Panama Papers - gra o dyslokację "rajów podatkowych"
Ujmując rzecz możliwie lapidarnie w tzw. aferze Panam Papers nie chodzi o likwidację rajów podatkowych, ale o zmianę ich geograficznej dyslokacji. To kolejna odsłona wieloletniej batalii o nisko opodatkowany międzynarodowy kapitał. USA są dziś w praktyce największym rajem podatkowym na planecie. W ostatnim rankingu rajów podatkowych przygotowanym przez TJN są na trzecim miejscu za Szwajcaria i Hongkongiem. Jednak już za 1-2 lata mogą być na pierwszym miejscu.
Co tak naprawdę legło u źródeł rozpętania kolejnej awantury z rajami podatkowymi w tle? Spróbujmy na wstępie odpowiedzieć na kwestię nieco prostszą, a mianowicie: czego się z tej rzekomo sensacyjnej, opisanej w dwóch odsłonach afery nie dowiemy?
Otóż nie łudź się Czytelniku, iż otrzymałeś jakąś szczególną prawdę o rajach podatkowych, ponieważ dziennikarstwo pozostające na usługach korporacji nie ujawni prawdy o swoich chlebodawcach korzystających od lat z tych rajów. Motywem uruchomienia afery Panama Papers nie jest zohydzenie rajów podatkowych jako takich, ale zniszczenie wizerunku tych istniejących, aby kapitał popłynął w innym kierunku. To jedynie misterna gra wielkich politycznych i gospodarczych aktorów z udziałem służb specjalnych i usłużnych mediów. Raje podatkowe to świadomie wybrane pole zmagań, na którym ścierają się interesy wielkich gospodarek.
Natychmiast po ujawnieniu rzekomej afery rozmaite media i środowiska stawiają sobie podobne do naszego pytania i próbują na nie odpowiedzieć w interesujący, a nawet niekiedy zaskakujący sposób. Dla komentatorów Al Jazeera afera Panama Papers to kolejny dowód na zgniliznę kapitalizmu w jego zachodnim wydaniu (C.J Polychroniou z 6.04.2016). Świat globalnego kapitalizmu to świat niesprawiedliwości podatkowej i podkopywania demokracji. Ciekawe o jaką demokrację chodzi mediom zależnym od emiratu Kataru? Zdaniem Al Jazeery szokiem dla opinii publicznej musiało być ujawnienie przy okazji tej sprawy nazwisk prezydentów Rosji, Argentyny czy Ukrainy. O święta naiwności!!! Ale istotnie, jeśli na półwyspie Arabskim Putin uchodził za wzorcowego demokratę to trudno się dziwić takiej reakcji. Konkluzja komentatora jest już nieco mniej kontrowersyjna i można z nią po części się zgodzić: nie o kryzys globalnego systemu podatkowego tutaj chodzi, ale o kryzys globalnego ładu i przywództwa.
Środowisko amerykańskich wojskowych i weteranów, w imieniu którego głos zabrał "Veterans Today", nie ma wątpliwości, że prawda o Panama Papers jest wyjątkowo nieprzyjemna, ale wygarnia ją bez ogródek: "Panama Papers jest oszustwem, prawdziwe dokumenty przekazano do Mossadu, organizacji prowadzącej sprawę, która teraz ma w rękach brud na jeszcze więcej ludzi i więcej mocy, aby z tego nieprzyjemnego świata uczynić miejsce jeszcze ciemniejsze i obrzydliwsze. Jest tym, czym było i jest Wikileaks". I dalej jednoznacznie stwierdza, iż brudy świata będą chronione, ponieważ tzw. dziennikarstwo śledcze to zespoły, które zajmują się wybielaniem takich nazwisk jak Netanjahu i Bush, Cheney i Guiliani, Hollande i Blair, Kasich i Snyder, Gingrich i Romney, a zwłaszcza Romney. Pismo deklaruje, iż zna największych graczy w aferze Panama Papers, a ich lista nie rozpoczyna się od ojca Davida Camerona czy oficjeli FIFA. Prawdziwa lista zaczyna się od Bain Capital i Mitta Romney`a, a następnie rodziny Walton ze sławnym Walmartem, kanadyjskiego Bronfmans czy amerykańskiego biznesmena Sheldona Adelsona. Jednak w opinii "Veterans Today" najbardziej warte opublikowania byłyby nazwy kilku tysięcy firm, które wiążą świat karteli narkotykowych z amerykańskimi przywódcami politycznymi, w tym członkami Kongresu, gubernatorami stanowymi, burmistrzami miast, członkami Sądu Najwyższego USA i kilkoma byłymi prezydentami USA.
Można powyższe opinie traktować poważnie lub z przymrużeniem oka, ale warto wiedzieć, iż istnieje spora część opinii publicznej, która nie wierzy, iż Panama Papers miała na celu ujawnienie jakiejś prawdy o rzeczywistych skandalach polityczno-gospodarczych współczesnego świata. I trudno się z nią nie zgodzić, jeśli się dość dokładnie przyjrzeć tzw. "poważnym publikacjom" mainstreamowych mediów i powielanym przez nie mitom. Jakie to są mity?
Mit pierwszy: wiedza wypływająca z afery Panama Papers jest szokująca dla opinii publicznej.
Taka teza, a raczej pobożne życzenie, z uporem maniaka jest lansowane przez media tzw. głównego nurtu, najbardziej poprawne polityczne, lecz w istocie najbardziej zakłamane. Proszę tylko zwrócić na manipulację rodzimej "Gazety Wyborczej" (10.05.2016), która budując napięcie wokół Panama Papers posuwa się do takiego oto stwierdzenia: "...Pełna lista 200 tys. osób i firm została opublikowana w poniedziałek 9 maja w Internecie. Choć oczywiście wiele ze znajdujących się tam osób to żadni przestępcy". Czy Państwo wyczuwają fałszerstwo? Otóż nie "wiele", ale przytłaczająca większość osób - klientów kancelarii to żadni przestępcy!!!
To co opublikowano w ramach śledztwa ICIJ trudno nazwać wiedzą, a tym bardziej szokującą czy porażającą. Bo czyż porażające są informacje iż Putin, Poroszenko, Xi Jinping czy inni dyktatorzy tzw. państw bandyckich lokowali pieniądze w rajach podatkowych? Ależ wolne żarty!! A przecież niewiele więcej ujawniono, chociaż zapowiadano na początku taką piękną aferę!! Nie należy spodziewać się jakieś ożywczej prawdy o zachodnim kapitalizmie. Brudne sekrety zachodnich korporacji pozostaną niepublikowane. Można oczekiwać uderzeń w Rosję, Iran i Syrię i kilka niewiele znaczących zachodnich krajów jak Islandia. Opisy działań jakichś szemranych osobników w rodzaju Martina Frankela czy Siemiona Mogilewicza, naprawdę robią wrażenie tylko na naiwnych. Podobni ludzie działają pod wszystkimi szerokościami geograficznymi, nie tylko w rajach. Konsorcjum ICIJ opublikowało wszystko tzn. 95%, czyli tak naprawdę nic nie opublikowało, ponieważ te 5% dotyczy ich samych lub korporacji powiązanych, wywiadów, chronionych polityków itp. Na tych 5% rękę położyły służby specjalne.
Craig Murray, aktywista obrony praw człowieka, były brytyjski ambasador w Uzbekistanie i były rektor Uniwersytetu w Dundee, posuwa się jeszcze dalej utrzymując, iż Guardian czy BBC mają oczywiście dostęp do pełnej bazy danych kancelarii panamskiej, ale zwykły czytelnik jej nie zobaczy. Chronią same siebie przed wypływem wrażliwych informacji, rzucając opinii publicznej tylko te dokumenty, które najwyżej dotyczą podmiotów łamiących sankcje ONZ. Nie można zapomnieć Guardianowi, iż wybiórczo traktował kopie plików E. Snowdena i posługiwał się nimi według wskazówek MI6.
Na dzień dzisiejszy pewne jest jedno: to, co dzisiaj widzimy (czy czytamy) z materiałów Panama Papers jest i będzie tym, co media korporacyjne chcą abyśmy widzieli. Reszta stanie się potencjalnym materiałem do szantażu.
Mit drugi: afera Panama Papers, a co za tym idzie raje podatkowe, rodzą określone implikacje dla bezpieczeństwa światowego. Podobną bzdurę sformułował doskonale, skądinąd, zorientowany w sprawach wywiadowczych i bezpieczeństwa portal intelNews.org. Ale sekundują mu inni. W tej narracji najpierw stawia się nieprawdziwą diagnozę jakoby Panama Papers ujawniło ogromny proceder unikania płacenia podatków na światową skalę. Mówi się o bezprecedensowym zjawisku (!!!), które bezpośrednio zagraża przetrwaniu państwa opiekuńczego, jakie pojawiło się po II wojnie światowej. Otóż afera ta nie ujawniła niczego, o czym opinia publiczna nie była w różnych okresach już informowana.
Pamięć medialna jest krótka. Skala unikania podatków jest na ogół szacowana przez różne ośrodki z dużym marginesem błędu. Nawet jeśli przyjąć za prawdziwe zgromadzone w rajach kwoty wahające się pomiędzy 20 a 30 bln USD to - jak wskazywaliśmy w ślad za znanymi ekspertami - gdyby od tych pieniędzy pobrano jednorazowo podatek na poziomie 20% okazałoby się, że nie pokrywałyby on rocznego deficytu w państwach OECD w ostatnich latach.
Zwracamy też uwagę, że pieniądze, o których mówi się, że są "zgromadzone" w rajach podatkowych, są tam w rzeczywistości tylko zaksięgowane. Ta operacja zaksięgowania pieniędzy w rajach podatkowych ma wpływ na ich opodatkowanie, ale nie ma wpływu na ich dostępność w życiu gospodarczym. Środki te są dalej inwestowane w obligacje, akcje i inne instrumenty finansowe, wracając w ten sposób do obiegu w krajach swojego pochodzenia. Są to również dokładnie te same pieniądze, których banki używają do finansowania akcji kredytowej. Nie jest więc tak, że tych pieniędzy ubywa w jednym państwie, a przybywa w "rajach podatkowych". Jest natomiast tak, że te pieniądze inwestowane pod parasolem instytucji finansowych z rajów podatkowych nie są opodatkowane. Jeśli przysłowiowy Najbogatszy Polak "ukryje" swoje złotówki w raju podatkowym na Bahamach, to jego bank z Bahamów ulokuje te środki w swoim banku - matce, ten bank ulokuje je w swoim banku zależnym w Polsce, a ten bank zależny udzieli z tych środków pożyczki Pani Krysi z Pcimia. Pożyczka gotówkowa dla Pani Krysi, która nigdy nie pozna nikogo z najbogatszych Polaków i nigdy nie wyjeżdża z Pcimia, jest więc sfinansowana z tych samych złotówek, które Najbogatszy Polak ulokował na Bahamach.
Tak naprawdę dziennikarze opisujący te zjawiska nie mają zielonego pojęcia o obiegu pieniądza w gospodarce, czego najlepszy dowód stanowić może fakt, że żaden z tych "dziennikarzy śledczych" nie odkrył jeszcze, że wszystkie dolary na świecie i tak są w posiadaniu mniej niż stu instytucji finansowych - głównie ze Stanów Zjednoczonych. Dolary na koncie dolarowym w Polsce znajdują się w rzeczywistości na rachunku korespondenckim polskiego banku w Nowym Jorku. Po operacji wytransferowania tych dolarów do "raju podatkowego", one dalej znajdują się w Nowym Jorku, tylko na rachunku korespondenckim instytucji finansowej z "raju podatkowego". Dlatego cały aparat pojęciowy używany przez dziennikarzy do opisywania tego zjawiska jest kompletnie pozbawiony sensu. Jeśli upatrywać w tym jakiegoś skandalu, to chyba tylko takiego, że zarabiamy i oszczędzamy pieniądze, które w rzeczywistości wcale nie należą do nas i nie mamy wpływu na ich wartość. To jest jednak temat na rozmowę nie o "rajach podatkowych", ale o konieczności powrotu do parytetu złota i odejściu od tej papierowo - elektronicznej fikcji, która nazywana jest dziś "pieniądzem".
Wróćmy jednak do Mossack Fonseca. Z ogromnym przejęciem dziennikarze śledczy ujawnili, iż przynajmniej 33 klientów (osób lub firm) kancelarii Mossack Fonseca, było zaangażowanych w zorganizowaną przestępczość lub miało bliskie związki z organizacjami terrorystycznymi. Po pierwsze, jeśli dokonano przeglądu klientów z nieomal półwiecza, to zaiste ten wskaźnik nie powala. Setki organizacji przestępczych i osób prało pieniądze w tym okresie również w "szacownych" bankach, nie ulokowanych w rajach podatkowych. Po drugie, należałoby spytać o jakich klientów i powiązania chodzi? Czy o takie trącące już naftaliną, jakie ujawnia Süddeutsche Zeitung (11.04.2016), że wśród klientów kancelarii był niejaki Farhad Azima, amerykański biznesmen irackiego pochodzenia, który miał wynajmować samoloty dla CIA w latach 80., którymi z kolei agencja transportowała broń dla Iranu. Ten tajny transfer zyskał później miano afery Iran-Contras. Doprawdy czapki z głów !!!
Przy tak kuriozalnej diagnozie łatwo o równie kuriozalne recepty, a mianowicie, że narodowe agencje wywiadowcze powinny postrzegać ucieczki w "raje podatkowe" jako egzystencjalne zagrożenie bezpieczeństwa. Zaleca się również, aby "raje podatkowe" traktować jako asymetryczne zagrożenie dla bezpieczeństwa społeczeństw praworządnych i żeby były z taką samą intensywnością zwalczane jak terroryści po 11 września 2001. Po prostu ręce opadają.
Mit trzeci - rzekoma niezależność Międzynarodowego Konsorcjum Dziennikarzy Śledczych (ICIJ).
Według niektórych komentatorów, jeśli niemiecka "Süddeutsche Zeitung" chciała, aby nad ogromnym materiałem, przekazanym przez "szlachetne" źródło pochylił się większy zespół ludzi, to nie mogła uczynić nic bardziej głupszego niż zwrócić się do pomoc do ICJJ. Otóż organizacja ta jest w ogromnej mierze finansowana przez korporacyjną Amerykę, w tym takie podmioty, jak Fundację Forda, Fundację rodziny Rockefeller, Fundację W. K .Kellogga, Fundację Społeczeństwa Otwartego Sorosa, a jeszcze na dodatek przez USAID czyli Agencję Międzynarodowego Rozwoju USA. "Veterans Today" posuwa się dalej stwierdzając, iż ICIJ to organizacja faktycznie prowadzona przez agencje wywiadowcze, w rzeczywistości najbardziej narażona na przeciek. ICIJ to ta sama organizacja, która ujawniła w ubiegłym roku 100 tys. amerykańskich klientów HSBC. Postąpiła jak amerykańska agenda rządowa, musi mieć w tym swoje interesy, nieprawdaż?
Trudno się dziwić "Gazecie Wyborczej", iż jako członek tego Konsorcjum gorąco go broni przypisując mu "spektakularne" sukcesy w rodzaju Offshoreleaks (kwiecień 2013) Luxleaks (listopad 2014) czy sprawa wycieku danych rachunków HSBC. Otóż żadna spektakularność tam się nie objawiła, a raczej wybiórczość i tendencyjność oraz proamerykański punkt widzenia, o czym pisaliśmy już wielokrotnie.
Mit czwarty, wynikający z trzeciego głosi, iż ICIJ pracuje na zasadzie "bezwzględnego dzielenia się materiałem" (Gazeta Wyborcza z 9-10.04.2016). Otóż to ogromne nadużycie, z którym dobrze rozprawił się Craig Murray. Jego zdaniem nie jest prawdziwy argument jakoby dane nie były kontrolowane przez ICIJ, ponieważ zostały podzielone między setki dziennikarzy. Otóż owe setki dziennikarzy nie miały nieograniczonego dostępu do całej bazy danych, otrzymywali materiał dotyczący głównie ich krajów i to w sposób wybiórczy. To prawda, iż australijska ABC miała dokumenty dotyczące największych firm, jak BHP Bilition i inwestorów zagranicznych, ale to tylko zamazuje cały problem. Bo cóż dostali Brytyjczycy? Najpierw dowiedzieliśmy się, że większość szachrajskich firm była zarejestrowana w brytyjskich terytoriach zamorskich, a także iż większość oszukańczych prawników i posiadaczy rachunków obsługiwanych za pośrednictwem kancelarii Mossack Fonseca wywodziło się z Wielkiej Brytanii. Ale po roku analiz z tych milionów dokumentów nie przedstawiono w pierwszych publikacjach żadnej brytyjskiej firmy i osoby zamieszanej, oprócz "nieszczęsnego" ojca premiera Camerona. To akurat ujawnienie słusznie Murray określa jako "chore".
Opublikowanie w internecie listy 200 tys. osób i firm korzystających z usług panamskiej kancelarii doprawdy nie powala na kolana. Otóż nie doszło do żadnej "publikacji wszystkich materiałów kancelarii Mossack Fonseca". Nie ujawniono żadnego autentycznego dokumentu, żadnego e-maila, żadnej notatki ze spotkania - nie wydobyto niczego istotnego z tych 2,6 TB danych. Wszystkie te materiały pozostają dalej w wyłącznej dyspozycji ICIJ, która zdecyduje, czy zechce je ujawniać, ale już zapowiada, że będzie z tej władzy korzystać w selektywny sposób.
W istocie rzeczy efekt działań ICIJ to jeden wielki komunikat do osób współpracujących z Mossack Fonseca: "MAMY NA WAS HAKI".
Działań ICIJ nie można w żadnej sposób porównywać do Wikileaks, która położyła na stół wszystkie materiały źródłowe - nie zostawiono sobie żadnych "haków" do szantażowania kogokolwiek. Pokazując dane źródłowe Wikileaks umożliwiła normalne badania rzetelności opublikowanych materiałów - w wypadku ICIJ mamy jakieś tabelki, jakieś grafy i... zero materiałów źródłowych, które pozwalają się do nich odnieść.
Co więcej, jak zaznacza C. Murray po rozmowie z dziennikarką "Le Monde", nie ma mowy o swobodnych publikacjach dziennikarskich bez kontroli ICIJ, projekt artykułu musi być najpierw przejrzany przez gremia tego Konsorcjum.
Mit piąty: źródłem zła są kancelarie prawne obsługujące klientów w "rajach podatkowych".
Jak trafnie zauważa doktor Daniel Mitchell z amerykańskiego think tanku CATO Institute z siedzibą w Waszyngtonie, międzynarodowa polityka podatkowa znalazła nowego winowajcę - firmy prawnicze. Jednym z bardziej niezwykłych rozdziałów tej historii jest sposób w jaki państwa przy pomocy mediów i służb próbują demonizować dostawców usług finansowych, takich jak kancelarie prawne. Weźmy za przykład właśnie Mossack Fonseca, firmę świadczącą profesjonalne usługi z siedzibą w Panamie. BBC i inne dziennikarskie podmioty, wyraźnie sterowane z zewnątrz, próbują zakwestionować reputację tej firmy, która istnieje na rynku od prawie 40 lat i nigdy nie była o nic oskarżona, ani nie toczyło się w jej sprawie śledztwo choćby z powodu pojedynczego przypadku złamania prawa. I nagle ta grupa prawników i doradców jest przedstawiana jako międzynarodowy syndykat zbrodni, zgorszenie cywilizacji zachodniej.
Kontrowersje w ogromnej mierze biorą się z świadomego, cynicznego fałszowania informacji co takie firmy mogą, a czego nie mogą czynić dla swoich klientów. W uproszczeniu firmy te pomagają zakładać klientom przedsiębiorstwa i depozyty, są podmiotami prawnymi, akredytowanymi przez odpowiednie jurysdykcje na całym świecie. Są więc uprawnione do prowadzenia tego rodzaju spraw, pilnują aby klient przestrzegał prawa, a złożone depozyty pochodziły z legalnych źródeł. Banki prowadzą podobne działania, stąd firmy prawnicze blisko z nimi współpracują strzegąc prawidłowości procedur. Jednak kancelarie prawne nie są od ustalania kto jest przestępcą, a kto nie. Zdaje się tego nie rozumieć "Gazeta Wyborcza" pokpiwając, jak to durni prawnicy nawet nie domyślali się komu zakładają firmy.
W przeciwieństwie do banków firmy prawne nie posiadają pieniędzy swoich klientów. Innymi słowy obwinianie tych kancelarii za występki ludzi przypomina obwinianie salonu samochodowego za to, właściciel nabytego u nich pojazdu jechał nieostrożnie i spadł z urwiska.
Kancelarie prawne, w tym wypadku Mossack Fonseca, są wszakże doskonałym celem, za pośrednictwem których można uderzyć w raje podatkowe. Narracja podnoszona przez międzynarodowe media sugeruje, że łamią prawo lub pomagają robić to innym, wbrew oczywistym faktom, że żadna z nich nie została faktycznie oskarżona o przestępstwo. Niestety, historie o kancelariach prawnych działających zgodnie z prawem nie przysparzają gazetom czytelników.
O co więc chodzi inicjatorom afery Panama Papers?
Najprościej ujmując, chodzi o to, aby zohydzić i dobić istniejące "raje podatkowe", a w konsekwencji sprawić, żeby nisko opodatkowany kapitał popłynął w inne obszary świata. Czyli wykreować nowe raje podatkowe. Gdzie?
Wiele krajów Europy nie może pozostawać państwami opiekuńczymi na dotychczasową skalę. Grecja, Hiszpania czy Włochy potrzebowały już po wielokroć unijnego ratunku, a jest tylko kwestią czasu, kiedy inne znajdą się w takiej samej sytuacji. Problem nie ogranicza się tylko do Europy, bowiem takie kraje jak USA i Japonia również mają swoje długofalowe problemy z powodu zmian demograficznych i źle skrojonych programów gospodarczych.
Niestety zamiast rozwiązywać problemy fiskalne na własnym podwórku, wiele z tych państw próbuje je umiędzynarodawiać i rozwiązać za pomocą takich biurokracji, jak grupa G-20 czy OECDE. Nawołują do zmiany tradycyjnych zasad handlu, aby więcej uzyskać z dochodów podatkowych.
Oto dlaczego po raz kolejny następuje frontalny atak na raje podatkowe jako część skoordynowanej kampanii podważania niezależności finansowej i ograniczania prywatnych praw finansowych instytucji i osób.
W 2010 roku Stany Zjednoczone uchwaliły prawo podatkowe FACTA, na podstawie którego banki muszą zgłaszać rachunki obywateli amerykańskich lub płacić bajońskie kary. OECD mając na uwadze FACTA i twarde stanowisko Stanów Zjednoczonych wprowadziła drakońskie regulacje dla swoich członków.
W ten sposób zaczęła uderzać i niszczyć własnych podatników. Przystąpienie Szwajcarii do standardu narzuconego przez FACTA uznano za symboliczny koniec ery bankowej tajemnicy. Do dziś wejście do tego mechanizmu zadeklarowało 96 państw, w tym Polska. Spośród wszystkich krajów poproszonych o podpisanie tych regulacji tylko kilka odmówiło: Bahrajn, Nauru, Vanuatu i ... USA. Ostatnio wycofała się Panama powołując się na precedens amerykański . Proszę zwrócić na ten fakt uwagę.
Jakże ironiczne, jak perwersyjne jest to, że USA które były świętoszkowate w potępianiu banków szwajcarskich stały się jedną z największych jurysdykcji dla ochrony tajemnicy bankowej. Nie jest dziełem przypadku, że Nevada (zwłaszcza miasto Reno), Wyoming i Dakota Południowa stają się nowymi globalnymi "rajami podatkowymi".
Nowy kapitał międzynarodowy wpływa do USA jako rezultat kierowania się przez ten kraj podwójnymi standardami. Tax Justice Network (TJN) podaje, iż każdego roku w USA rejestruje się 2 mln nowych korporacji i spółek z o.o. czyli 5.5 tys. dziennie czyli prawie 4 na minutę (Następni do raju, GW z 9-10.04.2016)
Jak podawał "The Economist" (16.02.2013) prezydent Obama przytaczał Ugland House, budynek na Kajmanach, który jest oficjalnym adresem dla 18.800 przedsiębiorstw, jako ucieleśnienie systemu fałszu ("either the biggest building in the world or the biggest tax scam in the world"). Nie przeszkadzało mu, iż o inwestowanie w przeszłości w tym miejscu oskarżany był jego sekretarz skarbu Jack Lew. Prezydent powinien również wiedzieć, iż Ugland House nie umywa się do amerykańskiego stanu Delaware, w którym zarejestrowano 945.000 przedsiębiorstw (z których wiele jest "podejrzanych") przy populacji liczącej 917092. W mieście Wilmington tego stanu pod adresem North Orange Street 1209 zarejestrowanych jest 200 tys. spółek. W ostatnim rankingu rajów podatkowych przygotowanym przez TJN USA są na trzecim miejscu za Szwajcaria i Hongkongiem. Jednak już za 1-2 lata mogą być na pierwszym miejscu. Rotschild Trust opublikował dokument, z którego wynika, iż USA są dziś w praktyce największym rajem podatkowym na planecie. "Władze nie mają narzędzi, a co więcej - ochoty, żeby to zmienić" (GW z 9-10.04.2016).
Więc już chyba rozumiesz drogi Czytelniku o co chodziło w Panama Papers.
Mec. Robert Nogacki