego związał się z ruchem religijnym Hare Krishna, skupiającym wówczas śmietankę alternatywnego "towarzystwa dobrej karmy" początku lat siedemdziesiątych.
Przez te trzy "boskie" lata uczęszczał na rozmaite kursy na zasadzie "wolnego słuchacza". Szczególne umiłowanie odnalazł w kursie kaligrafii, który uświadomił mu, w czym tkwi źródło i doskonałość wszelkiego projektowania - w typografii. Czuł wtedy, że coś drgnęło w jego życiu. Intuicja podpowiadała mu, żeby szedł dalej, przed siebie.
Osiadł na dobre w słonecznej Kalifornii. Zapisał się na kurs komputerowy, gdzie bliżej poznał się ze Stevem Wozniakiem, co w niedalekiej przyszłości miało odegrać znaczącą rolę. Wozniak vel Woz okazał się świetnym hakerem, a Steve szybko załapywał elektroniczne triki i miał nosa do formy. Jednak póki co, Jobs nie miał wielkich planów. Zatrudnił się jako technik w firmie Atari, rozwijał się duchowo, eksperymentował z psychodelikami i skrupulatnie odkładał pieniądze na wycieczkę do Indii, żeby się oczyścić, "otworzyć strzemiączko" i wspiąć na kolejny level.
W pielgrzymce po azjatyckich rubieżach towarzyszył mu przyjaciel z krótkiego okresu studiów - Daniel Kottke, który później był pierwszym, oficjalnie zatrudnionym pracownikiem w firmie Apple. Jej początki to późne lata siedemdziesiąte, kiedy Steve wraz z Wozem postanowili rozpocząć działalność w garażu przy domu rodzinnym Jobsów.
Zobacz galerię zdjęć Steve'a Jobsa
Konstruowanie pierwszego komputera osobistego było naprawdę osobistym przeżyciem. Przez kilka miesięcy żyli w tym garażu. Wiedzieli, że to jest to, rock'n'roll! Wtedy, jak wspomina po latach Jobs, uświadomił sobie, że "dopiero z perspektywy czasu zaczynasz łączyć pewne wydarzenia, które wtedy nie miały większego znaczenia i były przypadkowe, zaś ostatecznie stworzyły doskonałą całość". Tak docenił choćby wspomniany kurs kaligrafii, który pomógł mu określić estetyczną wizję komputerów przyszłości. Nazwał to przeznaczeniem, jakkolwiek w sukcesie nie pomogła mu "niewidzialna ręka", ale ciężka praca.
Pierwszy Macintosh kosztował demoniczną kwotę - 666 dolarów i 66 centów. Nie trzeba było długo czekać na efekty. Dziesięć lat później firma Apple zatrudniała cztery tysiące pracowników, a jej wartość rynkowa była szacowana na 2 mld dol. W 1984 Magazyn "Times" określił dzieło Jobsa Maszyną Roku.
Będąc teoretycznie na szczycie, a na pewno w momencie wzlotu obiecującego złote góry, Steve Jobs nieoczekiwanie upadł z piedestału - w 1985 roku został zwolniony przez zarząd firmy, której był protoplastą. Żeby było dramatyczniej, trzeba dodać na marginesie, że bezpośrednią przyczyną jego odejścia był człowiek przez niego zatrudniony i promowany - John Sculley. Świat Jobsa został odwrócony w jednej chwili do góry nogami.
Nóż w plecy to jednak za mało, żeby położyć twardego geniusza. Nie miał najmniejszego zamiaru emigrować z Krzemowej Doliny. Założył firmę NeXT, a wkrótce później kolejną - Pixar Animation Studios (w studio Pixar powstał pierwszy film animowany wykonany w całości techniką komputerową - "Toy story" w 1996 roku stał się kinowym hitem, w 2006 roku firmę Pixar wykupiła wytwórnia Walta Disneya).
Życie prywatne Jobsa również kwitło, poznał kobietę swojego życia, założył rodzinę i rósł w siłę, gdy w tym samym czasie komputer Macintosh stał się drugorzędnym produktem dla wybrednych grafików, przegrywając z hukiem batalię o pierwszeństwo na rynku z królem PC - Billem Gatesem. Steve Jobs nie zapomniał przez te jedenaście lat o stworzonej na początku kariery firmie, jak twierdzi - to była jego pierwsza miłość, która cały czas trwała, a on walczył o jej względy. W 1996 roku Apple wykupiła NeXT, której osiągnięcia stały się podstawą w odbudowie wizerunku firmy, a Steve Jobs powrócił na stanowisko głównodowodzącego w glorii i chwale ponownego zwycięzcy.
Od tej chwili cały czas był w natarciu - z powodzeniem przeprowadzając rewoltę na rynku komputerów. W zasadzie zaczęło się od 2001 roku, kiedy to świat poznał po raz pierwszy iPoda, potem pojawiły się wynalazki, jak iTunes, iPhone i wiele innych multifunkcjonalnych urządzeń o niewielkich rozmiarach, które na zawsze zmieniły naszą percepcję - szczególnie w dziedzinie designu, komunikacji i muzyki cyfrowej. Macowskie komputery osobiste jednoznacznie zdominowały branżę, Microsoft i Dell są teraz bez porównania słabsze. Mac ma swój oryginalny styl i w powszechnej opinii jest niezawodny. Ponadto, wszystkie produkty Apple - telefony, tablety, iPody, iPady, czy zwykłe MacBook'i są ze sobą kompatybilne, co powoduje, że kupując jeden produkt myślisz już o zakupie kolejnego. Jak mówi Jobs - "Ludzie nie wiedzą czego chcą dopóki im tego nie pokażesz". On pokazał.
Spektakularny sukces okazał się niczym w obliczu informacji, która brzmiała jak wyrok śmierci - rak trzustki. Steve Jobs dowiedział się o tym w 2004 roku, ale nie zamierzał się poddawać. Gdy miał siedemnaście lat przyjął za pewnik, że jeżeli będzie traktował każdy dzień tak jakby był to jego ostatni dzień, wtedy wszystko się ułoży. Przez następne kilkadziesiąt lat codziennie rano spoglądał w lustro i zanim rozpoczął dzień, pytał sam siebie, czy dzisiaj aby na pewno zrobi to, co zrobiłby w ostatnim dniu życia. Przeżył, rak został usunięty. Kiedy w 2008 roku agencja informacyjna Bloomberg przez pomyłkę opublikowała jego nekrolog, Wall Street zadrżało.
"Financial Times" przyznał mu tytuł Człowieka Roku 2010, a renomowany tygodnik "Barron's" uznał go za najdoskonalszego dyrektora wykonawczego na świecie. Był miliarderem i niekwestionowaną ikoną współczesnej elektroniki, tego już nic nie zmieni. Niektórzy porównują go z Thomasem Edisonem, Fordem, czy też sławnym wynalazcą Polaroida - Edwinem Land'em, który starał się pogodzić ideę sztuki z biznesem.
Bez względu na splendor, 24 sierpnia roku Steve Jobs obwieścił światu, że odchodzi z firmy Apple. "Zawsze mówiłem, że jeżeli kiedykolwiek nadejdzie dzień, w którym nie będę mógł dłużej sprostać obowiązkom i oczekiwaniom jako CEO Apple'a, będę pierwszym, który was o tym poinformuje. Niestety ten dzień właśnie nadszedł" - powiedział.
Spekuluje się, że decyzja o odejściu została podjęta ze względu na pogarszający się stan zdrowia, jednak niektórzy dopatrują się w tym przewrotnej polityki firmy, sądząc, że Steve nadal pozostanie u steru, ale będzie szarą eminencją, wkraczającą na scenę w kluczowych momentach.
Następcą Jobsa jest Tim Cook (dotychczasowy dyrektor operacyjny). Cook przyznaje, że Jobs jest niezastąpiony i nie zamierza pretendować do bycia drugim Stevem, ale godnie wykonywać swe obowiązki, czyli utrzymywać pozycję firmy na szczycie giełdowych wartości. Ponadto twierdzi, że jak przystało na poważną korporację, Apple ma żelazny plan do wykonania na całą dekadę, dlatego nie ma powodu do paniki, że bez Jobsa nie dadzą rady. O sukcesie ma zadecydować solidna praca całego zespołu, a mocnych punktów w nim nie brakuje, o czym choćby świadczy obecność Jonathana Ive'a, człowieka odpowiedzialnego za design, projektanta iPada, iPhone'a oraz iPoda, które cały czas sprzedają się znakomicie, podobnie zresztą jak smartfony oraz tablety.
Z pewnością firmie Apple nie grozi bankructwo. Biorąc pod uwagę aktualny majątek i zdecydowany rozwój, który w dużej mierze jest zasługą mistrza, Apple stał się przykładem analizowanym w podręcznikach do ekonomii, które stymulują umysły młodego pokolenia - używającego iPoda zamiast zeszytu.
Steve Jobs na odchodnym powiedział: "Wierzę, że najlepsze i najbardziej innowacyjne dni Apple są jeszcze przed nami. Oczekuję możliwości obserwowania i uczestniczenia w nich w nowej roli".
Michał Mądracki