Łagodna zima pomaga sfinansować świąteczne wydatki

Tak jak i przed rokiem zima może nie zdążyć na święta. Póki co zapotrzebowanie na ciepło jest o ponad 14 proc. niższe niż historyczna średnia. Jeśli sytuacja taka utrzyma się do maja, to w domowym budżecie może zostać nawet kilkaset złotych - wynika z szacunków Lion's Banku.

Jak szacuje forma Deloitte, statystyczna polska rodzina wyda na świąteczne prezenty 575 zł. Wydatek ten pomoże w tym roku sfinansować łagodna zima. W jaki sposób? Cieplejsza aura za oknem oznacza niższe zapotrzebowanie na ciepło, czyli niższe rachunki za ogrzewanie.

Jak wynika z szacunków Lion's Banku, w Warszawie dotychczasowe zapotrzebowanie na energię cieplną jest o ponad 14 proc. niższe niż średnio w latach 1980-2004. Jest to jeden z niewielu plusów faktu, że tym roku znowu trudno spodziewać się śniegu podczas Gwiazdki.

Niższe zużycie to niższe rachunki

Zapotrzebowanie na ciepło było niższe niż standardowe w każdym z trzech pierwszych miesięcy sezonu grzewczego (od września do listopada). Na podstawie dotychczasowych danych z okresu od września do listopada można szacować, że zapotrzebowanie na ciepło było o 14,3 proc. niższe niż średnio w latach 1980-2004.

Reklama

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Póki co, potrzebowaliśmy też mniej ciepła niż w ubiegłym sezonie grzewczym (w badanym okresie o 7,7 proc.). Oczywiście trzeba pamiętać, że przed nami jeszcze 6 miesięcy korzystania z kaloryferów, z czego jeden statystycznie najchłodniejszy (styczeń), wiele może się więc jeszcze zmienić.

Zaoszczędzić mogą nawet korzystający z droższego gazu

Zakładając jednak, że tegoroczny sezon grzewczy pozostanie łagodny (jak dotychczas), można liczyć na to, że za ogrzewanie zapłacimy wyraźnie mniej. I tak za ogrzanie 50-metrowego mieszkania w nieocieplonej "wielkiej płycie" zapłacić trzeba będzie niecałe 2,4 tys. zł, czyli o prawie 400 zł mniej, niż gdyby zima nie obchodziła się z nami łagodnie.

Jeszcze więcej zaoszczędzić mogą posiadający 150-metrowy dom z lat 90. Utrzymanie się zapotrzebowania na ciepło na niższym poziomie do końca sezonu grzewczego spowodowałoby, że za ogrzewanie gazem trzeba byłoby zapłacić 4,5 tys. zł (o 750 zł mniej), wykorzystując węgiel poniosłoby się koszty w kwocie 2,8 tys. zł (o 470 zł mniej), a korzystając z usług przedsiębiorstwa grzewczego ponad 3,1 tys. zł (o 520 zł mniej).

Czy rachunki będą jednak niższe niż zeszłoroczne? Łagodny początek zimy daje nadzieję, że tak. Jak wspomniano wcześniej, zapotrzebowanie na ciepło było w pierwszych trzech miesiącach sezonu grzewczego o 7,7 proc. niższe niż przed rokiem. Gdyby stan ten się utrzymał, to nawet osoby ogrzewające dom gazem (wg GUS błękitne paliwo zdrożało o 5 proc. rok do roku) mogą zapłacić mniej niż przed rokiem.

Niższe rachunki mogą też trafić do osób korzystających z ogrzewania z sieci miejskiej (ta zdrożała wg GUS o około 2 proc. r/r). Jeszcze większe szanse mają na to osoby ogrzewające dom, korzystając z opału (spadek cen o 1 proc. r/r) i energii elektrycznej (spadek cen o 2 proc. r/r).

Znamy już także decyzje w sprawie zmian cen w przyszłym roku. URE po zatwierdzeniu nowych taryf szacuje, że przeciętne gospodarstwo domowe zapłaci za prąd o 1,8 proc. więcej. Niewielkiego spadku stawek mogą spodziewać się za to odbiorcy detaliczni gazu.

W jaki sposób oszacowane zostało zapotrzebowanie na ciepło?

Wbrew pozorom jest to łatwe zadanie. Wystarczą dokładne dane o panujących na zewnątrz temperaturach. Jak bowiem dowodzi - na łamach portalu ogrzewnictwo.pl - mgr inż. Józef Dopke, w sposób liniowy zużycie gazu do ogrzania pomieszczeń zależy od liczby "stopniodni". Jest to miara pokazująca, o ile stopni Celsjusza dziennie średnia temperatura za oknem jest niższa od tej optymalnej, która nie wymaga używania grzejników. W poszczególnych rejonach świata stosuje się różne sposoby obliczania liczby "stopniodni". Zgodnie z metodologią Eurostatu, ważne są dwa poziomy temperatury - 15 i 18 stopni. Przy obliczaniu "stopniodni" pod uwagę brane są tylko takie dni, w których za oknem panuje mniej niż 15 stopni Celsjusza (średnia z temperatury maksymalnej i minimalnej danego dnia). Liczbę "stopniodni" określa się wtedy, licząc, o ile za oknem jest ich mniej, niż wtedy, gdy słupek rtęci dochodzi do 18 stopni Celsjusza. Korzystając z tej metodologii, można obliczyć, że od początku września (tradycyjnie uważanego za początek okresu grzewczego) do końca listopada, łączna liczba "stopniodni" wyniesie w Warszawie 706,2. W analogicznym okresie poprzedniego sezonu grzewczego było to 764,7 "stopniodni". Biorąc natomiast pod uwagę średnią z 25 lat (od 1980 r.) w tym samym czasie liczba "stopniodni" powinna wynieść 866,5. Oznaczałoby to, że póki co zużycie ciepła może być o 14,3 proc. niższe niż wynikałoby ze średniej i o 7,7 proc. niższe niż w analogicznym okresie przed rokiem.

Zaprezentowane powyżej obliczenia są wynikiem wielu założeń. W konkretnych przypadkach koszty ogrzewania mogą się znacznie różnić. O ich wysokości decyduje bowiem wiele czynników, takich jak na przykład: indywidualne przyzwyczajenia użytkownika ciepła, lokalizacja nieruchomości, ekspozycja na światło, przenikalność przegród, cena paliwa grzewczego i sprawność instalacji.

Bartosz Turek

Lion's House
Dowiedz się więcej na temat: zima | ogrzewanie | Łagodna | nieruchomości
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »