Wyrok sądu: Fiskus nie może nam zaglądać w papiery
Organ podatkowy nie może żądać informacji o numerze choroby i innych danych, jeśli nie wynikają one z zaświadczenia wystawionego przez lekarza - orzekł WSA w Gliwicach. Zaświadczenie to wystarczy, żeby potwierdzić, że podatnik nie mógł stawić się w urzędzie.
Do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach trafiła sprawa z powództwa podatnika Marka M. na postanowienie dyrektora izby skarbowej o odmowie przywrócenia terminu do wniesienia odwołania. W skardze podatnik wniósł o uchylenie zaskarżonego postanowienia. Wyjaśnił, że nie dotrzymał terminu na wniesienie odwołania, ponieważ w tym czasie był chory, co potwierdza zaświadczenie lekarskie.
Dyrektor izby skarbowej zakwestionował to zaświadczenie. Twierdził, że nie zawiera ono numeru statystycznego choroby. Podkreślił, że sam fakt choroby, nawet poświadczony zaświadczeniem lekarskim, nie jest wystarczający dla uprawdopodobnienia, że podatnik zawinił w uchybieniu terminu. W razie choroby podatnik musi wykazać, że jej rodzaj uniemożliwiał mu złożenie odwołania. Ponadto dyrektor izby skarbowej stwierdził, że Marek M. nie wyjaśnił, w jakim miejscu wówczas przebywał - w domu czy w szpitalu.
WSA uznał skargę Marka M. za zasadną. Sąd orzekł, że dyrektor izby skarbowej nie miał prawa żądać ujawnienia dodatkowych danych dotyczących stanu zdrowia podatnika ponad te, które wynikają z zaświadczenia.
WSA stwierdził, że zaświadczenie lekarskie jest dokumentem urzędowym sporządzonym przez inną jednostkę niż organ władzy publicznej - uprawnionego lekarza. Wobec tego jest to dokument "posiadający przymiot dokumentu urzędowego korzystającego z domniemania prawdziwości". Zaświadczenie, które przedstawił podatnik, jest "medycznym dokumentem indywidualnym wydawanym na potrzeby pacjenta korzystającego ze świadczeń zdrowotnych" - uznał sąd. Dodał, że potrzebą taką może być "przedłożenie dokumentu przez pacjenta osobom trzecim, w tym organom władzy publicznej".
Sąd wyjaśnił, że istnieje zasadnicza różnica między wydaniem zaświadczenia lekarskiego przeznaczonego dla potrzeb danego urzędu, a wystawieniem zaświadczenia dla potrzeb np. prawa pracy. Polega ona na tym, że wystawiając L-4, lekarz wypełnia gotowy formularz, natomiast wydając zaświadczenie, np. dla potrzeb urzędu skarbowego, lekarz sporządza dokument "o treści dotyczącej stanu zdrowia pacjenta". W takim wypadku o treści zaświadczenia decyduje pacjent, przy czym korzysta w tym zakresie z ochrony danych osobowych na podstawie ustawy o ochronie tych danych.
Z tego powodu WSA uznał, że podatnik uprawdopodobnił, iż uchybienie terminu nastąpiło bez jego winy.
Podobną kwestią zajmował się niedawno Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych (GIODO). Chodziło o nałożony na lekarzy obowiązek zgłoszenia wykrytej choroby, np. padaczki, u osób starających się o prawo jazdy. Lekarze muszą informować o tym organ wydający prawo jazdy. W wystąpieniu z 31 stycznia 2012 r. do ministra zdrowia GIODO stwierdził, że taki obowiązek budzi zastrzeżenia ze względu na tajemnicę zawodową lekarzy. Według GIODO pacjent ma prawo do tego, by lekarz zachował w tajemnicy informację medyczne uzyskane podczas badania.
Nawet, jeśli organy mogłoby domagać się takich informacji na podstawie rozporządzenia, to - zdaniem GIODO - właściwym aktem prawnym powinna być ustawa, a nie rozporządzenie. Wynika to bezpośrednio z przepisów Konstytucji RP. Zdaniem GIODO ograniczenia w zakresie korzystania z prawa do ochrony życia prywatnego i decydowania o swoim życiu osobistym wymagają bezwzględnie regulacji rangi ustawowej.