Zemścił się za podwyżkę podatków. Dał fiskusowi... 50 kg eurocentówek!

Francuski biznesmen w nietypowy sposób zemścił się za "kryzysową" podwyżkę podatków w ojczyźnie. Część należności zapłacił monetami o wartości nominalnej 1, 2 i 5 eurocentów.

Patrick Fénelon, szef firmy budowlanej z Sourzac w Akwitanii, przywiózł do urzędu skarbowego worki z małymi monetami, które ważyły w sumie blisko 50 kilogramów. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, urzędnicy, choć wściekli, nie mieli prawa odmówić płatności w gotówce. Na liczenie eurocentów stracą teraz kilka dni. Zapowiedzieli jednak, że wezwą przedsiębiorcę, jeżeli okaże się, że brakuje choćby jednego eurocenta. Wielu komentatorów sugeruje przy tym, że ten ostatni może teraz spodziewać się zemsty fiskusa, który prawdopodobnie zarządzi kontrolę podatkową w jego firmie.

Reklama

Biznesmen jest jednak zadowolony ze swojej akcji, która nabrała szerokiego rozgłosu. Podkreśla, że monety pomogli mu zebrać okoliczni mieszkańcy, którzy zdecydowanie popierają jego protest. Przynosili garście eurocentów do miejscowego kiosku, by wymieniać je na monety o większej wartości nominalnej. Później eurocentówki wrzucane były do worków przygotowanych w kiosku, który stał się "sztabem organizacyjnym" tej nietypowej akcji protestacyjnej.

Rząd chciał zarobić na wyższych podatkach miliardy euro

Już we wrześniu ubiegłego roku socjalistyczny premier Francji Jean-Marc Ayrault zapowiedział największe od 30 lat cięcia budżetowe i podwyżki podatków. Ostrzegł, że w 2013 roku obywatele i nadsekwańskie przedsiębiorstwa będą musieli oddać fiskusowi o 20 mld euro podatków więcej niż dotąd. Jak wyjaśniał, w związku z pogłębiającym się kryzysem wszyscy muszą solidarnie walczyć o uzdrowienie finansów publicznych. W efekcie reforma fiskalna ma umożliwić w tym roku redukcję francuskiego deficytu budżetowego do 3 procent PKB.

Przeciwko cięciom i oszczędnościom protestują we Francji wszyscy: biznesmeni, związkowcy, radykalna lewica i prawicowa opozycja.

Po demonstracji w Paryżu w październiku ubiegłego roku, w której wzięło udział kilkadziesiąt tysięcy osób, rząd pospiesznie obiecał, że zapowiedziana podwyżka podatków trwać będzie tylko dwa lata. Później obywatele będą oddawać fiskusowi mniej pieniędzy. Komentatorzy sugerowali, że prezydent François Hollande przestraszył się antykryzysowych protestów, których uczestnicy skandowali: "Precz z unijnymi cięciami budżetowymi! Precz z zamykaniem szpitali! Mówimy "won" tym, którzy chcą decydować o naszym losie na giełdzie! Wszędzie widać było portrety socjalistycznego prezydenta w formie listu gończego".

- Nie chcemy dołączyć do listy bankrutujących krajów, takich jak Grecja czy Hiszpania - Unia Europejska nie potrafi wyciągnąć nas z kryzysu! - mówił wtedy korespondentowi RMF FM Markowi Gładyszowi młody paryżanin. Protestujemy przeciwko coraz ostrzejszemu zaciskaniu pasa! Tak samo było w Grecji - ludzie zdychają z biedy, a kryzys jest coraz większy! - mówił inny.

Uczestnicy demonstracji sprzeciwiali się ratyfikacji unijnego paktu fiskalnego, który zakłada zaostrzenie w większości krajów Unii Europejskiej dyscypliny budżetowej i który ma ratować pogrążający się coraz bardziej w kryzysie euroland.

Miliarderzy uciekają za granicę

Najwięcej szumu wywołał nad Sekwaną projekt nałożenia na milionerów aż 75-proc. podatku dochodowego. Sprawa stała się tak głośna, że Władimir Putin zaproponował sławnemu francuskiemu aktorowi Gerardowi Depardieu azyl fiskalny w Rosji, gdzie gwiazdor płaciłby tylko 13-proc. podatek dochodowy. Depardieu przyjął rosyjski paszport i - jak twierdzą media - zaczął już sobie budować dużą rezydencję pod Moskwą.

Według nadsekwańskich mediów, również najbogatszy Francuz - król paryskiej mody i luksusu, sławny biznesmen Bernard Arnault postanowił uciec przed gigantycznym podatkiem i przeniósł już całą swoją fortunę do Belgii. Francuski minister ds. ożywienia gospodarczego Arnaud Montebourg wezwał nawet bogacza, którego fortuna szacowana jest przez amerykańskie pismo "Forbes" na 32 mld euro, by powtórnie przemyślał decyzję narażającą wizerunek kraju na szwank. Miliarder jest bowiem właścicielem największego na świecie koncernu produkującego wyroby luksusowe LVMH, który stał się synonimem paryskiej elegancji i wyrafinowania. W jego skład wchodzą m.in. tak sławne domy mody i zakłady kosmetyczne jak Christian Dior, Givenchy, Louis Vuitton, Guerlin, Kenzo, Celine i Fendi, najbardziej renomowane marki szampanów, m.in. Dom Perignon, Moet & Chandon, Mercier, Krug i prestiżowe firmy jubilerskie Chaumet i Bulgari. Miliarder zapewnił, że nie ucieka przed fiskusem, ale uważa, że w Belgii generalnie krezusi mają mniej problemów.

Marek Gładysz

Słuchaj Faktów RMF.FM

RMF
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »