AI w natarciu. Czy sztuczna inteligencja ukradnie ludziom miejsca pracy?

Ekspansja sztucznej inteligencji niepokoi wielu pracowników, którzy obawiają się, że zostaną przez nią zastąpieni. IBM w najbliższych latach chce wprowadzić AI na miejsca zajmowane teraz przez 7800 osób z działów biurowych, które nie zajmują się bezpośrednią obsługą klientów. Nie tylko w IBM, ale na całym świecie z roku na rok potrzebnych będzie jednak coraz więcej ludzi z grupy zawodów informatyczno-matematycznych, gdyż sztuczna inteligencja przyniesie wzrost automatyzacji we wszystkich branżach.

  • W IBM głównym sposobem redukcji załogi ma być nieprzyjmowanie nowych pracowników w miejsce odchodzących
  • Wielu ekspertów jest zdania, że sztuczna inteligencja może w pewnym momencie odebrać niektórym ludziom szansę zatrudnienia. Jednak wszystko wskazuje na to, że AI i robotyka stworzą nowe miejsca pracy, dziś jeszcze nieznane   
  • Największe zmiany dotkną ludzi, którzy na swoich stanowiskach wykonują czynności proste i powtarzalne, na przykład przy taśmie fabrycznej
  • Automatyzacja nie zastąpi wielu zawodów, których istotą są relacje międzyludzkie. Nadal potrzebni będą pracownicy służby zdrowia, szkolnictwa i usług społecznych

Reklama

Z niedawno przeprowadzonego badania opinii publicznej wynika, że aż 62 proc. Amerykanów spodziewa się utraty przez ludzi miejsc pracy w związku z wprowadzaniem do gospodarki sztucznej inteligencji w ciągu najbliższych 20 lat. Optymistami pozostają jednak osoby, których polem aktywności zawodowej są zaawansowane działania technologiczne. Dla przykładu, programiści lepiej widzą swoją przyszłość niż pracownicy zajmujący się obsługą kadrową.

IBM redukuje załogę

Te odczucia Amerykanów znajdują potwierdzenie w ostatnich działaniach International Business Machines Corporation (IBM), czyli jedno z najstarszych przedsiębiorstw z branży informatycznej na świecie. W tej chwili IBM oferuje przede wszystkim rozwiązania z zakresu doradztwa technologicznego oraz dostarcza specjalistyczne oprogramowanie i sprzęt. Jak podaje serwis Fortune, dzięki automatyzacji opartej na AI, firma IBM już zaoszczędziła ponad miliard dolarów z tytułu kosztów operacyjnych.

Arvind Krishna, dyrektor generalny IBM, w najnowszym wywiadzie dla Bloomberga, zapowiedział, że w jego firmie takie sekcje jak księgowość czy HR zostaną w dużym stopniu powierzone sztucznej inteligencji. W rezultacie 30 proc. stanowisk w tych działach w ciągu najbliższych 5 lat będzie zautomatyzowanych przez AI. Menedżer uspokaja jednak, że głównym sposobem redukcji załogi ma być nieprzyjmowanie nowych pracowników w miejsce odchodzących.

IBM zatrudnia około 282 tysiące pracowników na całym świecie. Wiadomo, że około 26 tysięcy osób pełni w firmie role, które nie są związane bezpośrednio z obsługą klienta, co oznacza, że około 7800 ludzi może stracić pracę na rzecz sztucznej inteligencji. Komputerowy gigant już teraz wstrzymuje proces rekrutacji na miejsca, które mogą być w prosty sposób zastąpione przez zaawansowane algorytmy.

Arvind Krishna podkreśla, że sztuczna inteligencja mogłaby samodzielnie przenosić pracowników między działami. Zapewnia jednak, że niektóre funkcje działu kadr pozostaną w rękach ludzi - na przykład nadal będą oni oceniać pracę i wydajności zatrudnionych. To oznacza, że w najbliższym czasie AI nie będzie decydować o zwalnianiu pracowników z firmy.

Za pan brat z chatbotami

Moda na sztuczną inteligencję wybuchła wraz z wprowadzeniem na rynek ChatGPT przez laboratorium badawcze OpenAI z San Francisco. Tylko w ciągu pierwszego tygodnia istnienia ChatGPT przyciągnął ponad milion użytkowników. Z badania firmy ResumeBuilder wynika, że już teraz ponad 90 proc. potencjalnych pracodawców poszukuje pracowników korzystających z chatbota. Taki punkt w opisie doświadczenia i umiejętności w CV staje się niezbędny.

Microsoft wprowadza właśnie chatbota Azure AI do pakietu Office. Narzędzie samo skoryguje i zredaguje pisany przez nas w Wordzie tekst, wykona obliczenia w pliku Excel i napisze za nas maila. Już dziś obsługa zdalna usług telekomunikacyjnych, internetowych, czy bankowych odbywa się przy pomocy narzędzi sztucznej inteligencji. Podobnie jest z reklamą behawioralną, specjalnie do nas kierowaną, bo opartą na naszych danych i zainteresowaniach.

