Bezrobocie rekordowo niskie, ale nie wszędzie. Na mapie są "czarne punkty"
Jak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego, bezrobocie w Polsce jest na rekordowo niskim poziomie i wyniosło w lipcu 5 proc. w skali kraju. Jednak taki wynik w dużej mierze napompowały miejskie aglomeracje. Poza ich granicami znajdują się natomiast regiony, gdzie bez pracy pozostaje nawet kilkanaście procent mieszkańców. I stanowią one niemałą grupę.
Statystyka to dziedzina, która wybiórczo traktowana może dać potwierdzenie dwóch, przeczących sobie tez, a do udowodnienia których skorzystano z tej samej bazy danych. W ostatnim czasie w polskiej debacie publicznej trwa "licytacja na bezrobocie", w której głównie czynny udział biorą politycy.
Pozostawiając jednak historię, a skupiając się na teraźniejszości, warto odpowiedzieć na dwa pytania. Czy w Polsce mamy rekordowo niskie bezrobocie w skali kraju? Tak. Czy każdy Polak bez problemu znajdzie pracę? Nie.
Według Głównego Urzędu Statystycznego bezrobocie rejestrowane w Polsce w lipcu br. wyniosło 5 proc. co oznacza najniższy odczyt w historii. Łącznie status osoby bez pracy, lecz szukającej jej, w tym czasie posiadało 782,4 tys. mieszkańców naszego kraju.
Takie dane oznaczają utrzymanie średniej z czerwca oraz spadek liczby bezrobotnych o tysiąc. Należy przy tym pamiętać, że okres letni cechuje się wzmożonym zapotrzebowaniem na pracowników tymczasowych, w szczególności w branży rolniczej czy hotelarsko-gastronomicznej. Pogoda oraz większa aktywność turystów napędzają pracę w obu sektorach.
Jednak, gdy spojrzymy na szczegółowe dane Urzędu, historyczny wynik traci na kolorycie. Można bowiem zauważyć, że liczba województw ze wskaźnikiem bezrobocia większym od średniej był wyższy od odsetka regionów, w których o pracę było teoretycznie łatwiej. Stosunek wyniósł dziewięć do siedmiu.
Wskaźnik przewyższający 5 proc. odnotowano w województwach: podkarpackim (8,4 proc.); warmińsko-mazurskim (8,2 proc.); świętokrzyskim (7,6 proc.); lubelskim (7,5 proc.); podlaskim (7,1 proc.); kujawsko-pomorskim (7 proc.); zachodniopomorskim (6,3 proc.); opolskim (6,1 proc.) oraz łódzkim (5,5 proc.). Natomiast na przeciwległym biegunie znalazły się województwa: małopolskie, pomorskie i dolnośląskie (w każdy przypadku 4,4 proc.); lubuskie (4,2 proc.); mazowieckie (4 proc.); śląskie (3,6 proc.) oraz wielkopolskie (2,9 proc.).
Jednocześnie GUS mierzy wskaźnik osób bez pracy z wyszczególnieniem na powiaty. Tych w Polsce jest 380, natomiast sam stosunek regionów ponad średnią wyniósł 248 do 132 (65 proc. do 35 proc.) miejsc w kraju, w których odsetek bezrobotnych względem mieszkańców był równy lub niższy 5 proc.
U szczytu listy znajdują się największe aglomeracje miejskie. Najniższe bezrobocie bowiem odnotowano w m.in. Poznaniu i powiecie poznańskim (kolejno 1 i 1,1 proc.), Katowicach (1,1 proc.) czy w Warszawie (1,3 proc.). Wysoko także jest Wrocław i powiat wrocławski (w obu przypadkach po 1,5 proc.) czy Kraków (2 proc.).
Natomiast na samym dole znajdują się regiony, w których stosunek bezrobotnych do mieszkańców wynosi nawet kilkanaście procent. Najtrudniej pracę znaleźć w powiecie szydłowieckim (woj. mazowieckie), gdzie stopa bezrobocia wyniosła w lipcu 24,6 proc. Na kolejnych miejscach znalazły się także powiaty brzozowski (podkarpacie), gdzie bez pracy pozostaje 19,3 proc. mieszkańców czy przysuski (mazowieckie) z wynikiem 18,4 proc.
Ogółem powiatów, gdzie omawiany wskaźnik był wyższy niż 10 proc. jest w Polsce 85 - to 22,3 proc. regionów w całym kraju. Tych miejsc, które mieszczą się w przedziale od 5,1 do 9,9 proc. jest natomiast blisko 43 proc. (163 powiaty), w tym zaledwie siedem miast liczących więcej niż 100 tys. mieszkańców - są nimi Płock, Elbląg, Radom, Sosnowiec, Bytom, Włocławek i Białystok.
Należy jednak pamiętać, że stosunek liczony przez GUS wynika tez m.in. z liczby mieszkańców w danym regionie. Przywołując za przykład wspomniany wcześniej powiat szydłowiecki, to liczba bezrobotnych w tym regionie wynosi 3 tys. (24,6 proc.), natomiast w Warszawie analogiczny wskaźnik wynosi 18,9 tys. osób, czyli 1,3 proc. w skali miasta.
Nie można też zapomnieć o porównaniu ogólnopolskiej statystyki z tożsamymi badaniami dotyczącymi krajów Unii Europejskiej. Na tle wspólnoty rynek pracy w Polsce wygląda na jeden z najmocniejszych. W lipcu zajęliśmy drugie miejsce, zaraz za Maltą, osiągając stopę bezrobocia jako wskaźnik oczyszczony z czynników sezonowych na poziomie 2,7 proc. Średnia dla całej UE wyniosła w tym czasie 5,9 proc.
Siłę pracowników na rynku widać także w innych badaniach. Jednym z nich jest to, które mierzy "średnią krajową" w Polsce. Z ostatnich danych GUS wynika, że omawiany wskaźnik wzrósł w lipcu do 7485 zł brutto, czyli o 10,4 proc. w porównaniu do ubiegłego roku. Jednak i w tym przypadku można doszukać się kilku "ale".
Nie wszyscy pracownicy bowiem tyle zarabiają. GUS mierzy średnie wynagrodzenie w przedsiębiorstwach, zatrudniających co najmniej 10 pracowników. Jednocześnie inflacja w tym miesiącu była wyższa i wyniosła 10,8 proc. rdr.
Dodatkowo widać rozbieżność pomiędzy branżami. W przypadku grupy "górnictwo i wydobywanie" można było mówić o średnich płacach na poziomie 14 933 zł brutto, natomiast w sekcji "zakwaterowanie i gastronomia" kwota ta wyniosła 5452,25 zł brutto.
Dlatego statystyka to broń obusieczna. Podwyżka płacy minimalnej o blisko 20 proc. w przyszłym roku (z obecnych 3600 zł brutto do 4300 zł brutto od 1 lipca 2024 r.) ma być zyskiem dla 3,6 mln pracowników - według szacunków Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej. Analogiczny wzrost przed rokiem był natomiast korzyścią dla blisko 3 mln zatrudnionych.