Rośnie bańka spekulacyjna - wzrosty cen mieszkań w Hongkongu zwolniły na chwilę
Najnowsze dane ministerstwa zajmującego się badaniem cen sugerują już, że kupujący w Hongkongu postanowili pompować rynkową bańkę dalej. I tak w maju br. za mieszkania o powierzchni nieprzekraczającej 40 m kw. trzeba było płacić równowartość aż... 71 tys. zł za każdy metr. Jest to wynik aż o 19 proc. wyższy niż w analogicznym okresie rok wcześniej.
Co warto podkreślić najmniejsze hongkońskie mieszkania są najtańsze, bowiem im większy metraż lokalu, tym trzeba za każdy metr płacić więcej. I tak przeciętny lokal o powierzchni od 70 do 100 m kw. został w maju sprzedany za równowartość ponad 86 tys. zł w przeliczeniu na metr, a największe nieruchomości (ponad 160 m kw.) rynek wycenił na prawie 120 tys. zł za m kw. i jest to średnia, a więc najdroższe nieruchomości mogą być wycenione nawet kilkukrotnie wyżej.
Jakby tego było mało szacunki wspomnianego ministerstwa dotyczą powierzchni liczonej po zewnętrznym obrysie mieszkania. Przy uwzględnieniu polskiej metodologii podane wyżej ceny byłyby oszacowane wyraźnie wyżej, bo nad Wisłą do powierzchni lokalu nie wlicza się obszaru zajmowanego przez ściany zewnętrzne i wewnętrzne mieszkania.
O tym, że na hongkońskim rynku mamy do czynienia z nienaturalną sytuacją może też świadczyć fakt, że jeszcze 10 lat temu za mieszkania płaciło się tam prawie 4 razy mniej niż dziś. Jedynym racjonalnym powodem dla takich zmian cen jest potężny popyt, a raczej palący niedobór mieszkań.
Rządzący robią wiele, aby zahamować szalone wzrosty cen. Póki co udaje im się to w ograniczonym zakresie. Rynek nie reaguje jeszcze na spowolnienie gospodarcze, niską opłacalność wynajmu, rosnącą podaż nowych mieszkań, uwolnienie nowych obszarów pod zabudowę, prowadzenie dodatkowych podatków, utrudnienia w dostępie do kredytów hipotecznych czy zbliżające się podwyżki stóp procentowych. Większość obserwatorów jest jednak zgodna, że nagromadzenie tych czynników w końcu przeleje czarę goryczy i doprowadzi do przeceny.