Pracuje niecały rok, ma 2,5 miesiąca nadgodzin

Kiedy znów zostajemy po godzinach, czas dla przyjaciół staje się największym marzeniem. W domu narastają góry prania, a w nas - frustracja.

Na początku pełnowymiarowej pracy trudno wysiedzieć w biurze 8 godzin. A tym bardziej 10 czy 12!

Uwaga! Praca projektowa!

Kasia była przeszczęśliwa, kiedy dostała pierwszą pracę w agencji reklamowej, w końcu osobie tuż po studiach nie jest łatwo znaleźć zatrudnienie w popularnym zawodzie. Jednak euforia nie trwała długo. Mniej więcej po miesiącu zorientowała się, że zdobycie doświadczenia przyjdzie jej z wielkim trudem. Na początku pracowała godzinę dłużej, następnie - dwie, później zostawała w biurze nawet do północy.

- Na rozmowie kwalifikacyjnej uprzedzano mnie, że będę pracować w trybie projektowym, i pytano, co rozumiem pod tym pojęciem. Wiedziałam, że to oznacza nadgodziny, ale absolutnie nie spodziewałam się, że na taką skalę! - mówi. Kasia żartuje, że pracując od niespełna 10 miesięcy, może pochwalić się rocznym doświadczeniem, ponieważ nazbierało się jej 2,5 miesiąca nadgodzin.

Reklama

Wojtek nie dał się nabrać na pracę projektową. - Moim zdaniem projektowy czas pracy to wielka bujda. Naciąga się ludzi na to, że jak się wyrobią, będą mieli czas dla siebie, a później tylko dokłada się im obowiązków. Ja jestem zwolennikiem jasno określonych godzin pracy. Mój menedżer powinien mi dać tyle roboty, żebym się z nią wyrobił. To jego zadanie - stwierdza. Mimo że jeszcze nie obronił pracy magisterskiej, ma już trzyletnie doświadczenie zawodowe w branży IT i nie zdarzyło mu się przekroczyć regulaminowego czasu pracy. - Nie wiem, co byłoby mnie w stanie przekonać do dłuższego zostania w biurze. Na pewno nie poleciałbym na kilka stówek, chyba że bardzo pilnie bym ich potrzebował - mówi Wojtek.

Niestety, mozolna praca wcale nie wiąże się z dodatkowym wynagrodzeniem. - Nie mam bonusów za nadgodziny, nawet nie mogę ich doliczać do urlopu. Miałam otrzymywać prowizję od projektów, ale jeszcze się to nie zdarzyło. Tymczasem widzę, jakimi samochodami podjeżdżają pod firmę moi przełożeni. Oni bogacą się naszym kosztem. To wyzysk! - denerwuje się Kasia. Dlaczego więc godzi się na takie warunki? - Jestem odpowiedzialna i jak już podejmuję się zrealizowania jakiegoś projektu, to chcę zrobić to dobrze i do końca, bo się pod nim podpisuję - mówi.

Niech Kasia nie choruje, bo jutro haruje

Kasię frustruje także brak szacunku. - Szefowa wymaga ode mnie pracy w weekend, a sama nie zagląda do komputera. To tak, jakby jej życie osobiste było ważniejsze niż moje - mówi. Czasami dochodzi do kuriozalnych sytuacji. - Przed 1 listopada powiedziałam przełożonej, że nie dam rady pojechać w podróż służbową. A ona na to: "No nie przesadzaj! To na ilu grobach planujesz być?!" - opowiada.

Z kolei Ania z branży PR pamięta taki dialog między szefową a kolegą z pokoju, który dostał wcześniej zgodę na urlop:

- Nie może pan przesunąć tego urlopu? To strasznie nie na rękę!

- Żona nie może już zmienić dat wolnego.

- To niech żona pojedzie teraz, a pan w innym terminie.

Kasia przyznaje, że czasem zmyśla, żeby mieć wolny weekend. - Mówię, że absolutnie nie mogę zająć się projektem w sobotę, bo wyjeżdżam i nie będę mięć dostępu do internetu. Zyskuję dzień wolny, ale wiem, że za to w poniedziałek nie wypuszczą mnie, dopóki nie dokończę prezentacji - w jej głosie słychać rezygnację. Czy nie myślała, żeby donieść do Państwowej Inspekcji Pracy? - W tej agencji pracują też osoby, które zbliżają się do emerytury i gdyby firma upadła, miałyby problem ze znalezieniem pracy. Tylko to mnie powstrzymuje - mówi.

Natomiast Ania miała taki zamiar. Nagrywała swoją szefową na dyktafon. - Chcesz posłuchać, jak przełożona mówi mi, żebym przyniosła do pracy śpiworek, jak się nie wyrabiam? - proponuje. To był jeden z najbardziej wkurzających tekstów, jakie usłyszała. A co najbardziej dotknęło Kasię? Powiedziałam szefowej, że następnego dnia chyba nie przyjdę do pracy, bo bardzo źle się czuję. A ona na to: "Niech Kasia nie choruje, bo juro haruje" - mówi.

Czy się nie rozmazałam?

Negatywne emocje trzeba rozładować. W jaki sposób? Kasię pracodawca wpędza w nałóg. - Jak przyszłam do pracy, to nie paliłam, jak byłam na urlopie, to nie paliłam, ale w biurze nie jestem w stanie wytrzymać tych nerwów! - żali się. - W ciągu tych kilku miesięcy byłam świadkiem wielu załamań psychicznych. Koleżanka z pokoju płacze i pyta mnie, czy się za bardzo nie rozmazała - dodaje Kasia.

Niestety, praca bardzo rzutuje na atmosferę w domu. - Całe szczęście mam wyrozumiałego męża. On robi to, na co ja nie mam czasu: pierze, gotuje, sprząta. Ale czasem wybucha i wcale mu się nie dziwię. Nasze życie zamienia się w piekło. Praca doprowadziła do rozpadu małżeństwa jednej z moich koleżanek. Mama drugiej pytała, co ma zrobić, żeby odzyskać córkę - opowiada Kasia.

Niestety, z powodu intensywnej pracy cierpią też relacje z przyjaciółmi. - Najgorsza jest nieprzewidywalność. Umawiam się ze znajomymi na godzinę 20, bo wiem, ile mam do zrobienia, a tu nagle szefowa dokłada mi kolejny pilny projekt - narzeka. Przyznaje, że nawet w domu myśli o tym, czego jeszcze nie załatwiła. Otwiera książkę, ale nie może się skupić, zapomina odebrać biletów do teatru. Nieliczny czas wolny wykorzystuje na odsypianie i rozmowy z mężem. Kiedyś chodziła na basen, ale teraz nie ma już siły. Jej jedynym regularnym dodatkowym zajęciem są lekcje języka angielskiego. - Nie mam czasu, żeby się przygotować, ale chodzę na nie, bo to daje mi poczucie, że nie daję pracy zawładnąć całym moim życiem - mówi.

W nagrodę idziesz do SPA

- Wiem, że niektórzy pracują długie godziny z wyboru - mówi Wojtek. - Znam 30-latki, które orientują się, że mają niepoukładane życie osobiste i uciekają w robotę, a potem będą szukać kogokolwiek, byleby tylko nie był łysy - dodaje. Jednak nie wszyscy pracują tak z wyboru. Kasia szuka innej, lepszej pracy, ale to wymaga czasu.

Firmy, które notorycznie wymuszają pracę po godzinach, liczą się z dużą rotacją na stanowiskach. Nikt nie jest w stanie wytrzymać tego na dłuższą metę. Ania któregoś dnia stwierdziła, że przebrała się miarka. Z olbrzymią satysfakcją zakomunikowała szefowej, że odchodzi, ponieważ ma dosyć jej nieprofesjonalizmu. Jednak później przez pół roku była bezrobotna.

- Plułam sobie w brodę, że nie wytrzymałam jeszcze trochę, w międzyczasie szukając pracy. Trochę to trwało, ponieważ nie chciałam zatrudnienia poniżej kwalifikacji. Ale w końcu się udało! - cieszy się. Dziś pracuje w międzynarodowej firmie. Zdarzają się w niej intensywne okresy, ale nadgodziny Ania może odebrać. A po udanych projektach dostaje nagrody. Ostatnio był to relaksujący masaż w SPA.

Kasia ma nadzieję, że już niedługo znajdzie dobrą pracę, w której będzie szanowana. - Będzie łatwiej. Mam już niezły wpis w CV. W mieście krąży opinia, że agencja, w której pracuję, to twarda szkoła. Ale zanim wyślę aplikację, najpierw zrobię wywiad środowiskowy wśród bliższych i dalszych znajomych i dowiem się, jak firma traktuje pracowników. Dzięki networkingowi jestem w stanie dotrzeć do każdego i zebrać odpowiednie informacje. Wojtek może przebierać w ofertach, w branży IT jest sporo pracy i może znaleźć taką, która mu odpowiada.

O pracę ciężko. Ale to nie oznacza, że musimy godzić się na wszystkie zachcianki szefa. Jeżeli firma z premedytacją wyciska z nas siódme poty, trzeba rozglądać się za nowym miejscem zatrudnienia. A w międzyczasie zacisnąć zęby i myśleć: "Ja wam jeszcze pokażę!"

Anna Tomczyk

Kariera
Dowiedz się więcej na temat: Państwowa Inspekcja Pracy | wyzysk | praca | kariera | nadgodziny | po godzinach
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »