Polski Ład nie zatrzyma lekarzy zainteresowanych emigracją
Naczelna Rada Lekarska oceniła negatywnie zmiany podatkowe proponowane przez rząd w ramach Polskiego Ładu. Zdaniem lekarzy nowe przepisy spowodują istotne zwiększenie obciążeń fiskalnych większości zawodów medycznych. Reforma może też pogłębić braki kadrowe w służbie zdrowia i wpłynąć na wzrost cen usług zdrowotnych - alarmują lekarze.
Trwają konsultacje publiczne rządowego projektu zmian podatkowych, który stanowi jeden z filarów Polskiego Ładu. Swoje stanowisko na temat proponowanych zmian zaprezentowały m.in. Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych, Polska Agencja Inwestycji i Handlu czy Konferencja Episkopatu Polski. Teraz głos zabrała Naczelna Rada Lekarska.
NRL ocenia projektowane zmiany w przepisach podatkowych negatywnie, "ponieważ nie umożliwiają one osiągnięcia założonego celu - stworzenia przyjaznego i sprawiedliwego systemy podatkowego". Lekarze wskazali, że reforma uderzy po kieszeni zawody medyczne. Według nich nowe zasady rozliczania i ustalania składki zdrowotnej oraz brak możliwości odliczenia jej od podatku wpłyną na wzrost obciążeń fiskalnych całego personelu medycznego. Dla tych którzy pracują tylko na etacie oraz - zwłaszcza - dla tych, którzy prowadzą własną działalność gospodarczą. "Obecnie znacząca część personelu medycznego, nie tylko lekarze i lekarze dentyści, to osoby będące przedsiębiorcami. Wielu z nich pracuje też nie tylko na etacie, ale prowadzi dodatkowo prywatne gabinety, czy świadczy usługi na podstawie umów cywilnoprawnych" - zauważa w swoim stanowisku Rada, podkreślając przy tym, że projektowana ulga dla klasy średniej obejmuje jedynie osoby osiągające przychody ze stosunku pracy.
Lekarze nie są również usatysfakcjonowani rozwiązaniami dotyczącymi ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych według jednej, preferencyjnej stawki w wysokości 14 proc. Zdaniem Naczelnej Rady Lekarskiej nie zrekompensuje to strat wynikających z reformy, a w porównaniu z obecnie obowiązującymi przepisami obciążenia medyków i tak wzrosną.
Ze stanowiska NRL wynika, że zmiany odbiją się też na osobach fizycznych prowadzących działalność indywidualną, bądź w formie spółek cywilnych, jawnych i partnerskich, bo - na skutek wprowadzenia 9-proc. składki zdrowotnej - ich opodatkowanie wzrośnie z 19 do 28 proc, co oznacza de facto likwidację podatku liniowego. Wpłynie to na sytuację małych NZOZ-ów [Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej - red.] i wzrost kosztów ich funkcjonowania.
Rozczarowanie lekarzy budzi również likwidacja możliwości skorzystania z karty podatkowej przez nowych przedsiębiorców. "Możliwość skorzystania przez lekarzy i lekarzy dentystów z tej stosunkowo prostej formy opodatkowania mogłaby być zachętą do podejmowania przez nich aktywności zawodowej, zwłaszcza w przypadku osób nabywających uprawnienia emerytalne" - uważa NRL.
Całokształt proponowanych zmian lekarze uważają za sprzeczny z deklaracjami dotyczącymi podnoszenia wynagrodzeń personelu medycznego. W rezultacie - zdaniem NRL - "zmiany te uderzą w najbardziej aktywny zawodowo personel medyczny oraz spowodują pogorszenie i tak bardzo trudnej sytuacji w sektorze ochrony zdrowia. Można bowiem spodziewać się, że projektowane zmiany w przepisach podatkowych wpłyną na zmniejszenie aktywności zawodowej lekarzy i lekarzy dentystów, a w konsekwencji spowodują jeszcze większy deficyt kadr medycznych, zwłaszcza w publicznych szpitalach zatrudniających lekarzy, pielęgniarki czy innych pracowników medycznych na podstawie umów cywilnoprawnych".
A z kadrami medycznymi w Polsce już teraz jest źle. Z danych OECD wynika, że na 1000 mieszkańców Polski przypada 2,38 lekarzy i 5,1 pielęgniarek (dane z 2017 roku). Dla porównania na Węgrzech to 3,49 lekarzy na 1000 mieszkańców, w Czechach 4,07, a w Niemczech 4,47.
Naczelna Rada Lekarska obawia się również, że reforma podatkowa nie zatrzyma w kraju lekarzy, którzy zastanawiają się nad wyjazdem do pracy za granicą. Wskazuje też, że zwiększenie obciążeń podatkowych medyków nie pozostanie bez wpływu na ceny usług zdrowotnych i koszty funkcjonowania szpitali, a w konsekwencji na dostępność do świadczeń zdrowotnych.
Dominika Pietrzyk