Zaprzyjaźnieni z AI

Salman Arshad, blockchainowy deweloper, stwierdził niedawno, że sztuczną inteligencję postrzega bardziej jako narzędzie do zwiększenia wydajności swojej pracy, a nie jako zagrożenie dla własnej profesji. - Jeśli wiesz, co twoja firma zamierza zrobić, to możesz zalecić to ChatGPT, a on przekształci polecenia w dobry kontrakt, proces audytu lub dokument. Takie narzędzia, jak ChatGPT i AI mogą być błogosławieństwem, a nie wrogiem profesjonalisty - podkreśla Arshad.

Inny z deweloperów, Syed Ghazanfer, jest natomiast zdania, że "połączenie wkładu ludzkiego i ChatGPT generuje większą wszechstronność działania niż całkowite przejście na automatyzację AI".

Nieco inaczej do tej kwestii podchodzi Dominik Schiener, czyli założyciel Fundacji IOTA. Jego zdaniem, sztuczna inteligencja może w pewnym momencie odebrać ludziom szansę zatrudnienia. Jednak wszystko wskazuje na to, że AI i robotyka stworzą nowe miejsca pracy. - Coraz więcej ludzi będzie zmuszonych do zmiany ról, które mogą nie przypominać niczego, co kiedykolwiek dotąd robili - prognozuje Schiener.

Wielu ekonomistów przewiduje, że w związku z dynamicznym rozwojem sztucznej inteligencji część zawodów zostanie wyparta z rynku pracy, ale pojawią się nowe profesje. Największe zmiany dotkną ludzi, którzy na swoich stanowiskach wykonują czynności proste i powtarzalne, na przykład przy taśmie fabrycznej. Niektórzy szacują, że w tej chwili nie znamy jeszcze około 80 proc. zawodów, które pojawią się w przyszłości i to dosyć bliskiej.

Rynek pracy w 2030 roku

Przewidywane zmiany na rynkach pracy w USA, Niemczech i Australii do 2030 roku obrazuje badanie przeprowadzone przez BCG i firmę Faethm specjalizującą się w analizowaniu sztucznej inteligencji.

W Stanach Zjednoczonych niedobór ludzi w zawodach, takich jak informatyk i matematyk, ma wzrosnąć z 60 tysięcy w 2020 roku do 1,3 miliona do końca dekady. Suma wszystkich grup zawodowych z niedoborem wyniesie w USA do 2030 roku aż 17,6 miliona osób. Technologia i automatyzacja pozbawią natomiast ludzi miejsc pracy w biurach i administracji. W tym wypadku nadwyżka pracowników wzrośnie z 1,4 miliona w 2020 roku do 3 milionów w 2030 roku.

W Niemczech do końca tej dekady w dziedzinie informatyki i matematyki będzie brakować około 1,1 miliona pracowników. Z innych grup największe niedobory są prognozowane w grupie pracowników szkolnictwa (346 tysięcy).

Więcej niż wyniosą niemieckie potrzeby będzie pracowników w zawodach produkcyjnych. Nadwyżka zatrudnionych w organizacji i utrzymaniu technologii produkcji wzrośnie z 764 tysięcy osób w 2020 roku do 801 tysięcy w 2030 roku. To będzie wymagało albo znacznego przekwalifikowania pracowników do wykonywania innego zawodu, albo podniesienia ich kwalifikacji, tak żeby w tym samym miejscu pracy mogli zajmować się oprogramowaniem technologii produkcji.

W Australii nadwyżka pracowników w produkcji wzrośnie do 118 tysięcy osób do 2030 roku. Sztuczna inteligencja przejmie prostsze i powtarzalne zadania także w biurach i administracji i w związku z tym nadmiar rąk do pracy zwiększy się w tej dziedzinie ze 161 tysięcy w 2020 roku do 180 tysięcy 10 lat później.

Ludzie bywają niezastąpieni

Profesor ekonomii z University of California, Barry Eichengreen, w artykule na platformie Project Syndicate wskazał profesje, których przedstawiciele mogą czuć się bezpieczni, bo ekspansja sztucznej inteligencji raczej nie będzie ich dotyczyć. "Najbezpieczniejsze będą zawody wymagające empatii i oryginalności. Empatia tworzy międzyludzkie współczucie i zrozumienie, które są fundamentalne dla interakcji społecznych i dobrego samopoczucia emocjonalnego. Typowa dla człowieka jest też oryginalność. Ta cecha oznacza, że ktoś potrafi zrobić coś, czego wcześniej nikt inny nie zrobił" - napisał prof. Eichengreen.

Z badania przeprowadzonego przez BCG i Faethm wynika, że przymioty typowo ludzie, takie jak empatia, współczucie i kreatywność nadal będą bardzo cenione na rynku pracy. To oznacza, że będzie duże zapotrzebowanie na pracowników służby zdrowia, szkolnictwa i usług społecznych.

W Stanach Zjednoczonych deficyt rąk do pracy w szkolnictwie wzrośnie do 2030 roku do 1,1 miliona osób i do prawie 1,7 miliona w grupie pracowników służby zdrowia i wsparcia technicznego. W Niemczech w tym samym czasie zabraknie 346 tysięcy osób w sektorze edukacji, a niedobór pracowników służby zdrowia i wsparcia technicznego wzrośnie do 254 tysięcy. Natomiast w Australii deficyt pracowników w tej drugiej grupie pod koniec dekady szacowany jest na 168 tysięcy.

Jacek Brzeski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Amnesty International | Sztuczna inteligencja | miejsca pracy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »