Pracujesz na czarno? Spodziewaj się listu od fiskusa
Masażysta, hydraulik, krawcowa - jeśli wykonują swój zawód dorywczo, bez płacenia podatków, mogą się spodziewać otrzymania listu z urzędu skarbowego. Zostaną w nim zachęceni do uregulowania zaległości i ostrzeżeni przed kontrolą. Jak się okazuje, skarbówka dobrze wie, kto pracuje na czarno i ile jest jej winien.
"Urząd skarbowy wie o świadczonych przez Pana usługach. Powinien Pan niezwłocznie dokonać zgłoszenia do ewidencji działalności gospodarczej i wywiązywać się z obowiązków podatkowych. Będziemy monitorować Pana reakcję na to pismo" — takimi słowami urzędnicy skarbówki zachęcają pracujących na czarno do uregulowania swojej sytuacji.
Kilka listów behawioralnych — tak Urząd Skarbowy nazywa wiadomości wysyłane do Polaków pracujących na czarno - zostało przekazanych dziennikowi "Rzeczpospolita". Jeden przesłał mężczyzna remontujący na czarno mieszkania. Drugi przesłała redakcji kobieta udzielająca lekcji jogi. Eksperci ostrzegają, żeby listów nie lekceważyć. Uczulają, że brak reakcji to pewna kontrola fiskusa, a niewywiązywanie się z obowiązków podatkowych grozi karami z Kodeksu karnego skarbowego.
Eksperci namawiają do zgłoszenia się do urzędu i wyjaśnienia swojej sytuacji. A wcześniej - zachęcają - należy się zastanowić, czy wykonywane zajęcie jest działalnością gospodarczą. - Niestety, jej definicję spełnić bardzo łatwo. Wystarczy działać w sposób zorganizowany, ciągły i w celach zarobkowych. Nie trzeba mieć dużego sklepu czy fabryki - wyjaśnia "Rzeczpospolitej" Grzegorz Gębka, doradca podatkowy w kancelarii GTA. Dodaje, że przedsiębiorcą jest też osoba, która kupiła i sprzedała kilkadziesiąt płyt czy kilkanaście rowerów albo regularnie wykonuje jakieś usługi, np. naprawia samochody.
O działalności wszystkich tych osób skarbówka dowiaduje się z internetu. Urzędnicy wertują portale sprzedażowe typu Allegro czy Olx i platformy pośredniczące w usługach, np. wynajmu wakacyjnego. Przeglądają też media społecznościowe, np. Facebook. - To prawdziwa kopalnia informacji dla fiskusa. Każdy, kto prowadzi jakiś biznes, musi bowiem się gdzieś ogłaszać – argumentuje Grzegorz Gębka.
Potem informacje z internetu są porównywane z danymi np. z ewidencji działalności gospodarczej czy wykazu podatników VAT. Jeśli ktoś ogłasza swoje usługi, a nie ma go w żadnym rejestrze, wzbudza podejrzenia urzędników. Informacje o prowadzonej działalności wychodzą też podczas kontroli kontrahentów, którzy rozliczają kupione usługi bądź towary. Urzędnicy interesują się także przelewami bankowymi, mimo że nie mają jeszcze powszechnego dostępu do rachunków. Weryfikują także donosy. Cenne bywają informacje również od eksmałżonków i byłych księgowych.
Po zgłoszeniu się do urzędu pracujący dorywczo być może przekona urzędników, że nie prowadzi firmy. Pod PIT nie podlegają na przykład sprzedawane w internecie rzeczy prywatne, w posiadanie których weszliśmy co najmniej pół roku temu. Kiedy jednak wykonywane na czarno zajęcie podlega pod definicję prowadzenia biznesu, trzeba zapłacić zaległy podatek wraz z odsetkami. Kary z Kodeksu karnego można uniknąć, składając korektę deklaracji i wpłacając należność.
W listach fiskus przypomina też o możliwości prowadzenia tzw. działalności nierejestrowej (nieewidencjonowanej). To formuła drobnej działalności zarobkowej dla osób fizycznych, które miesięcznie zarabiają mniej niż połowę minimalnego wynagrodzenia i w ciągu ostatnich pięciu lat nie prowadziły biznesu. Skarbówka podkreśla jednak, że działalność nieewidencjonowaną także trzeba wykazać w zeznaniu i opodatkować.
ew, Rzeczpospolita