Paraliż inwestycyjny w budownictwie

Firmy budowlane wolą zrywać kontrakty i realizować te, które przynoszą im wyższy zysk. Samorządowcy wolą anulować przetargi, niż zgodzić się, że budowa więcej kosztuje. Tymczasem Unia Europejska grozi wysokimi karami, jeśli nie wypełnimy na czas zobowiązań.

Firmom realizującym wielkie kontrakty inwestycyjne coraz częściej opłaca się zapłacić kary umowne niż kontynuować przynoszące straty budowy. Takie przypadki miały już miejsce m.in. w Katowicach i w Rudzie Śląskiej.

- Popyt na usługi budowlane znacznie przewyższa podaż. To powoduje, że firmy są w uprzywilejowanej sytuacji i mogą przebierać w kontraktach, wybierające te, które są im w stanie zagwarantować pewny zysk - mówi Szymon Junkiewicz, analityk rynku budowlanego w firmie badawczej PMR.

Samorządowcy tymczasem zrzucają winę na firmy budowlane. Twierdzą, że to ich bezpardonowa walka o zamówienia powoduje, że przetargi zamieniają się w koszmar.

- Nie ma przetargu, od którego wyniku jego uczestnicy nie składaliby odwołań i domagali się jego unieważnienia - mówi Marek Skrzypek, pełnomocnik ds. realizacji projektu w Podhalańskim Przedsiębiorstwie Komunalnym.

Czas tymczasem ucieka

Efektem jest wielki paraliż inwestycyjny. Rząd od kilku miesięcy zapowiada ogromne inwestycje infrastrukturalne. Tymczasem mnożą się patologie, które je opóźniają. Najbardziej widoczne zaniedbania są w drogownictwie, ale jest obszar, będący inwestycyjną Polską w pigułce - projekty związane z ochroną środowiska. Przed Polską stanęło olbrzymie zadanie, jakim jest przygotowanie w ciągu pięciu lat obiektów związanych z EURO 2012. By nie doszło do kompromitacji w oczach świata, musimy szybko nauczyć się, jak i skutecznie prowadzić duże inwestycje infrastrukturalne. Oprócz rosnących kosztów inwestycji, które zachęcają firmy budowlane do zrywania kontraktów - wina jest po stronie urzędników, którzy mnożą zezwolenia i boją się podejmować decyzje, obawiając się oskarżeń o korupcję.

Każdy miesiąc opóźnienia przy galopujących cenach materiałów budowlanych i robocizny powoduje, że rosną koszty inwestycji. Realna jest więc groźba, że najważniejsze projekty nie zostaną ukończone, bo po prostu zabraknie na nie pieniędzy.

Jak zmieniają się warunki

Unia Europejska wymusza na nas jak najszybsze dostosowanie systemów kanalizacyjnych, oczyszczalni ścieków czy też wysypisk śmieci do norm unijnych. Daje na to miliardy euro i grozi wysoki karami, jeśli nie wypełnimy na czas naszych zobowiązań.

- Najpoważniejszym problemem, z którym borykają się samorządy, jest wzrost kosztów, który doprowadził do tego, że zaczyna im brakować pieniędzy na zakończenie inwestycji - mówi Krzysztof Walczak, rzecznik Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW).

Najbardziej spektakularnym przykładem tego jest rozbudowa oczyszczalni ścieków Czajka w Warszawie. Przetarg został unieważniony w marcu, ze względu na ogromną rozbieżność pomiędzy oczekiwaniami miasta a firm budowlanych. Konsorcjum Budimex Dromex złożyło ofertę na 766 mln euro, a Warbud - 853 mln euro. Tymczasem miasto ma na ten cel tylko ok. 250 mln euro i, co najważniejsze, musi je wydać do 2010 roku. Jeśli nie uda się miastu do tego czasu zakończyć inwestycji, poniesie około 2,5 mld zł straty z tytułu unijnych kar i utraconych dotacji.

- Koszty inwestycji były określane kilka lat temu. Gdy doszło do realizacji inwestycji, okazało się, że na rynku jest coraz mniej wykonawców zainteresowanych kontraktem o takich parametrach - mówi Marek Olejnik z Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Rzeszowie.

Rzeszów i tak miał jednak dużo szczęścia, bo udało się znaleźć wykonawcę, który zgodził się wykonać modernizację wodociągów za minimalne wyższe wynagrodzenie niż to zapisane w pierwotnych kosztorysach (22 mln euro). Ale już druga oferta w przetargu była o połowę wyższa. Mimo to przedsiębiorstwo musiało wyłożyć brakujące 2 mln zł z własnej kieszeni.

Takich przypadków jest więcej. NFOŚiGW, który pożycza pieniądze samorządom na finansowanie wkładu własnego niezbędnego do rozpoczęcia inwestycji, do końca maja na ten cel wydał prawie 1,7 mld euro (300 mln euro więcej niż zakładano).

Żale firm wykonawczych

Jeden z klientów Marka Biłyka, właściciela firmy doradczej EKO-GEO Consulting, musiał aż cztery raz powtarzać procedurę przetargową zanim udało mu się wyłonić wykonawcę. Tymczasem im wolniej jest realizowana inwestycja, tym większe są jej koszty.

Wiele samorządów mimo pozyskania pieniędzy z Unii przez kilka lat nie potrafiło rozpocząć projektów.

- Są samorządy, które przez trzy lata od podpisania memorandum finansowego (decyzji o przyznaniu unijnej dotacji - przyp. red.) nie mogły rozpocząć inwestycji, właśnie ze względu na przedłużające się procedury przygotowawcze i przetargowe - mówi Marek Biłyk.

Tak było w przypadku Chorzowa, który pod koniec 2003 roku dostał 22,3 mln euro dotacji unijnych. Jak tłumaczy Jacek Gabor, prezes Chorzowsko-Świętochłowickiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji, najpierw przez rok trwało delegowanie inwestycji na spółkę komunalną. Kolejne pół roku przedsiębiorstwo straciło, bo jego dokumenty zgubiły się w Warszawie. I okazało się, że inwestycja, która mogła rozpocząć się w 2004 roku, wystartowała dopiero w 2006.

Reklama

Opinie

Leszek Ceran
dyrektor Oddziału Infrastruktura w Hochtief Polska


Proces przygotowania inwestycji w Polsce trwa tak długo, że projekty, których start miał nastąpić w tym roku, będą opóźnione. Wynika to z małej sprawności działania urzędów odpowiedzialnych za wydawanie kluczowych dla inwestycji decyzji. Poważnym ograniczeniem jest także prawo zamówień publicznych, które nie jest dostosowane do dużych projektów. Urzędy, chcąc przyśpieszyć zamówienie, dają firmom za mało czasu na złożenie ofert, a oferenci potrzebują czasu, by starannie oszacować koszty. Skutkuje to składaniem wielu pytań. Ich ilość powoduje, że zamawiający musi wciąż przesuwać termin złożenia ofert i zamiast przyśpieszenia ma opóźnienie. Rekordzista dostał ponad 650 pytań.

Jacek Kosiński
prawnik z kancelarii Wierzbowski Eversheds


Cały czas borykamy się z istotnymi problemami dotyczącymi braku miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Bez planów realizacja wielu inwestycji jest utrudniona, a nawet może okazać się niemożliwa ze względu na konieczność uzyskania wielu uzgodnień i decyzji w procedurze ustalania warunków zabudowy i zagospodarowania terenu. Tutaj istotną przeszkodą jest powszechne niedotrzymywanie terminów załatwiania spraw administracyjnych. Ten problem dotyczy praktycznie wszystkich spraw, dla których załatwienia prawo przewiduje terminy instrukcyjne. Ich przekroczenie nie wiąże się z istotnymi konsekwencjami dla opieszałych organów.

Mariusz Gawrychowski

Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: paraliż | budowlane | firmy | budownictwo | przetargi | samorządowcy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »